Reprezentant Grecji napisał historię
AJ Ginnis przeszedł do historii jako pierwszy reprezentant Grecji, który zdobył medal w alpejskich mistrzostwach świata. Początki jego kariery nie były jednak sielanką, a kilka kontuzji kolana mogło ją przedwcześnie zakończyć.
Ginnis w niedzielę zdobył srebrny medal mistrzostw świata w slalomie. Dzięki temu Grecja, która nie ma ani jednego kawałka Alp czy Gór Skalistych, zaistniała wśród dziewiątki państw w klasyfikacji medalowej.
ZOBACZ TAKŻE: Alpejskie MŚ: Triumf Henrika Kristoffersena w slalomie
To urok jego rodzinnego kraju, ale także kręta i frapująca historia jego życia. 28-letni narciarz dobrze nauczył się swojego fachu na zboczach Parnasu, położonych dwie godziny jazdy od rodzinnych Aten. W wieku 12 lat wyjechał do Austrii, by podążać za ojcem, instruktorem narciarstwa. Po czterech latach obaj następnie przenieśli się do USA, kraju jego matki. Przy okazji ojciec jego imiona Aleksandros Joanis zmienił na AJ, aby miało to bardziej amerykański charakter.
Młody Ginnis osiadł w stanie Vermont, gdzie studiował w University of Dartmouth. Szybko trafił do amerykańskiej reprezentacji juniorów w narciarstwie. W MŚJ 2015 w Hafjell zdobył brązowy medal w swojej koronnej konkurencji - slalomie. Przegrał tylko z Henrikiem Kristoffersenem, a Norweg ponownie zabrał mu złoto w... niedzielę w Courchevel, oraz Austriakiem Marco Schwarzem, który był teraz szósty.
Wystąpił także w seniorskich mistrzostwach świata w Sankt Moritz w 2017 roku, gdzie razem z reprezentacją USA zajął dziewiąte miejsce w zawodach drużynowych. Jednak powtarzające się kontuzje, w tym przeszedł aż sześć operacji kolana, sprawiły, że w końcu zabrakło dla niego miejsca w amerykańskiej kadrze.
AJ nie zrezygnował jednak ze swojej pasji i przyjął ofertę greckiej federacji.
- W 2020 roku zadzwonił do mnie trener i zapytał, czy chcę reprezentować kraj mojego urodzenia. Powiedział mi: "Chcemy, żebyś przyjechał, ale nie mamy pieniędzy" - wspominał Ginnis tuż po osiągnięciu życiowego sukcesu.
Jego karierę bardzo wspiera dwójka szkoleniowców - Amerykanin Sandy Vietze i Francuz Gabriel Coulet. Ten drugi pochodzi z Chamonix. Właśnie tam dwa tygodnie temu Ginnis zapisał się także w historii greckiego sportu stając na podium zawodów Pucharu Świata, oczywiście w slalomie. Różne przeciwności losu bardzo zjednoczyły całą trójkę. Dysponując ograniczonymi środkami muszą korzystać z tanich hoteli, a wieczory często kończą się kolacją w postaci makaronu z pesto.
- Ci goście wiele dla mnie poświęcają, np. prowadząc auto 40 godzin bez przerwy, aby dotrzeć na miejsce zawodów. Mam nadzieję, że ten medal pozwoli nam zebrać więcej środków na dalsze treningi i starty - dodał Grek, który nie ukrywa, że marzy o olimpijskim w 2026 roku.
Tymczasem z uśmiechem przyjął rolę egzotycznej atrakcji ostatniego dnia mistrzostw świata. Z dużą cierpliwością odpowiadał na pytania dziennikarzy, np. o to, czy modlił się do starożytnych greckich bogów przed startem...
Przejdź na Polsatsport.pl