Polska U-17 - kadra, która pokazuje, że w naszej piłce może być inaczej
Niezwykle utalentowane pokolenie chłopców urodzonych w 2006 roku, trener spoza jakiegokolwiek układu niekłaniający się agentom, wspólny cel i pomysł na grę, który nie polega na wykopywaniu piłki przed siebie – reprezentacja Polski do lat 17 na każdym kroku daje nadzieję, że w przyszłości z naszym futbolem wcale nie musi być źle.
Na zakończonym w czwartek turnieju w Hiszpanii polscy piłkarze zajęli pierwsze miejsce. Pokonali Norwegię 3:2, rozbili nafaszerowaną przyszłymi gwiazdami Belgię 5:0, uporali się też ze Szwecją 5:2. Kilka miesięcy temu o sensownym pomyśle na grę i niebagatelnych możliwościach chłopców urodzonych w 2006 przekonali się w Pucharze Syrenki Anglicy, którzy dostali łupnia 5:0. Wtedy o drużynie do lat 17 zaczęło być naprawdę głośno, choć 41-letniemu trenerowi Marcinowi Włodarskiemu od początku samodzielnej pracy z kadrą nie było łatwo.
ZOBACZ TAKŻE: Michał Probierz zabrał głos na temat Fernando Santosa. "Polacy się nie nadają"
Najpierw zastanawiano się, czy powierzyć mu drużynę, którą niebawem czekają eliminacje do mistrzostw Europy. Drużynę prestiżową - tak ze względu na potencjał reprezentowany w Polsce przez rocznik 2006, jak i z uwagi dotychczasowego selekcjonera Marcina Dorny, któremu powierzono stanowisko dyrektora sportowego federacji. Włodarskiemu robiono wbrew z wielu stron i z wielu powodów. Zarzucano mu, że nie ma rozpoznawalnego w dużej piłce nazwiska, kariery choćby na poziomie ligowym, nie mówiąc już o zagranicznych klubach czy reprezentacji Polski. Mało kto spoglądał na to, że Włodarski zna piłkarską młodzież od podszewki, będąc obiecującym trenerem na Podkarpaciu, spod rąk którego wyszło kilku ligowców, a nawet reprezentant seniorskiej kadry Kamil Piątkowski. Był także skautem i uczestnikiem niemal wszystkich akcji szkoleniowych PZPN, a rocznik 2006 jest pierwszym, którego objęły wszystkie nowe związkowe pomysły.
Prezes PZPN Cezary Kulesza zatwierdził tę nominację, mimo że suflowano mu, by tego nie robił i podsuwano inne kandydatury. Dziś szef polskiej piłki tego nie żałuje, patrząc, jak rozwijają się zawodnicy z kadry do lat 17, co mówią o nich w Europie i jak ich indywidualne możliwości przekładają się na wyniki. Nic nie jest przypadkiem, do rozgrywek Ekstraklasy zgłoszonych jest aż dziesięciu graczy z rocznika 2006 i w większości przypadków są to reprezentanci kraju. Osią drużyny są rozpoznani wcześniej w selekcji zawodnicy, choć drzwi do reprezentacji wciąż są otwarte, o czym świadczy aż siedmiu debiutantów na zakończonym w piątek zgrupowaniu. I nie są oni rekomendowani Włodarskiemu do sprawdzenia przez tzw. środowisko, ale starannie przez niego i jego sztab obserwowani od miesięcy, a nawet lat.
Włodarski wymyka się niemal wszystkiemu, co składa się na ponury obraz polskiej piłki. Agenci psioczą, że nie ma do niego podejścia, trudno podsunąć mu do kadry jakiegokolwiek ich podopiecznego. Na zgrupowaniach nie dochodzi do skandali obyczajowych, a jeśli pojawiają się incydenty, selekcjoner natychmiast je przecina. Kilka miesięcy temu za występek alkoholowy nie wahał się usunąć z drużyny kluczowych piłkarzy – Michała Matysa i Mikołaja Tudruja. Włodarskiego młodzi piłkarze nie spotkają też w miejscach, w których nie uchodzi widywać nikogo ze środowiska sportowego, a takie wypadki nawet na poziomie kadr miały miejsce. Nie ma też wybujałego ego, członków swojego sztabu traktuje po partnersku, a nie z buta, mogą oni zabierać głos w mediach w sprawach sportowych i nie grozi im za to usunięcie dyscyplinarne, co niestety zdarzało się w innych drużynach.
Przechodząc wreszcie do spraw stricte sportowych, selekcjoner kadry U-17 nie wozi w bagażniku ton żelastwa, które kazałby później przerzucać na zgrupowaniach swoim podopiecznym, skupia się na piłce, ale nie na jej wykopywaniu przed siebie, lecz kreacji, która pozwoliłaby wykorzystać atuty swoich podopiecznych. Jeśli przyjrzeć się jego powołaniom, można dojść do wniosku, że ma zupełnie inne kryteria niż tylko wzrost i waga. W jego zespole można spotkać kilku graczy mierzących około 170 cm, choćby mających za sobą debiuty w Ekstraklasie Karola Borysa ze Śląska Wrocław i Krzysztofa Kolankę z Górnika Zabrze, którzy nie są tam tylko dla alibi potwierdzającego obowiązujący na świecie trend, ale kluczowymi zawodnikami.
PZPN forsuje ostatnio w przekazie medialnym termin "proaktywność". W praktyce różnie z tym bywa, ale akurat drużyna Włodarskiego gra naprawdę odważnie. Cechuje ją wysokie podejście do rywala, próba odebrania piłki w pressingu, a w ofensywie z kolei zawodnicy nie mają narzuconego kagańca schematów, według których powinni postępować. To dlatego wyróżniają się przede wszystkim gracze o inklinacjach do atakowania. Podczas turnieju w Hiszpanii na plan pierwszy oprócz wspomnianych już Borysa i Kolanki wyszli Filip Rejczyk z Legii, który w meczu ze Szwecją ustrzelił hat-tricka, ale także Filip Rózga z Cracovii czy Krzysztof Kurowski ze Śląska.
Styl ten obarczony jest pewnym ryzykiem, dlatego w rozmowach selekcjoner próbuje temperować zachwyty nad zespołem i swoją pracą. Ale zapewnia, że nie porzuci otwartej gry na rzecz desperackiej obrony i ślepego wykopywania piłki przed siebie, z czym niestety kojarzy się polski futbol. Zdaniem Włodarskiego prawdziwe wyzwania dopiero nadchodzą, a celem jest udział w mistrzostwach Europy. Biało-Czerwoni przeszli już przez pierwszą fazę eliminacji w drugiej rundzie (turniej od 22 do 27 marca) czekają na nich Czesi, Portugalczycy i Słowacy.
Pod wodzą Włodarskiego kadra rozegrała dziewięć meczów, wygrała siedem z nich, uległa w dwóch – towarzysko Portugalii (0:2) i Czarnogórze (0:2) w pierwszej fazie eliminacji Euro. Co istotne Biało-Czerwoni strzelili aż 33 (!) gole, co daje średnią 3,66 bramki na mecz. Z polską piłką naprawdę nie musi być tak źle, jak widać na innych przykładach. Drużyna Włodarskiego już osiągnęła sukces, bo po prostu przyjemnie się ją ogląda.