Galop Santosa, czyli dlaczego selekcjoner nie powinien wychodzić ze swej roli
Bardzo dobrze wypadł Fernando Santos podczas prezentacji na PGE Narodowym. Może nie był aż tak efektowny, jak jego rodak Paulo Sousa przed dwoma laty, ale zrobił wrażenie dojrzałego pewnego siebie trenera, który wie, o czym mówi i sukces pod jego wodzą możemy mieć jak w banku…
Biorąc pod uwagę jego branżę, jest gwiazdą. Wystarczy spojrzeć w CV, aby wiedzieć, że mamy do czynienia z prawdziwym szefem, człowiekiem z innego lepszego piłkarskiego świata. Jego język ciała, ale też przekaz werbalny jest niemalże doskonały. Dobrze się przygotował do spotkania z polskimi dziennikarzami. Wiedział, kiedy podejść do tematu filozoficznie, a kiedy puścić oko do publiczności. Choćby wplatając w jakiś wątek Fryderyka Chopina. Z łatwością schodził z linii strzału, nie dał się podpuścić. I dobrze ułożył sobie scenariusz. W pewnym momencie zaczął podkreślać, że będzie mieszkać w Polsce, jeździć na mecze Ekstraklasy, że mamy się do niego przyzwyczaić i generalnie już czuje się Polakiem. Ewidentnie było to zamierzone ustawienie w kontrapunkcie do swojego niechlubnego rodaka-poprzednika, który zyskał u nas opinię koniunkturalnego tchórza, traktującego pracę w Polsce tylko w kategoriach finansowych.
ZOBACZ TAKŻE: Fernando Santos o tym, jacy piłkarze będą grali w jego kadrze. Wskazał konkretne cechy
Santos zapewnia, że w jego przypadku będzie zupełnie inaczej. Mało tego, już w późniejszych wywiadach poszedł dalej i zaczął mówić, że nie będzie chciał skupiać się jedynie na pierwszej reprezentacji, ale chciałby wpłynąć na system szkolenia w Polsce. Nadzorować drużyny młodzieżowe, generalnie postawić nasz futbol na nogi globalnie.
Brzmi wręcz fantastycznie, ale… jak już się aż tak portugalski szkoleniowiec rozpędził (zagalopował), to u uważnego słuchacza musiała się zapalić czerwona lampka. Owszem, dostał gigantyczne jak na nasze warunki pieniądze (zarobi 916 tysięcy złotych miesięcznie), ale czy rzeczywiście 68-letni trener podjął się za to zadania zreformowania polskiej piłki i czy PZPN takie zadanie przed nim postawił?
Jakoś trudno w to uwierzyć. I szczerze mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby Cezary Kulesza zawarł coś w tej kwestii w kontrakcie. Bo szkolenie to nie jest zadanie dla selekcjonera pierwszej reprezentacji.
On ma skupić się na swojej robocie, czyli wybrać odpowiedni skład, ustawić zawodników i zmotywować, aby zaczęli grać na miarę swoich możliwości. I zrobić wynik. Najlepiej lepszy niż poprzednik, czyli awansować przynajmniej do ćwierćfinału dużego turnieju.
Jasne, miło go będzie widzieć na meczach ligowych, czy podczas najważniejszych imprez sportowych w Polsce, bo też jest przejaw szacunku dla kraju, w którym pracuje. Po prostu element kultury, którego zabrakło Sousie, ale nie oszukujmy się. To nie w ESA będzie szukać inspiracji. Bo gdzie? Na meczu Radomiaka z Rakowem, gdzie większość stanowią obcokrajowcy?
Oczywiście nie powinniśmy mieć nic przeciwko temu, aby jacyś inni Portugalczycy w trakcie pracy Santosa z kadrą spróbowali uzdrowić polską piłkę, reformując ją od dołu piramidy, wprowadzając swoje pomysły i systemy szkolenia. Reprezentują przecież najwyższą szkołę jazdy w tej dziedzinie. I pewnie nikt nie żałowałby nawet porównywalnych pieniędzy na ten cel do tych wydanych na kontrakt dla trenera…
Przejdź na Polsatsport.pl