Piotr Lisek: trudniej jest powtórzyć sześć metrów niż skoczyć pierwszy raz

Inne
Piotr Lisek: trudniej jest powtórzyć sześć metrów niż skoczyć pierwszy raz
fot. PAP
Piotr Lisek

"Trudniej jest powtórzyć sześć metrów niż skoczyć pierwszy raz" - powiedział PAP tyczkarz Piotr Lisek, który przyznał, że jest w nim sporo złości po minionym roku, ale się nie poddaje, bo inaczej musiałby pójść na sportową emeryturę, a jeszcze o tym nie myśli.

Lisek ma za sobą jeden z najtrudniejszych sezonów w karierze. Zarówno w mistrzostwach świata w Eugene, jak i w mistrzostwach Europy w Monachium odpadł w eliminacjach. Zaliczył jedynie 5,50, co jest bardzo dalekie od jego rekordu życiowego z 2019 roku, który wynosi 6,02 i jest rekordem kraju.

 

"Trudno, abym w każdym sezonie przez siedem lat był na absolutnym szczycie. A tak było od 2015 roku, bo co roku przywoziłem medal z przynajmniej jednej imprezy mistrzowskiej. W 2022 roku przyszło zmęczenie organizmu. To był główny powód słabszych wyników. Tak to oceniam" - podkreślił Lisek.

 

Przed kolejnym sezonem wraz z trenerem Marcinem Szczepańskim nie postawili jednak na rewolucję w przygotowaniach, lecz idą sprawdzonym tokiem. Nieco więcej uwagi zwracają jednak na pojawiające się w tyczkarskim środowisku nowinki, ale baza została taka sama.

 

"Sięgamy po badania na temat żywienia i jakości treningu, a także protokołów dotyczących poszczególnych dolegliwości czy kontuzji. Absolutnie nie zwątpiłem w mojego szkoleniowca po jednym słabszym sezonie. Obaj idziemy w dobrym kierunku. Marcin mocno mnie słucha, bo ja już mam swoje doświadczenie w tej konkurencji. Gdybym miał 18-20 lat, to współpraca z trenerem, który jest dwa lata starszy, nie miałaby prawa się udać. W przypadku starszego zawodnika jest inaczej" - tłumaczył.

 

W 2023 najlepszy polski tyczkarz ostatnich lat chce przekuć sportową złość w lepsze rezultaty.

 

"Chciałbym wrócić na swój najlepszy poziom. W poprzednim roku nie wszystko "zatrybiło". Cały czas jednak robię swoje. Pokuszę się o być może niepopularną opinię, ale ona jest moja, wynika z mojego doświadczenia. Trudniej jest powtórzyć sześć metrów niż skoczyć pierwszy raz. Żartowaliśmy ostatnio z Marcinem (Szczepańskim - PAP), że wiele osób zakładało, iż Lisek po prostu jest i zawsze jakiś medal z mistrzostw świata czy Europy przywiezie. Okazało się, że nie jest to takie proste, jak się wielu wydawało. Może nie wszyscy zdawali też sobie sprawę, jak wiele pracy kosztowało mnie to, aby znaleźć się w miejscu, w którym byłem" - zaznaczył tyczkarz OSOT Szczecin.

 

Podkreślił, że nigdy w wywiadach nie przechwalał się swoimi osiągnięciami i nie obiecywał skoków powyżej sześciu metrów. "Wiem, jak to zrobić, ale nie wiem, czy mi się to uda" - ocenił ze szczerością w głosie.

 

Według niego skok o tyczce jest obecnie konkurencją, w której nie zawsze przygotowanie motoryczne czy siłowe przekłada się na wynik. Treningi i obserwowane przez szkoleniowców parametry nie muszą więc być gorsze niż w ubiegłych sezonach, ale wyniku sportowego na tym samym poziomie może nie być. Dla wielu to zagadkowe i niezrozumiałe, ale zdaniem Liska bardzo mocno związane ze sferą psychiczną, a także dyspozycją chwili, gotowością mentalną w danym momencie.

 

"Wiem, jaki wynik by mnie w tym sezonie satysfakcjonował. Walka ze sobą i wylewanie potów na treningach bez jasnych celów nie miałyby prawa bytu. Mam cel, ale na pewno nie będzie to łatwe" - wskazał.

 

Lisek sezon zainauguruje 25 stycznia w niemieckim Cottbus. Cztery dni później wystartuje w Barcelonie, a potem czekają go dwa starty przed polską publicznością - 4 lutego w Łodzi i 8 lutego w Toruniu.

 

"Mamy wspaniałe zawody w Polsce, więc wszystkich zapraszam na halę. Kiedyś zabrałem swoich kolegów na zawody i oni przyznawali, że to całkiem inaczej wygląda na żywo niż przed telewizorem. Spróbujcie, zachęcam" - wspomniał.

 

Jak przyznał, po narodzeniu dziecka w życiu sportowca wiele się zmienia.

 

"Ja mam to szczęście, że żona jest wspaniałą matką i nigdy sobie nie wyobrażałem Oli w takiej roli, a spisuje się znakomicie. Odciąża mnie w wielu obowiązkach, więc mogę się skupić na sporcie. Na początku, zaraz po przyjściu dziecka na świat, nie jest łatwo, bo nikt nie daje instrukcji obsługi młodego człowieka, ale trzeba się z tym zmierzyć. Obecnie bycie tatą daje mi dużo mocy" - wskazał Lisek.

 

Córka Lila bardzo chętnie przychodzi na jego treningi i spaceruje z tyczką.

 

"Tylko bawimy się w sport. Nie zmuszamy jej do niczego. Zawsze mówiła, że albo będzie skakać w dal, albo o tyczce, ale ostatnio jej się zmieniło i wskazuje, że będzie śpiewać. Ja niestety uzdolniony muzycznie nie jestem. Nie umiem śpiewać ani grać na żadnym instrumencie. Wiem więc, że moja córka na pewno odziedziczyła piękny głos po mamie, bo moja żona bardzo ładnie śpiewa" - dodał.

 

Przyznał, że córka po nim jest za to... uparta. "Oby też miała moją otwartość do ludzi (śmiech). Widzę, że jest taka Lisica, z moimi cechami charakteru" - powiedział.

 

Zapytany, gdzie widzi się podczas marcowych halowych mistrzostw Europy w Stambule, przyznał, że będzie to dla niego kolejny etap walki z samym sobą.

 

"Będę chciał oddać serce na skoczni. W HME zawsze dobrze się pokazywałem. Mam złoto, srebro i brąz z minionych lat. Na pewno będzie jednak ciężej niż kiedykolwiek, aby wywalczyć jakąkolwiek +blachę+. Nie poddaję się jednak, bo w sporcie nie ma na to miejsca. Gdy zacznę się poddawać, to pójdę na sportową emeryturę. Na razie jednak w ogóle o tym nie myślę" - zadeklarował Lisek.

KN, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie