"Słabo to wygląda”. Pada nazwisko kandydata na nowego trenera
Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych zakończyła udział w mistrzostwach świata. Nie udało się zrealizować marzenia, jakim był awans do ćwierćfinału. Nie udało się, choć drużyna miała duży kredyt zaufania, trener cztery lata spokoju, a dodatkowo graliśmy u siebie. Grzegorz Tkaczyk, gwiazda kadry Bogdana Wenty, mówi o zmarnowanym potencjale, presji, kiepskim stylu i przyszłości trenera Patryka Rombla.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Czy polska piłka ręczna ma duży problem?
Grzegorz Tkaczyk, były piłkarz ręczny, wicemistrz świata, mistrz Polski: Nie ukrywajmy, że jakiś tam problem, mniejszy lub większy, jest. Jak mówimy o mistrzostwach świata, które rozgrywaliśmy u siebie i do których szykowaliśmy się cztery lata w pełnym spokoju, to nie wygląda to najlepiej. Mieliśmy duży kredyt zaufania, ale wyniku nie zrobiliśmy, a styl grania też nie porywał. W sumie słabo to wygląda.
Po meczu z Francją była euforia. Rozmawiałem z Arturem Siódmiakiem, który chwalił naszych za to, jak zagrali i jak mocno postawili się faworytowi. Po tamtym spotkaniu można było mieć nadzieję, że to się źle nie skończy.
Miałem po tamtym meczu podobne odczucia. On wlał nie tylko w moje serce mnóstwo nadziei, bo to było niezłe spotkanie. Momentami graliśmy z głównym faworytem, z mistrzami olimpijskimi, jak równy z równym. Jakbyśmy urwali choć jeden punkt, to byłoby to traktowane, jako duża niespodzianka. To się nie udało, ale i tak był optymizm. Zagraliśmy bez presji, ale to dobrze to wyszło.
Potem jednak wszystko się posypało.
To, co stało się później zdecydowanie martwi. Choć warto zwrócić uwagę, że zagraliśmy jeszcze jeden taki mecz, jak z Francją. Myślę tutaj o spotkaniu z Hiszpanią. Znowu było bez presji i znowu dobrze to wyglądało. Z innych spotkań trudno jednak wyciągać dobre wnioski. Nawet z tych wygranych. Czarnogóra to delikatnie mówiąc lekko średnia drużyna, a nam ten mecz wygrał bramkarz, który całą fazę grupową spędził na trybunach. Na koniec mieliśmy jeszcze olbrzymie męczarnie z Iranem. Skończyło się zwycięstwem na koniec mistrzostw, ale jak wejdziemy w szczegóły, to mamy statystykę pokazującą, że drugą połowę z Iranem przegraliśmy.
Wróćmy do meczu ze Słowenią, bo wygrana z tym zespołem mogła nam ustawić całe mistrzostwa.
Personalnie mamy zespół na tyle mocny, że powinniśmy byli ze Słowenią wygrać. W eliminacjach wygrywaliśmy z tym przeciwnikiem. Nie rozumiem, jak to się stało, że przegraliśmy mecz z drużyną, która absolutnie była w naszych zasięgu. Jak chodzi o długość ławki i głębię składu, to tu może Słowenia jest na lekkim plusie. Jeśli jednak weźmiemy pod wagę pierwszą siódemkę, czy dziewiątkę, to jesteśmy górą. Mamy wąską grupę grającą w bardzo dobrych klubach i na wysokim poziomie. Tym bardziej trudno zrozumieć to, co się stało.
Może odpowiedź jest prosta. Może jednak nie mamy teraz tak dobrych zawodników, jak ci, którzy grali w kadrze trenera Bogdana Wenty. Pan grał w tamtej drużynie, ma pan porównanie. Tamtą drużynę znało pół Polski. Z tą jest inaczej.
