Michał Białoński: Za taki wybór Cezary Kulesza byłby obrzucony kamieniami

Gdyby szef PZPN Cezary Kulesza powierzył reprezentację Polski rodzimej wersji Zlatko Dalicia, przez ekspertów i opinię publiczną zostałby obrzucony kamieniami krytyki. Nie inaczej by było, gdyby się zdecydował na naszą wersję Lionela Scaloniego, który nie miał żadnych sukcesów trenerskich, co nie przeszkodziło mu z Argentyną w zdobyciu mistrzostwa świata. U nas ma być obcokrajowiec i basta.

Martwi mnie też jedno zjawisko: całą problematykę reprezentacji Polski sprowadzamy do wyboru selekcjonera. Wszyscy nasłuchują, na kogo postawi Cezary Kulesza. Czy na Polaka, czy na zagranicznego, a może po prostu wybierze dobrego fachowca, bez względu na jego obywatelstwo. Natomiast nikt nie zwraca uwagi, że koniec końców odpowiedzialność za wynik spadać powinna na piłkarzy, których wybielamy po każdej wpadce, a głosami krytyki ładujemy tylko w trenerów. Lecą głowy: Engela, Janasa, Beenhakkera, Smudy, Fornalika, Nawałki, Brzęczka, Sousy, Michniewicza. Psy szczekają, karawana jedzie dalej z uchachanymi piłkarzami.

 

ZOBACZ TAKŻE: Czesław Michniewicz zdradził, kto będzie jego następcą w reprezentacji Polski?


Może warto zatem wrócić do źródeł i stworzyć coś na wzór karty reprezentanta Polski, która przypomni obowiązki wynikające z gry z Orłem Białym na piersi?


By każdy miał świadomość, że wsiadanie na karuzelę z napisem "reprezentacja Polski" to nie tylko splendor, sława, pieniądze, ale przede wszystkim odpowiedzialność za jej losy, harówka na boisku i waleczność.

 

Ktoś powie, że ciężko milionerom wydobyć z siebie taką ambicję, jaką prezentowało pokolenie Grzegorza Laty, Zbigniewa Bońka, czy śp. Włodzimierza Smolarka. Obserwując na żywo w Katarze widziałem jednak, że nie mniej zamożnym od naszych piłkarzy Chorwatom udaje się rzucić wszystko na jedną szalę, wypruwać flaki w walce za naród swój – jak śpiewają fani Hrvatskiej. Na mecz z Brazylią, która była tak samo faworyzowana, jak Francja w 1/8 finału przeciw Polsce, wyszli jak po swoje. Nie przejmowali się faktem, że za wyjątkiem Luki Modricia, "Kanarki" miały potencjał o klasę wyższy na pozostałych pozycjach. Chorwaci wiedzieli, że zespołem, walecznością i wiarą w siebie mogą zasypać ten dystans. I go zasypali.


Biało-Czerwoni przeciw Francji wyszli zrobić dobre wrażenie, a nie niespodziankę. Robert Lewandowski był jedynym rozradowanym kapitanem spośród wszystkich, którym zatrzasnęły się podwoje ćwierćfinału. I te fakty nie dają mi spokoju.

 

Reprezentacja jest dobrem nadrzędnym dla każdego sportowca. Zdecydowanie bardziej wolę widzieć płaczącą Igę Świątek po porażce z Jessicą Pegulą niż uśmiechniętego kapitana piłkarskiej kadry, w rozmowie z Kylianem Mbappe.

 

Nie mogę też odeprzeć wrażenia, że 34 lata po upadku PRL-u nadal mamy w sobie sporo nieuzasadnionych kompleksów. Przejawiają się w różny sposób. Nawet poprzez lobbing w wyborze selekcjonera. Wielu ekspertom się wydaje, że tylko duże nazwisko z zagranicy może zbawić reprezentację Polski. Pomijam już fakt, że dziś na rynku nie ma wolnego, które w szatni byłoby przyćmić to Roberta Lewandowskiego.

 

Chorwaci, którzy z dwóch ostatnich mundiali wrócili z medalami, nie szukali jeźdźca na białym koniu z zagranicy. Gdyby Cezary Kulesza postawił na naszą wersję Zlatko Dalicia, zostałby pewnie wygwizdany, a może nawet obrzucony kamieniami. W kraju Dalić był kompletnie niedoceniany. W 2008 r. Rijeka zwolniła go przed startem sezonu, bo odpadł z Pucharu Intertoto z FK Renova. W Albanii z Dinamem Tirana zdobył Superpuchar, ale sam zrezygnował po tym, jak przegrał dwukrotnie derby z Partizanem.

 

Nie zrobił furory ze Slavenem Belupo Koprivnica. Wybił się dopiero w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Al Ain FC, gdzie przejął schedę po Quique Sanchezie Floresie. W 2014 r. dostał tytuł Trenera Roku Pro-League Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dlaczego? Za wygranie grupy Azjatyckiej Ligi Mistrzów, pierwszy awans do fazy pucharowej od 2006 r. W półfinale ALM przegrał ze swym poprzednim klubem Al-Hilal. Zrewanżował się jednak wygraną w finale Pucharu Prezydenta ZEA, zdobywając pierwsze trofeum. W sezonie 2014-15 zdobył mistrzostwo kraju z 11-punktami przewagi, tracąc rekordowo mało goli (zaledwie 19), notując serię 15 meczów bez porażki.

 

W marca 2014, gdy Dalić został zatrudniony, Al Ain było 335. klubem świata. Pod jego batutą awansowało na 122. pozycję, spośród klubów Azji wyprzedzały go tylko cztery ośrodki.

 

W kwietniu 2017 r. Dalić zrezygnował, tłumacząc, że potrzebuje odpocząć. Pół roku później, 7 października został mianowany selekcjonerem Chorwacji, przejmując stery po zwolnionym za słabe wyniki Ante Caciciu. Pomimo sukcesów z Al Ain FC nie był wyborem oczywistym. Resztę tej pięknej historii państwo znacie: wicemistrzostwo świata w 2018 r., brązowy medal w 2022, w czerwcu udział w Final Four Ligi Narodów, po tym jak pokonał na wyjeździe Francję.


W Chorwacji postawili na swoje człowieka, zbudowali go, a nie wołali o cudotwórcę z zagranicy, jakiego chce większość ekspertów w Polsce.

Interia
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie