"Jeśli selekcjoner koniecznie musi być zagraniczny, to Petković wygląda najciekawiej"

"Jeśli selekcjoner koniecznie musi być zagraniczny, to Petković wygląda najciekawiej"
fot. PAP
"Jeśli selekcjoner koniecznie musi być zagraniczny, to Petković wygląda najciekawiej"

Francuzi selekcjonera drużyny narodowej zwykle mają francuskiego, Argentyńczycy argentyńskiego, Brazylijczycy brazylijskiego, Amerykanie amerykańskiego, Niemcy niemieckiego, Hiszpanie hiszpańskiego, Włosi włoskiego, Czesi czeskiego. W tym przypadku nie zamierzamy być tacy jak inni. Presja na wybór selekcjonera zagranicznego jest obecnie tak duża, że prezes PZPN nie ma innego wyjścia.

Naród żąda zagranicznego, więc będzie zagraniczny. Nie do końca zgadzam się z tym sztucznym kryterium, bo trener powinien być przede wszystkim dobry, a paszport jest dużo mniej istotny, ale faktem jest, że z punktu widzenia Cezarego Kuleszy, aby uspokoić na jakiś czas sytuację, najbardziej wygodną i poprawną politycznie opcją będzie właśnie ktoś z zewnątrz. I trudno mu się dziwić, że najprawdopodobniej tym razem popłynie z głównym nurtem.

 

Zobacz także: Ten kandydat powtórzy historię Paulo Sousy? Zaskakujące doniesienia

 

Bo wiadomo, pojawi się fachowiec, nieuwikłany w układy, ze świeżym spojrzeniem. No i oczywiście nauczy nas grać po europejsku, otworzy oczy, to będzie wreszcie futbol piękny dla oka. Obrońcy będą wyprowadzać piłkę technicznie z gracją, zamiast lagi na napastnika. A i kapitan będzie szczęśliwy, bo wreszcie dostanie odpowiednią liczbę podań od Piotra Zielińskiego. Na koniec klasyk powie: ręce same składają się do oklasków.

 

To oczywiście sarkazm, bo przecież prawdopodobieństwo, że nagle wszystko zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jest znikome. I bardziej realny jest scenariusz jaki nie tak dawno przecież był udziałem Paulo Sousy. Sekwencje jego pracy w skrócie: dobre wrażenie – skasowanie naiwniaków - porażka – ucieczka.


Z drugiej strony każdy przypadek jest inny. I nie można zakładać, że każdy kandydat będzie zamierzał jak najmniejszym nakładem sił zarobić jak najwięcej i potraktuje przygodę z reprezentacją jak bankomat. Jak się dobrze wybierze, to może być naprawdę dobrze. Taki trener naprawdę może dać impuls, może wykonać kawał dobrej roboty, a nie tylko administrować i dawać polskiej piłce swoje lepsze, „bo zagraniczne” nazwisko.

 

Między bajki należało wkładać doniesienia o realnie możliwym zatrudnieniu trenerów z górnej półki, jak Roberto Martinez choćby, bo szkoleniowcy winszujący sobie za swoje usługi między trzy a cztery miliony euro. PZPN szczycący się rekordowym budżetem musiałby poświęcić jego połowę na pensję dla trenera, jego sztabu i ewentualne premie. Ale oczywiście zapytać można, tak jak jednego z najlepiej zarabiających obecnie trenerów świata, który do tego ma ważny kontrakt z Atletico Madryt, czyli Diego Simeone (informował o tym Roman Kołtoń).


Nawet gdyby jakimś cudem udało się taką kwotę (na trenera w przedziale Martineza) uzbierać, to czy naprawdę warto wydawać akurat na ten cel tak wiele (około 20 mln złotych rocznie), gdy w Polsce lansuje się zaciskanie pasa, a w piłce brakuje pieniędzy na szkolenie trenerów młodzieży czy budowę boisk? Tym bardziej, że gwarancji taki trener nie daje żadnych. I w ogóle jest pytanie czy realną weryfikacja jakiegokolwiek szkoleniowca będą czekające nas boje w eliminacjach z takimi rywalami jak Czechy, Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze?

 

Przecież taki wysokobudżetowy trener równie dobrze może zająć w tej stawce premiowane drugie miejsce, a później podczas turnieju nie wyjść z grupy (jak Sousa) i tłumaczyć, że była zbyt mocna. I co wtedy? Będziemy bronić koncepcji i przekonywać, że Polak pewnie też by odpadł, ale za to w gorszym stylu?

 

Jeśli już musi być obcokrajowiec (uważam, że mamy przynajmniej kilku rodzimych, którzy świetnie by sobie poradzili), to weźmy takiego, który nie zrujnuje budżetu i potraktuje pracę tu prestiżowo. Jasne, że nie jest to łatwe, bo przecież wszyscy kandydaci zapewniają, że od dziecka marzyli o robocie w PZPN, ale ważny jest w tym przypadku piłkarski nos prezesa, dobry „risercz”, rozeznanie.

 

Jeśli kandydat ma za sobą dwadzieścia miejsc pracy i zwykle rozstawał się z pracodawcą w kiepskiej atmosferze przed końcem kontraktu, to prawdopodobieństwo, że tym razem będzie podobnie jest ogromne. „Przegląd Sportowy” poinformował, że prezes bierze pod uwagę już tylko trzech kandydatów. Portugalczyka Bento, Anglika Gerrarda i Bośniaka Petkovica.


Najciekawsza jest ta ostatnia kandydatura. Właśnie dlatego, że prowadził reprezentację narodową, mniej więcej w tamtym czasie z naszej półki, czyli Szwajcarię, długo (7 lat) i z sukcesami. Na ostatnich mistrzostwach Europy przegrał dopiero w ćwierćfinale po karnych z Hiszpanią, wcześniej wyrzucając mistrzów świata Francuzów. W 2016 wyszedł z grupy odpadł z Polską. Wychodził też z grupy podczas mundialu w 2018 roku, a rok później grał ze Szwajcarią w Final Four Ligi Narodów. Dzięki swojej systemowej pracy dołączył Helwetów do czołówki europejskiej, potrafił wycisnąć maksimum z utalentowanego pokolenia, które się im trafiło. I to nie były zamierzchłe czasy, w Szwajcarii pracował jeszcze kilkanaście miesięcy temu (później nieudany epizod z Bordeaux).


Z oczywistych powodów jest w stanie bardzo szybko dogadywać się po polsku i słyszymy, że chciałby to zrobić. Do tego deklaruje, że weźmie ze sobą jednego mocnego asystenta (Włocha), a do sztabu dołączą Polacy. No i najważniejsze, byłby gotów podjąć wyzwanie za pensję w przedziale 1,2-1,5 mln euro. To co prawda trzy razy tyle ile kasował poprzednik, ale dużo mniej niż oczekują inni kandydaci.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie