Bożydar Iwanow: Nie nazwisko, a chęć szczera. Kto najlepszy na selekcjonera?
Piłkarska „wielka gra” trwa. Cała futbolowa Polska bawi się w wybór nowego selekcjonera reprezentacji Polski, choć tak naprawdę czasem odnoszę wrażenie, że największy „fun” ma w tym czasie ten, który sam będzie w tej sprawie decydował: prezes PZPN Cezary Kulesza. Niemal codziennie i do jego uszu dobiegają przecież odgłosy na temat takiego czy innego nazwiska. Im ono głośniejsze, tworzące efekt wielkiego „wow”, tym lepiej.
Wizerunek federacji i rozmachu jej działań może dzięki temu wzbudzać podziw połączony z szacunkiem. Na kogo nas nie stać, o jak wielkiego „maga” nie czyniliśmy starania. A że potem coś na końcu stanęło na drodze do finalizacji umowy?
A przecież to ciągle piłka nożna, w której jednym z najczęściej używanych cytatów są słowa, że „nazwiska nie grają”. Najważniejsze będzie zatem nie to, kto jak pięknie będzie wyglądał na prezentacji i jakim dorobkiem będzie się mógł pochwalić. Istotne będą jego: entuzjazm, chęci, zaangażowanie, kwalifikacje, charyzma plus dogłębna znajomość tematu, nad którym niebawem będzie trzeba się pochylać.
ZOBACZ TAKŻE: "Trwają rozmowy między Gerrardem a Polską"
Nie wyobrażam sobie powtórki z Paolo Sousy, który miał co prawda swoją wizję i plan ale absolutnie nie pasowały ona do potencjału i rodzaju polskich piłkarzy. Przez kilka tygodni Portugalczyk nie był w stanie opanować materiału, z którego miał sklecić szatę, dlatego była ona w pewnych miejscach piękna, a w innych dosyć koślawa. Nie chcę trenera z fantastycznym CV, który do naszego kraju będzie przyjeżdżał od święta, na mecze ligowe uczęszczał z niechęcią, mieszkał zagranicą pod szyldem, że i tak przecież 90 procent kadry występuję w zachodnich ligach. A jeśli związek zmusi go do podjęcia współpracy z polskimi asystentami to będzie traktował ich jak nie przymierzając Ricardo Sa Pinto „nie swoich” asystentów w Legii Warszawa. Czyli jak piąte koło u wozu, chowając ich de facto do szafy. Dlatego nie krzyknę głośno „hurra” gdy niebawem dowiemy się, że mamy Renarda, Gerrarda, Bento czy Petkovića. „Tylko” nazwisko nie uzdrowi naszej reprezentacji. Do tego potrzebna jest szerszy projekt. I wizja.
Kulesza może zazdrościć swoim kolegom po fachu ze związków siatkarskiego i koszykarskiego. Mają na stanowisku selekcjonerów męskich odmian tych dyscyplin szkoleniowców zagranicznych, którzy jednak doskonale znają nasz rynek, bo prowadzili już nasze kluby. Igor Milicić nawet grał w nich jako zawodnik z medalami polskiej ligi basketa, a Nikola Grbić, którego osiągnięcia w roli siatkarza są imponujące, jako trener też wygrywał z siatkarską ZAKSĄ Ligę Mistrzów. Oczywiście w futbolu z wielu względów taka sytuacja nam nie „grozi”. Ale kierunek obrany przez władze PZPS-u i PZKosza jest interesujący. I daje piorunujące efekty. Skopiować się go niestety nie da. Przecież żaden z zagranicznych trenerów w polskiej piłce za długo i tak się nie utrzyma. Poza tym nikt w tej chwili chyba nie widzi w tej roli Kosty Runjaica pracującego w Legii Warszawa, a argumentem przeciw Nenadowi Bjelicy jest fakt, że nie zdobył z Lechem Poznań mistrzostwa. Ale zarówno z Austrią Wiedeń i Dinamem Zagrzeb był w Champions League. Pracował też we Włoszech, ma „mocną” kartę zawodniczą z występami w Bundeslidze i hiszpańskiej La Liga. Mówi w wielu językach, w tym dobrze po polsku. Charyzma? Posiada. Wiedzę na temat polskiej piłki również. Jasne, że nie ma statusu Bento czy Petkovića. Ale samo CV nie jest jakąkolwiek gwarancją, że nagle Polska grać będzie jak SSC Napoli czy FC Barcelona. Jeżeli miałbym jednak znaleźć jakiś związek z kadrą koszykarzy i siatkarzy to znajdę go bez większego trudu. Milićić i Grbić to tak samo jak Bjelica szkoła bałkańska. Umówmy się, że pod wieloma względami bardziej pasująca do naszego polskiego temperamentu i charakteru niż włoska, portugalska czy szwajcarska. I nie jedynie ze względów sportowych. Może to daje więc większe szanse Petkovićowi? Przecież to z nim nie tylko ludziom ze związku ale i wszystkim „dookoła” łatwiej będzie się dogadać.