Cezary Kulesza wypalił z grubej rury. Fernando Santosowi ręka nie zadrżała

Cezary Kulesza wypalił z grubej rury. Fernando Santosowi ręka nie zadrżała
fot. Cyfrasport
Fernando Santos

Gdy środowisko spekulowało między Paulem Bento a Vladimirem Petkoviciem, prezes PZPN Cezary Kulesza wystrzelił z najgrubszej rury. Zatrudnił selekcjonera z dokonaniami na tym polu, jakich nie miał nawet Leo Beenhakker. Razem ze swym wybrańcem Fernando Santosem szef naszej piłki musi iść za ciosem. Trzeba dokończyć kompletowanie sztabu i przystąpić do gaszenia pożarów, zwłaszcza tego w obronie.

Gdy sprawa zatrudnienia Fernando Santosa wyszła na jaw, wielu mogło pomyśleć, że utytułowany, ale już 68-letni trener przychodzi do Polski dorobić do emerytury. Wystarczyło jednak posłuchać Portugalczyka czy to na konferencji, czy w rozmowie z Szymonem Rojkiem z Polsatu Sportu, by zrozumieć, że nie ma ryzyka, by Santos prowadzenie Biało-Czerwonych traktował z taryfą ulgową.


Zasięgnąłem języka u jedynego Polaka, który z Fernando Santosem pracował w dwóch klubach w Portugalii i Grecji - w FC Porto i AEK Ateny, Grzegorza Mielcarskiego, którego znam od prawie 20 lat i mogę ręczyć za jego prawdomówność i rzetelność.


- Fernando Santos jest bardzo wymagający, ma wielką charyzmę i bardzo silną osobowość. Gdy już się czegoś podejmuje, to na pewno nie dla pieniędzy. Nigdy tego nie robił. Ktoś może mu zarzucić zaawansowany wiek - 68 lat, ale on przecież przez 30 lat utrzymuje się na trenerskim topie i ma taką ciągłość pracy, jakiej każdy może mu pozazdrościć - powiedział mi Mielcarski.

 

Ważne, by ani PZPN, ani Santos nie poprzestawali na udanym początku współpracy, a za taki należy uznać wejście do naszej piłki selekcjonera. Trzeba jak najszybciej skompletować sztab i ostro zabrać się do pracy, bo do wysłania powołań na mecze z Czechami i Albanią zostało już tylko 39 dni.

 

Istotne, że związek ma świadomość konieczności obecności w reprezentacji fachowca biegłego w polskim i portugalskim. Wspomniany Mielcarski pojawia wśród kandydatów, również dlatego, że jest w dobrych stosunkach z Santosem. Nieprzypadkowo to on od razu przyszedł na myśl naszemu nowemu selekcjonerowi, gdy po raz pierwszy zadzwonił z ofertą PZPN. "Greg" - tak pomyślał Santos.


Jeśli nie uda się porozumieć z Mielcarskim, to w PZPN-ie pracuje nadal legendarny bramkarz Józef Młynarczyk, którego Fernando Santos nazywa swym przyjacielem. Pan Józef trenował mu bramkarzy w FC Porto, a teraz pracuje z golkiperami kadry do lat 21, prowadzonej przez Michała Probierza.


Santos pasuje jak ulał do Biało-Czerwonych również dlatego, że hołduje taktyce z czwórką obrońców. Gdy za Paula Sousy przeszliśmy do ustawienia trójką stoperów, to zdecydowanie łatwiej kreowaliśmy zagrożenie pod bramką rywala, ale też traciliśmy bramki z dziecinną łatwością. Strzelało nam je nawet San Marino, a pokonywały nas Słowacja i Węgry.


Wszystkie drużyny Santosa cechuje natomiast solidna gra defensywna, ale do niej trzeba równie solidnych, będących w formie wykonawców. Tymczasem my w obronie mamy teraz jeszcze większy pożar niż przed mundialem w Katarze, gdy bez regularnych występów w klubie stawili się na zgrupowaniu Kamil Glik i Jan Bednarek. Teraz obaj nadal nie grają, ale epidemia braku gry w klubie dotknęła też Jakuba Kiwiora i Bartosza Bereszyńskiego. Obaj przeprowadzili się do silniejszych klubów (Arsenal Londyn i Napoli), które zmierzają po mistrzostwo swych krajów, gdzie poprzeczka wymagań, konkurencja o miejsce w składzie jest znacznie wyższa.


Kwior na razie obserwował z ławki tylko jeden mecz "Kanonierów", porażkę 0-1 z Manchesterem City w Pucharze Anglii, ale jeśli ta tendencja się utrzyma, to oczywiście nie będziemy mogli marzyć, że do starcia z Czechami Jakub będzie w takiej formie, jak podczas mundialu.

 

Bereszyński był jedną z jaśniejszych postaci Biało-Czerwonych podczas MŚ. Teraz musi rywalizować z nie byle kim, tylko z kapitanem Napoli, reprezentantem Italii Giovannim Di Lorenzo, który nie tylko dobrze broni, ale też popisuje się bramkami i asystami czy to w Serie A, czy Lidze Mistrzów. W niedzielnym spotkaniu z Romą "Bereś" nie podniósł się nawet do rozgrzewki. Di Lorenzo jest na razie nie do ruszenia, ale gdy do rywalizacji ligowej już za trzy tygodnie dojdzie Liga Mistrzów, może dojść do rotacji w składzie.


Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ławę w Serie A grzeje także Sebastian Walukiewicz, w którym Adam Nawałka widzi przyszłego lidera defensywy naszej kadry, a kolejną kontuzję złapał Paweł Dawidowicz, który opuścił murawę z urazem pachwiny w ostatnim spotkaniu Hellas Werona (21 stycznia) już po 28 minutach, to aż chce się powiedzieć: "Ciemność widzę!".


Dobrze, że kontrakt Santosa jest już podpisany, bo gdyby wcześniej przeanalizował nasz stan posiadania w tyłach, mogłaby mu ręka zadrżeć. Na dobrą sprawę jedynym polskim obrońcą grającym regularnie w silnej lidze jest w tym momencie Matty Cash. Iskierką nadziei jest też powrót do występów w Lechu Poznań Bartosza Salamona.


Wątpliwości Santosa mogłyby być jeszcze większe, gdyby dogłębnie sprawdził nasz potencjał na środku pomocy, wśród piłkarzy odpowiadających za defensywę, gdzie do gry po kontuzjach nie wrócił nie tylko Jakub Moder, ale też Jacek Góralski, a Krystian Bielik w drugiej lidze angielskiej przegrał z Birmingham City pięć meczów z rzędu.

 

Zwolennicy wypędzenia z kadry Grzegorza Krychowiaka może zrozumieją, że nadal nie stać nas na pominięcie go w powołaniach. „Krycha” występuje regularnie w Arabii Saudyjskiej, u boku Evera Banegi, a w miniony weekend zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce dla trzeciego w tabeli Al-Shabab, w wyjazdowym meczu z Al Tai. Spośród piłkarzy defensywnych drugiej linii, grających w silniejszej lidze od naszej Ekstraklasy, mamy jeszcze Karola Linettego z Torino, który zawodził nie jednego selekcjonera Biało-Czerwonych. Gdyby polski paszport miał Słowak Stanislav Lobotka, który biega za plecami Piotra Zielińskiego w Napoli, byłby u nas na wagę złota.

 

Interia
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie