Marian Kmita: Naszym zdaniem
Kiedy na froncie wojny rosyjsko-ukraińskiej ginie kolejny, młody ukraiński sportowiec – lekkoatleta Wołodymyr Androszczuk, Międzynarodowa Organizacja Olimpijska robi wszystko, żeby sportowcy z Rosji i Białorusi wystartowali w przyszłym roku na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. To znak czasów, że wojna za naszą wschodnią granicą nie jest i nie będzie dla wielu na świecie – „ich wojną”.
I jeśli ktoś choć trochę liznął historii, ten wie, że zawsze tak było. Odkąd Sumerowie bronili swej ziemi przed Nomadami po współczesność, im dalej było od wojny, tym mniej ona interesowała resztę świata. Nawet w przypadku dwóch katastrofalnych w skutkach wojen światowych można na mapie naszego globu znaleźć sporo miejsc, których tajfun wojny nawet nie musnął.
ZOBACZ TAKŻE: Ukraina grozi bojkotem igrzysk olimpijskich w Paryżu
Niestety, Polska do takich miejsc nigdy nie należała i z różnych powodów nigdy należeć nie będzie, więc sygnał wypuszczony w czwartek z MKOl-u jest dla nas szczególnie niebezpieczny. Jest groźny, bo oznacza, że Ukraina pomimo wysyłanych tam Leopardów i Patriotów może wkrótce zostać sama, albo prawie sama, w swej heroicznej walce z imperialistyczną, cyniczną Rosją Putina. Sama z celowo rozmytą w tle przed międzynarodową publicznością, tożsamością - tego, co napadł i tego, co się broni.
I czy tego chcemy, czy nie, ten proces już trwa, ponieważ nie tylko MKOl myśli o liberalizacji stanowiska wobec przedstawicieli krajów - wschodnich pogrobowców Adolfa Hitlera. Takie same z gruntu rzeczy złe dla nas pomysły roją się już w głowach działaczy FIFA, UEFA i innych sportowych federacji. W tle są oczywiście wciąż spore rosyjskie pieniądze. A kiedy do tych zjawisk dochodzi głos legendy światowego tenisa – 79-letniej Amerykanki Billie Jean King, aby przywrócić zawodników z Rosji i Białorusi do gry na kortach Wimbledonu, to sprawa staje się naprawdę poważna i nieobliczalna w skutkach.
Dlatego właśnie Polska powinna, obok Ukrainy, teraz krzyczeć najgłośniej, ostrzegając świat przed globalną katastrofą, jaką takie działanie zwiastuje. Powinna krzyczeć i krzyczy, ale trzeba to robić zdecydowanie, szybko i mądrze. Pierwsze powinny to uczynić instytucje związane ze sportem i robią to. PKOl wydał w piątek oświadczenie swojego prezesa Andrzeja Kraśnickiego. Brawo za refleks, ale jak się wczytać w tekst tego pisma, to już pozostawia ono wiele do życzenia. Po pierwsze tekst jest bardzo asekuracyjny. Zwłaszcza pierwsze zdanie: „Andrzej Kraśnicki – prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego - informuje, że jego zdaniem do czasu zakończenia barbarzyńskiej wojny na Ukrainie żaden rosyjski i białoruski sportowiec nie powinien brać udziału w jakichkolwiek zawodach międzynarodowych – także igrzyskach olimpijskich.” Dlaczego użyto pojęcia „jego zdaniem” nie rozumiem, bo przecież sprawa jest oczywista, zgodna z polską racją stanu i liczba mnoga byłaby tu jak najbardziej na miejscu. Tym bardziej, że w następnym zdaniu pan prezes reprezentuje już całą instytucję: „PKOl był, jest i będzie solidarny z Ukrainą, ukraińskim narodem i sportowcami. Nasze stanowisko jest spójne ze stanowiskiem Polski i polskich władz.” No i na koniec, żeby nie było, że PKOl maczał ręce w tej bulwersującej Polaków decyzji MKOl-u czytamy:” Decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o dopuszczeniu zawodników tych krajów do rywalizacji sportowej - z uwzględnieniem określonych przez MKOl wymagań – jest decyzją Komitetu Wykonawczego MKOl, a więc ścisłego kierownictwa MKOl.”
Na szczęście czego nie zrobił prezes PKOl-u, zrobił minister sportu Kamil Bortniczuk, z charakterystyczną dla siebie odwagą, przechodzącą czasami w brawurę, i refleksem. Po pierwsze nadał naszemu protestowi charakter międzynarodowy, wystosowując „Apel w sprawie startu Rosjan w kwalifikacjach do IO w Paryżu”, do wszystkich swoich odpowiedników w rządach krajów europejskich będących sygnatariuszami poprzedniej akcji wykluczającej Rosję i Białoruś ze światowego sportu. Po drugie szybko przygotował, opublikował i skierował do szefa UEFA Aleksandara Ceferina protest ministrów ds. sportu Polski i Ukrainy przeciwko przywróceniu Rosjan do międzynarodowej rywalizacji piłkarskiej. Pod dokumentem podpisał się nie tylko Kamil Bortniczuk, ale i Wadym Hutcajt - łączący funkcje ministra sportu i prezesa Narodowego Komitetu Olimpijskiego Ukrainy. I to jest mocny dokument! Mało tego. Przede wszystkim, choć nie jest to wiedza publiczna, właśnie z inicjatywy ministra Bortniczuka podtrzymano ubiegłoroczną decyzję Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich i PKOl-u, że na zbliżających się III Igrzyskach Europejskich Kraków – Małopolska 2023 nie wezmą udziału sportowcy z Rosji i Białorusi, a sportowcy z Ukrainy będą adresatami wielu działań pomocowych. W piątek poinformował o tym PKOl w specjalnym oświadczeniu ze stosownym komentarzem prezesa Kraśnickiego.
No i właśnie o to chodzi. Przyszedł czas, że trzeba odstawić na bok własne ambicje, polityczne wyścigi i inne partykularne interesy. W tej sprawie wszyscy w kraju muszą teraz mówić jednym głosem, a każde zdanie zaczynać od – „naszym zdaniem”!
Przejdź na Polsatsport.pl