Przemysław Iwańczyk: Co dla polskiej piłki może zrobić Santos?
Objęcie stanowiska selekcjonera przez Fernando Santosa może być początkiem nowego otwarcia dla polskiej piłki. Także dla trwającej już półtora roku kadencji prezesa PZPN Cezarego Kuleszy. Pytanie, czy szefujący polskiej piłce zechce rzeczywiście zaangażować się w proces szkolenia i ma dość determinacji, by doglądać obszarów, które są kluczowe, a według wielu stały się trochę państwem w państwie.
We wtorek zjechał do Polski wraz ze swoimi asystentami trener Santos. Wraz z nim budzą się nadzieję, że ktoś spróbuje uporządkować polski futbol, także na przyszłość. Pytanie brzmi: czy na pewno wszystkim na tym zależy i jak szerokie pole do działania dostanie doświadczony portugalski trener oraz jego ludzie?
Ponad miesięcznej dyskusji wokół wyboru nowego trenera kadry towarzyszyły dywagacje, czy kompetencje następcy Czesława Michniewicza powinny ograniczać się jedynie do prowadzenia najważniejszej drużyny, czy też powinny zostać rozszerzone o wgląd i wpływ na tak krytykowany w naszym kraju proces szkolenia. Wielokrotnie na tych łamach przytaczałem przykład belgijski, gdzie tamtejsza federacja dodatkowo nakłada na selekcjonera funkcję dyrektora technicznego. Zarówno Roberto Martinez jak i ogłoszony w środę Domenico Tedesco mieli lub będą mieć wpływ na to, jak pracuje się m.in. w młodzieżowych reprezentacjach. To także narzędzie nadzoru, czy system, na którym opiera się funkcjonowanie belgijskiej piłki, jest spójny. Podobnie jak kryteria wyboru nie tylko zawodników, ale przede wszystkim samych trenerów pracujących w federacji. Choć bezkrytyczna implementacja zagranicznych rozwiązań nigdy nie jest dobra - choćby ze względu na różnice kulturowe - to jednak przypadek ten wymaga szczególnej uwagi, tym bardziej że w Polsce wciąż nie dopracowaliśmy się modelu, przy którym z nadzieją można by spoglądać w przyszłość.
W Polsce, niestety, system szkolenia nie jest zaplanowanym w detalach procesem, a raczej konsekwencją wyborczych wieczorów i rozdawanych w konsekwencji stanowisk. W sumie to żadna tajemnica, że wybór obecnego szefa szkolenia Macieja Mateńki był dziełem kompromisu między najważniejszymi ludźmi w naszej piłce. Murowanym kandydatem na to stanowisko był Sławomir Kopczewski, jego kontrkandydatem stał się przededniu wyborów Zbigniew Bartnik, więc salomonowym rozwiązaniem powołano na to stanowisko szefa Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej.
Daleko mi do oceniania, jak Mateńko spisuje się w roli wiceprezesa ds. szkolenia, on sam zapewnia, że wszystko działa jak powinno. Także specjalnie powołana „grupa robocza ds. programu szkolenia PZPN”. Celem działalności tej grupy jest „wypracowanie działań na rzecz poprawy jakości szkolenia w klubach poprzez ujednolicenie i systematyzację szkolenia w Polsce”. Poza platformą z konspektami treningowymi dla trenerów, nie słychać jednak o rozwiązaniach, które zrewolucjonizowałby ten obszar. Wiele dzieje się ponoć w komisji technicznej PZPN, ale też docierają stamtąd szczątkowe informacje. Jednym ze sztandarowych pomysłów ma być zmieniona formuła turnieju o Puchar Prezesa PZPN, przedstawiona 4 lutego w formie projektu „Polska się kiwa”. Zawody mają być przeprowadzone w formule 1vs.1 na boisku 9x18 m, mecze mają trwać po 4 minuty. Wezmą w nich udział urodzeni w latach 2011 i młodsi, cztery kategorie wiekowe. Najpierw wyłaniany będzie najlepszy zawodnik z klubu, później powiatu, miasta, województwa aż wreszcie mistrz Polski. Czy projekt przejdzie i w jakim kształcie, nie wiadomo.
Co ma do tego nowy selekcjoner Santos i jego sztab? Po pierwsze, ma wśród współpracowników uznanego fachowca w kwestiach szkoleniowo-organizacyjnych, Ricardo Santosa, który mógłby podrzucić kilka naprawdę rewolucyjnych rozwiązań. Po drugie, wydaje się, że polska piłka potrzebuje kogoś, kto spojrzy na nią globalnie, a nie przez pryzmat detali. To także szansa na to, że będzie to oko kogoś, kto nie jest uwikłany w środowisko, nie ciągną się za nim żadne zależności, więc będzie mógł zasuflować prezesowi Kuleszy nawet bolesne rozwiązania, ale leżące w interesie naszej piłki, a nie poszczególnych jej interesariuszy. Od spraw fundamentalnych, jak ustawienie na boisku, a na sprawach organizacyjnych skończywszy. Piszę o ustawieniu, bo wcale nie w formie anegdoty - a faktu - krąży opowieść, że wpadł kiedyś do biura ówczesny dyrektor sportowy Stefan Majewski i „spod dużego palca” ogłosił, że teraz młodzieżowe drużyny zagrają z trzema obrońcami. Bo tak gra się na świecie. Mimo rekomendowanego (także w Narodowym Modelu Gry) ustawienia 1-4-2-2 nikt nie zaprotestował i tak zostało do dziś. Scenkę tę przytacza trzech trenerów pracujących w związku i pewnie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że zmiana była wynikiem kaprysu, a nie wydyskutowanych wniosków.
Należy wiązać nadzieje z ewentualnym powierzeniem Santosowi i jego ludziom szerokich kompetencji, bo być może będzie on kimś, kto przekaże prezesowi Kuleszy stan faktyczny w niektórych obszarach. W ostatnim czasie kilka aferek zostało zamiecionych pod dywan, ale nawet nieprzychylni PZPN mówią, że nie jest to wina prezesa Kuleszy, ale sobiepaństwa, które w niektórych obszarach panuje. Czy czeka nas nowe otwarcie i czy wszystkim będzie ono na rękę?
Przejdź na Polsatsport.pl