Polski siatkarz przeżył kataklizm w Turcji. "Brało się to, co leżało na ziemi"
- Uciekliśmy razem z rodziną z Antiochii. Wiem, że sytuacja w mieście jest dramatyczna. Docierają od kolegów-siatkarzy informacje, że miasto jest zniszczone - powiedział Bartosz Bućko. Polski siatkarz, który występuje w Hataysporze, opowiedział w rozmowie z Polsat News, jak obecnie wygląda sytuacja po trzęsieniu ziemi w Turcji.
Bućko uciekł z Antiochii do miejscowości Mersin. Były siatkarz PSG Stali Nysa wyjaśnił, w jaki sposób udało się mu wraz z rodziną opuścić Antiochię.
- Żona była sama w mieszkaniu. Ściany się zaczęły się walić, wszystko się ruszało, wzięła syna i uciekła z mieszkania. Ja wracałem z wyjazdu z meczu. Po dwóch godzinach byłem w mieście, trzeba było dobiec przez zawalone budynki, był środek nocy, Doczekaliśmy do rana i razem z przypadkowymi ludźmi poprosiliśmy, aby nas wzięli, zapłaciliśmy, dojechaliśmy do Mersin - powiedział 28-latek.
ZOBACZ TAKŻE: Polskie kluby uczciły pamięć ofiar trzęsienia ziemi w Turcji (WIDEO)
Rozmówca Polsatu News poinformował o bardzo trudnej sytuacji w Antiochii. Nie ma w tym mieście wystarczającej pomocy, bo służby pracują przede wszystkim w Gaziantepie, a więc w epicentrum trzęsienia ziemi.
- Cały czas w Antiochii jest mój kolega Krystian Walczak, który spędził tam drugą noc. Wiem, że w Antiochii sytuacja jest dramatyczna. Docierają od kolegów siatkarzy informacje, że miasto jest zniszczone. Jeżeli budynek nie jest zawalony, to jest mocno uszkodzony. Główna pomoc pojechała do miejscowości Gaziantep. Liczbę wozów, służb można policzyć na palcach jednej ręki, ludzie wołają o pomoc, są zdani na siebie. Nawet jeżeli mają auto, nie ma paliwa, stacje są puste - dodał.
Polski przyjmujący powiedział również, jakiej pomocy najbardziej potrzebują ludzie, którzy znajdują się obecnie w trudnym położeniu.
- Potrzebne jest wszystko. Wczoraj znajomi na grupie naszego klubu poinformowali, że brakuje koców, rzeczy pierwszej potrzeby, wody, jakiś lekarstw. Leki można wziąć z aptek, które są zniszczone. Ja sam tak zrobiłem. Wszedłem do zrujnowanego sklepu i znalazłem pieluchy dla syna, mleko modyfikowane. W takich miejscach brało się to, co leżało na ziemi. Potrzebne jest wszystko począwszy od wody, jedzenia, koców - poinformował Bućko.
Cała rozmowie z Bartoszem Bućko w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl