Były selekcjoner apeluje: Tylko nie zagraniczny! Podaje nazwiska
- Mieliśmy dwóch zagranicznych trenerów i żaden nie pracował na miarę oczekiwań. Jeden wyjechał obrażony, a wcześniej traktował nas jak "drewnoludków", co z lasu wychodzą i próbują szturmować Europę – mówi Antoni Piechniczek, selekcjoner, który był z reprezentacją na dwóch mundialach, a w 1982 w Hiszpanii zdobył z nią trzecie miejsce.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Trenerem reprezentacji nie będzie Polak. Pan bardzo optował za tą opcją. Co pan zrobi, jak selekcjonerem zostanie Paulo Bento czy Vladimir Petković?
Antoni Piechniczek, były selekcjoner: Harakiri nie popełnię, ale powiem, że wybór kolejnego trenera kadry nie może być jednoosobową decyzją prezesa, że to musi być akceptacja całego prezydium zarządu.
ZOBACZ TAKŻE: Condom... selekcjonerem reprezentacji Polski? Pojawił się sensacyjny kandydat!
A dlaczego pan nie chce trenera zza granicy?
U nas selekcjoner to, w sensie prestiżu, jest druga osoba po prezydencie kraju. Ja bym nie pytał, dlaczego Piechniczek nie chce. Niech raczej prezes Kulesza uzasadni swój wybór. Gdyby prezes powiedział, że trenerem kadry będzie Klopp lub Guardiola, to ja bym może nie miał nic przeciwko. My jednak o tej półce nie rozmawiamy.
Ma pan rację. Nie o tej.
Dodatkowo od 1974 roku do mistrzostw świata w Katarze mieliśmy tylko cztery przypadki, gdzie zagraniczny trener pracujący w innym kraju osiągnął jakiś sukces. To chyba nie najlepsza statystyka.
Może to nie jest jednak taki zły pomysł.
Nie chciałbym wracać do lat 70-tych i 80-tych, gdzie osiągaliśmy największe sukcesy i przypominać, że za tymi sukcesami stali polscy trenerzy. Po drodze mieliśmy dwóch zagranicznych trenerów i żaden nie pracował na miarę oczekiwań. Jeden wyjechał obrażony, a wcześniej traktował nas jak drewnoludków, co z lasu wychodzą i próbują szturmować Europę. Drugi poprosił o rozwiązanie umowy, żeby w Brazylii prowadzić klub.
Nie można jednak już teraz stwierdzić, że trzeci zagraniczny trener też będzie do kitu.
Może i nie, ale po ostatnim mundialu, gdzie wyszliśmy z grupy po 36 latach, znów możemy powiedzieć, że powody do satysfakcji dał nam Polak. Czesław Michniewicz wykonał też inny cel, jakim było utrzymanie naszej drużyny w dywizji A Ligi Narodów. Reprezentacja nie grała na miarę oczekiwań, ale mimo wszystko można mówić o pewnym sukcesie i o tym, że tego dokonał Polak.
Z faktami nie będę dyskutował.
A ja jeszcze chciałbym dodać to, co już powiedziałem wcześniej, bo to jest dla mnie istotne. Mianowicie chodzi o to, że wybór selekcjonera elektryzuje równie mocno, jak wybór prezydenta kraju. A ja jestem autentycznym patriotą, kocham nasz kraj, wszystko, co najlepsze zawdzięczam Polsce. Europa w wielu sytuacjach traktuje nas z buta.
Myśli pan o czymś lub o kimś konkretnym?
Leo Beenhakker tak nas traktował. I dlatego, jak Polak awansował na mundial, jak ulokował nas w szesnastce, to z przyzwoitości powinniśmy powierzyć kadrę jakiemuś naszemu rodakowi. Jakbym był premierem, to bym sobie pozwolił na rozmowę z prezesem Kuleszą i zapytał, dlaczego forsuje trenera zagranicznego, nie licząc się z opinią publiczną. Większość byłaby za krajowym.
Tak pan myśli?
Zagranicznemu zapłacimy 2,5 do 4 milionów euro, a polski dostałby 500 tysięcy euro rocznie i byłby zadowolony. Zostawmy jednak pieniądze.
Bo?
Bo najważniejsze są kwestie prestiżowe. Zgodziliśmy się, żeby PZPN nadawał trenerom licencje. Rozbudowując system, zachęcamy szkoleniowców, żeby się dokształcali i rozwijali, a teraz pokazujemy, że to na nic, bo bierzemy trenera z zagranicy. Przyzwoitość nakazuje, że jak robimy pewien system, to pokażmy tym wyborem, że to ma sens.
Przejdź na Polsatsport.pl