Na uznanie trzeba sobie zapracować. Natomiast nie porównywałbym tego zespołu z tamtym, nie szukałbym problemu w zmianie generacji czy braku następców. Może nie mamy tej grupy dającej jakość bardzo liczebnej, ale jednak mamy potencjał. To nie jest tak, że my teraz musimy wszystko budować od zera, bo inaczej się nie da. Ta kadra ma fundament, a wciąż dochodzą nowi, ciekawi zawodnicy, jak Jędraszczyk, Pietrasik, Działakiewicz czy Widomski, którego na tych mistrzostwach nie było. Ta grupa to jest taka melodia przyszłości. Oni muszą okrzepnąć, zebrać doświadczenie i zacząć pisać swoją własną historię. Obecni nasi kadrowicze mają predyspozycje i wszelkie dane, by osiągnąć sukces. Grają przecież w najlepszych polskich klubach i w Bundeslidze.
To, co się stało?
Coś nie zagrało. Kilka elementów. W efekcie wylądowaliśmy między 12 a 16 miejsce na świecie. A my jednak jesteśmy lepsi, niż to wskazuje nasza końcowa pozycja na tych mistrzostwach.
Pan mówi, że kilka elementów nie zagrało. Jakie to elementy?
Tych składowych jest dużo. Wydaje się, że największym problemem było to, że nie poradziliśmy sobie z presją. Ja będę się upierał, że to przede wszystkim zaważyło na wyniku. To przez to nasze granie wyglądało kiepsko.
Coś jeszcze?
Chodzi też o styl. Jakbyśmy przegrywali dwoma, trzema bramkami, ale po walce, to nikt nie miałby pretensji. Tak to jednak nie wyglądało. Po Słowenii każdy miał spuszczoną głowę i to się przełożyło też na to, jak wyglądał nasz kolejny mecz z Arabią Saudyjską. Tu zadziałała psychologia sportu. Całe szczęście, że wygraliśmy.
ZOBACZ TAKŻE: Marian Kmita: Ciężkie czasy dla piłki ręcznej w RP
Ma pan jeszcze jakieś zastrzeżenia?
Poprzestańmy na tym, co powiedziałem, bo nie byłem blisko z drużyną, ale oglądałem to wszystko z boku, jako komentator. Z boku widać sporo, ale nie wszystko.
A to, co widział pan z boku, każe się panu zastanawiać nad przyszłością trenera? Dyskusja, czy trener Patryk Rombel powinien zostać, już trwa.
Spodziewałem się prędzej czy później tego pytania i od razu powiem, że nie mam dobrego rozwiązania. To trzeba przeanalizować. Na początek wysłuchać trenera, a dopiero potem podejmować kroki. Na pewno miał on dużo czasu i pracował w komfortowych warunkach. Dostał cztery lata spokoju, żeby nas przygotować. To na pewno nie działa na korzyść trenera, ale tak się zastanawiam, czy jakby nastąpiła jakaś zmiana, to czy to by naszą kadrę odmieniło.
Mamy jakąś alternatywę?
Jakby już doszło do tego, że związek zdecydowałby się na zmianę, to trzeba wpierw odpowiedzieć na pytanie: polski czy zagraniczny. Zasadniczo zbyt wielu nazwisk na rynku nie ma. Dla mnie takim idealnym kandydatem w razie zmiany byłby Marcin Lijewski. Ja bym jego widział.
Patrząc na to, co dzieje się w ostatnich latach z reprezentacyjną piłką ręczną, nie ma pan takiego wrażenia, że zmarnowano potencjał, jaki miała ręczna po sukcesie kadry Wenty?
Z tym na pewno się zgodzę. To było przez nas, przez piłkarzy tamtej drużyny, często poruszane. Nie raz mówiliśmy, że związek pewne rzeczy przespał. Ostatnio Sławek Szmal też o tym mówił. Czytałem też u was felieton Mariana Kmity. On tam to wszystko trafnie zdiagnozował. Na pewno można było zrobić więcej. Aż się prosiło, żeby na bazie tamtego sukcesu wziąć sprawdzone wzorce z siatkówki i doprowadzić ręczną do takiego samego poziomu. Nie zrobiono tego i teraz możemy tylko powiedzieć: szkoda.
Przejdź na Polsatsport.pl