Siatkówka nie dla kibica, czyli jak CEV zabija Ligę Mistrzów

Siatkówka nie dla kibica, czyli jak CEV zabija Ligę Mistrzów
fot. PAP
Europejska federacja siatkarska strzela sobie w stopę nie tylko niskimi nagrodami, ale także całkowitym brakiem kontroli nad marketingową stroną rozgrywek.

W futbolu równie istotnym elementem zabawy w Ligę Mistrzów są idące za tym gratyfikacje pozwalające klubom wejść na galaktyczny poziom. W siatkówce to ból głowy księgowych, bo do europejskich pucharów zwyczajnie się dokłada. Europejska federacja siatkarska strzela sobie w stopę nie tylko niskimi nagrodami, ale także całkowitym brakiem kontroli nad marketingową stroną rozgrywek. I serwuje nam - nomen omen - pięć meczów polskich drużyn jednego dnia, niemal o jednej porze.

11 stycznia 2023 roku, przykładowy dzień z życia siatkarskiego kibica śledzącego występy polskich zespołów w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach na Starym Kontynencie. Od 17 można oglądać występ Grupy Azoty ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle z CEV Karlovarsko, półtorej godziny później – nie zważając, że wspomniany wcześniej mecz może nie zamknąć się w trzech setach – Aluron CMC Warta Zawiercie zmierzy się z Halbankiem Ankara. Ale żeby nie było tak prosto wybrać polskiemu kibicowi bliższą sercu transmisję, o 18 batalię z Vojvodiną Nowy Sad rozpocznie Jastrzębski Węgiel. Wszystkie trzy polskie zespoły grają na wyjeździe, władze naszych klubów są więc bezradne, by rozłożyć plan gier na niekolidujące ze sobą pory.

 

ZOBACZ TAKŻE: Legenda skomentowała zachowania Fajdka na gali Mistrzów Sportu


Ale to nie koniec nakładających się ze sobą terminów, może nawet dość zabawnej koincydencji, gdyby nie godziła ona w interes kibica. Polskiego kibica – dodajmy - a więc reprezentującego jedną z najistotniejszych federacji w Europie z punktu widzenia siły siatkówki i klubowej, i reprezentacyjnej. O 18 można zobaczyć również kobiecą batalię ŁKS Commercecon z Fenerbahce Stambuł. Godzinę wcześniej w innej turecko-polskiej rywalizacji swój mecz rozpocznie na wyjeździe Grupa Azoty Chemik Police, rywalem Eczacibasi Stambuł.


A teraz zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie sytuację, w której w piłkarskim światku jednego dnia, o jednej porze - już niezależnie od tego, czy u siebie, czy na boisku rywala – wychodzą na boisko drużyny Realu Madryt, Atletico Madryt, Barcelony i powiedzmy Villarreal. Ten sam dzień, ta sama pora, zespoły z tego samego miasta, kluby wizytówki ważne nie tylko dla hiszpańskiej piłki, ale całego europejskiego kramu piłkarskiego. Stawiam za przykład drużyny z Półwyspu Iberyjskiego, bo znaczą one tyle dla UEFA, a więc organizatora Ligi Mistrzów, co per analogiam w siatkówce dla CEV ZAKSA, która triumfowała w elicie klubowej Europy dwa lata z rzędu.


Kibic nie musi znać niuansów związanych ze sportowymi kuluarami. Ale warto w tym momencie wyjaśnić mu ten brak marketingowych kompetencji, nim jego złość wyleje się tyleż na drużyny biorące udział w symultanicznych spektaklach, co na nadawcę, który jest w takich chwilach bezradny. Polsat, który od blisko dwóch dekad dzierży przywilej pokazywania meczów pucharowych w Polsce, jest w tej dobrej sytuacji, że ma kilka anten, dzięki czemu udaje się rozłożyć po kanałach kolidujące ze sobą mecze. Mimo to zawsze ktoś pozostanie nieusatysfakcjonowany, bo nie każdy ma dostęp do pełnej oferty, poza tym nikt nie dopuszcza do myśli, że jakaś tęga marketingowa głowa mogłaby wymyślić taki pasztet.


Nie jest to błaha sprawa, biorąc pod uwagę, jak przez takie ruchy tracą na znaczeniu występy w Europie. Miast budować markę, zdobywać przez to sponsorów, CEV „uwala” swój własny produkt, konsekwentnie skłaniając kluby, by rezygnowały z tej dość kosztownej rozrywki. Znamy coraz częstsze przypadki rezygnacji z udziału w pomniejszym Pucharze CEV, należy się więc spodziewać, że niezależnie od konsekwencji polscy działacze będą mieli notoryczny problem, by zgłosić do rozgrywek komplet drużyn, nawet tych ligomistrzowych.


Ponad dekadę temu badałem, ile można zarobić na europejskich pucharach w siatkówce, okazywało się, że można do interesu jedynie dołożyć. CEV tłumaczył wówczas, że nie jest w stanie przyciągnąć tak bogatych sponsorów jak piłka nożna, że to kategoria przywileju, a nie okazja do tego, by tworzyć fortuny, etc. Działacze klubowi z Polski obiecywali wtedy, że razem z innymi silnymi federacjami nie pozostaną wobec tego obojętne i zawiążą koalicję na rzecz reform w tej kwestii. Niewiele się od tego czasu zmieniło. ZAKSA zarobiła za wygranie ubiegłorocznej Ligi Mistrzów zaledwie 500 tys. euro, czyli dwa razy mniej niż kluby piłkarskie zgarniają za grupowy remis (!). Dodajmy, że w trwającym właśnie sezonie UEFA przeznaczyła na wynagrodzenia dla klubów ponad dwa miliardy euro. Ile przeznaczy w sumie CEV, wstyd w ogóle pisać. Więc nie dość, że jest biednie, to jeszcze siatkarska federacja robi wszystko, by zupełnie zabić radość z oglądania drużyn, którym się kibicuje. Wydaje się, że mniemaniu CEV siatkówka jest dla wszystkich, tylko nie dla fanów.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie