Geneza upadku AZS-u Częstochowa. Reportaż
AZS Częstochowa - jeden z najbardziej utytułowanych męskich klubów siatkarskich w Polsce. Multimedalista mistrzostw kraju, wielokrotny uczestnik europejskich pucharów oraz wychowawca wielu wybitnych zawodników, stanowiących o sile reprezentacji. Z legendarnego klubu została już tylko... legenda. Dlaczego?
Wymowne jest, że w 2012 roku, kiedy AZS osiągnął swój największy sukces na niwie europejskiej, czyli triumf w Pucharze Challenge, był to niejako początek końca klubu z ul. Dekabrystów. W kolejnym sezonie biało-zieloni przenieśli się do nowoczesnej hali przy ul. Żużlowej, ale od tamtego momentu AZS z krajowego i nie tylko krajowego potentata, stał się outsiderem rozgrywek PlusLigi.
W kolejnych latach często mówiło się w Częstochowie - brzydko, ale dosadnie - o "pudrowaniu trupa", bo AZS niby grał w polskiej elicie, ale przykro było patrzeć, jak osiąga kompromitujące wyniki, podczas gdy jeszcze kilka lat wstecz bił się z najlepszymi w Europie.
W 2017 roku stało się to, czego wielu spodziewało się już od dłuższego czasu. Po 30 latach gry na najwyższym szczeblu AZS opuścił szeregi najlepszych. Co ciekawe, nie brakowało opinii, że taki stan rzeczy pozwoli niejako uzdrowić sytuacje w klubie, który przejdzie tzw. "katharsis". Mówiło się, że przyjście nowego zarządu, rewolucja na każdym szczeblu sprawi, że sześciokrotny mistrz kraju szybko odbuduje się w pierwszej lidze, aby wrócić do elity.
Początek był obiecujący. AZS pod nowymi rządami rozkręcał się z każdym tygodniem i miesiącem na zapleczu PlusLigi. W efekcie wygrał zmagania, ale awansu nie uzyskał ze względu na ówczesny regulamin, który mówił, że triumfator ligi musi zmierzyć się dodatkowo w barażach o uzyskanie przepustki. AZS przegrał rywalizację z klubem z Bydgoszczy. Gdy wielu myślało, że w kolejnym sezonie podejmie kolejną próbę awansu, stoczył się na samo dno...
W sezonie 2018/2019 AZS utrzymał się sportowo, ale organizacyjnie nie podołał. Już przed sezonem mówiło się o problemach finansowych, chociaż zbudowano mocny zespół oraz chwalono się pozyskaniem potężnego sponsora tytularnego - Tauron. Do sezonu 2019/2020 AZS już nie przystąpił, gdyż nie dostał licencji za długi.
I od tamtej pory wielu kibiców siatkówki w naszym kraju może zastanawiać się, jak to się stało, że AZS-u Częstochowa już nie ma. Złożyło się na to kilka czynników. Odpowiedzialność można zrzucić co najmniej na kilka osób. Nie ma jednej klarownej odpowiedzi.
Pakosz, Bosek, Lisowski i źle wydatkowana dotacja
Konrad Pakosz, Ryszard Bosek i Roman Lisowski - do dziś w Częstochowie wielu kibiców AZS-u uważa, że to właśnie ta trójka "pogrzebała" klub. Gdy odchodzili z niego w 2017 roku, długów nie było. Jakiś czas później zaczęły pojawiać się doniesienia o źle wydatkowanej dotacji. AZS dostał ją na grę w PlusLidze, ale po spadku musiał ją zwrócić. W magistracie pokazano dokument, który argumentuje "zwrotkę".
"Na podstawie § 13 ust. 1 pkt 2 ww. umowy w związku ze spadkiem drużyny Klubu Sportowego „AZS Częstochowa” Sportowa Spółka Akcyjna z rozgrywek Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej S.A., Gmina Miasto Częstochowa rozwiązała umowę ze skutkiem natychmiastowym (umowa dotyczyła gry w Plus Lidze) i jednocześnie poinformowała Klub, o nieprzekazaniu na wskazane w umowie konto bankowe, drugiej transzy dotacji.
Na podstawie § 9 ust. 2 pkt a) ww. umowy, Klub złożył sprawozdanie częściowe z realizacji zadania oraz udostępnił do wglądu dokumenty mające potwierdzić prawidłowość wydatkowania środków dotyczących wykonania ww. przedsięwzięcia. Zgodnie z art. 17 ustawy z dnia 24 kwietnia 2003 r. o działalności pożytku publicznego (t.j. Dz.U. 2016 poz. 1817), przeprowadzono ocenę realizacji ww. zadania, a w jego wyniku ustalono istotne nieprawidłowości przy wydatkowaniu dotacji w określonym w umowie okresie rozliczeniowym.
Pismem z dnia 25.08.2017 r., w oparciu o zapis § 9 ust. 3 ww. umowy, wezwano Klub do złożenia dodatkowych informacji i wyjaśnień. W ww. piśmie przypomniano, że do rozliczenia nie mogły zostać zaliczone faktury, których data wystawienia była wcześniejsza niż 10.04.2017 r. oraz te dokumenty finansowe, które dotyczyły poniesionych wydatków przed ww. datą rozpoczęcia realizacji zadania publicznego.
Jednocześnie Klub został poproszony o wskazanie, wraz ze stosownym wyjaśnieniem, wysokości kwot, które odnosiły się do ww. okresu rozliczeniowego i były wystawione przez: „Profesjonalną Ligę Piłki Siatkowej” S.A. (f-ra VAT nr 275/05/2017), „BT Sport” (f-ra VAT nr 17/REK/06/2017), a także w zakresie stypendiów sportowych dla zawodników przyznanych przez KS „AZS Częstochowa” SSA dla: Adama Kowalskiego, Kamila Ociepki, Bartłomieja Janusa, Konrada Buczka, Rafała Szymury, Michała Szalachy, Tomasza Kowalskiego, Mykola Moroza, Oleksandra Grebeniuka (do rozliczenia mogły liczyć się tylko stypendia wypłacone w okresie obowiązywania umowy).
Ponadto w sprawozdaniu, w części dotyczącej rozliczenia, znalazły się pozycje stypendiów sportowych, w których wykazane zostały osoby nie będące zawodnikami (Mateusz Derda, Grzegorz Poznański, Michał Róg) oraz zawodnik, który przestał reprezentować Klub z końcem miesiąca stycznia 2017 r. (Paweł Adamajtis).
Wątpliwości dotyczyły także kosztów poniesionych przez Zleceniobiorcę, związanych z wynagrodzeniem szkoleniowca, którego dokument
finansowy sugerował, iż jego wynagrodzenie dotyczy prowadzenia drużyny występującej w „Młodej Lidze”.
Pismo złożone przez Klub w dniu 25.09.2017 r. dotyczące nieprawidłowości, tylko częściowo wyjaśniło wątpliwości związane z kwestiami finansowymi, w tym faktury, które nie powinny być uwzględnione przy zaliczeniu kosztów z dotacji na kwotę 28 601,92 zł. Pozostałe nieścisłości pozostały nierozstrzygnięte.
Kolejne pisma kierowane do Klubu AZS „Częstochowa” SSA, w którym w międzyczasie zmienił się zarząd spółki, również nie przyniosły satysfakcjonujących odpowiedzi Klubu związanych z wątpliwościami finansowymi" - brzmi pismo z magistratu.
Ostatecznie klub - zarządzany już przez nową spółkę, zwrócił miastu część dotacji wraz z odsetkami na wysokość 300 tysięcy złotych. Dług został rozdzielony na trzy raty i został spłacony w styczniu 2019 roku.
Dlaczego klub, któremu poważnie groził spadek, zgodził się na warunki otrzymania dotacji tylko w przypadku gry w PlusLidze? Czy doszło tutaj do zaniedbania poprzedniej spółki, która rządziła AZS-em? Mając niepewny byt w elicie należało zabezpieczyć się finansowo na taką ewentualność. Tymczasem klub otrzymał dotację, aby dwa miesiące później spaść z ligi i z tego tytułu musieć zwrócić jej część. I dlaczego spółka podesłała miastu stare faktury do sprawozdania z tytułu wydatkowania miejskich pieniędzy?
Inny zarzut, jaki można kierować do tamtejszej spółki, to brak znalezienia sponsora, który byłby wstanie wesprzeć klub. Konrad Pakosz wspominał o konferencji prasowej, na której przestrzegał, że brak wsparcia ze strony prywatnych firm może doprowadzić do upadku AZS-u. Słowa okazały się prorocze. Z kolei Ryszard Bosek sugeruje, że niektóre osoby z zewnątrz szkodziły klubowi, aby ten nie mógł znaleźć możnego darczyńcy.
Niestety, to tylko sugestie, które są niemożliwe do udowodnienia, podobnie jak zarzuty względem byłego siatkarza, a potem prezesa AZS-u - Andrzeja Szewińskiego, któremu rzekomo również miało zależeć na tym, aby klubowi wiodło się źle.
Miasto
A czy można mieć pretensje do miasta? Magistrat zasłania się prawem. I słusznie, bo samorządy lokalne nie dysponują własnymi pieniędzmi, a tymi z kieszeni podatników lub pochodzącymi z dotacji rządowych oraz unijnych (które notabene też pochodzą od obywateli). Toteż magistrat nie może wedle własnego uznania umarzać długów lub przymykać oka. Miasto musi rozliczać się z każdej złotówki, stąd zmusiło klub do oddania tej części dotacji, która była źle wydatkowana.
A czy miasto mogło wręczać klubowi wyższe dotacje? To już inna kwestia. Klub był outsiderem rozgrywek, a więc promował miasto na kiepskim poziomie, ale z drugiej strony wyższa dotacja mogłaby pozwolić na zbudowanie mocniejszej drużyny. Tak było chociażby w żużlowym Włókniarzu Częstochowa. Błędne koło.
Filipski i Czaja. Kontrakty bez pokrycia
I na koniec przechodzimy do ostatniej spółki, która zarządzała AZS-em, a konkretnie do prezesa Kamila Filipskiego oraz wiceprezesa Mateusza Czai. Ich tłumaczenia wyglądają następująco - przejęliśmy klub bez zadłużenia, ale dopiero później zaczęły wypadać "trupy z szafy". Zwrot dotacji został jednak spłacony, a klub i tak borykał się z długami.
Filipski w wywiadach wspominał następnie o tajemniczej fakturze, którą jeden z członków zarządu poprzedniej spółki wziął na sumę bagatela 400 tysięcy złotych i nie spłacił. Wydaje się jednak, że ówczesny prezes AZS-u stworzył tzw. syndrom oblężonej twierdzy. Wedle niego każdy był winny - od poprzedników, po miasto a na władzach PZPS skończywszy, bo nie przyznali klubowi licencji.
Niektóre jego tłumaczenia brzmią wręcz infantylnie. Jak to, że do otrzymania licencji przez AZS zabrakło dosłownie... godziny i jednego wysłanego maila. Oczywiście wina - jego zdaniem - leży po stronie PZPS, któremu zabrakło wyrozumiałości...
Koniec końców i Filipski przyznał się do błędu, który dobił istnienie AZS-u. Mianowicie, kiedy było już wiadomo o problemach finansowych klubu, postanowiono za wszelką cenę zbudować bardzo silny skład na sezon 2018/2019, który wcale nie był o wiele tańszy od tego, który rok wcześniej wygrał pierwszą ligę. Postawienie na tzw. wariant oszczędnościowy dałoby jeszcze nadzieje na uratowanie klubu, nawet gdyby miał on spaść do drugiej ligi.
Budowa mocnej drużyny przed sezonem 2017/2018, a więc tuż po spadku z PlusLigi, też po latach wydaje się być błędem. Wszak był to sezon, w którym triumfator pierwszej ligi nie uzyskiwał bezpośredniej promocji do elity. Filipski i Czaja chcieli jednak wejść do klubu z przytupem, pokazać się i mieć swoje "pięć minut".
Inna kwestia jest taka, że Filipski i Czaja weszli do klubu praktycznie bez żadnego zabezpieczenia finansowego, licząc na środki z miasta. I to jest przykra konkluzja genezy upadku AZS-u Częstochowa. Otóż klub upadł mając tak naprawdę niewielki dług. To jedynie pokazuje, jak fatalnie był zarządzany. Jak widać, na jego upadek złożyło się wiele lat i wiele czynników.
Przejdź na Polsatsport.pl