5 lat temu w Ekstraklasie, teraz o krok od spadku z Fortuna 1 Ligi
W sezonie 2017/2018 Sandecja Nowy Sącz grała w PKO Ekstraklasie. Pięć lat minęło i klub jest bliski spadku do drugiej ligi. Właśnie zwolnił trenera Stanislava Vargę, a nasz ekspert Janusz Kudyba mówi o „towarzystwie wzajemnej adoracji”. Sandecję ma ratować nowy-stary szkoleniowiec Tomasz Kafarski. – Potrzebny był impuls – mówi nam prezes Miłosz Jańczyk.
Jeśli popatrzymy na statystyki, to na usta aż ciśnie się stwierdzenie, że Sandecja systematycznie obniża loty.
ZOBACZ TAKŻE: Polski bramkarz wrócił do kraju po 10 latach! Zagra w rodzimym mieście
2017/18 – PKO Ekstraklasa, 16. miejsce, spadek
2018/19 – Fortuna 1. Liga, 4. miejsce
2019/20 – Fortuna 1. Liga, 12. miejsce
2020/21 – Fortuna 1. Liga, 10. miejsce
2021/22 – Fortuna 1 Liga, 7. miejsce
2022/23 – Fortuna 1. Liga, 17. miejsce
Co prawda po 12. miejscu w rozgrywkach 2019/20 drużyna poszła delikatnie w górę, ale teraz dzieje się z nią coś fatalnego. Klub właśnie rozstał się z trenerem Stanislavem Vargą, który przychodził pół roku temu, żeby dać zespołowi jakiś impuls. Jego misja zakończyła się jednak fiaskiem. – Jeszcze w zimowym okresie przygotowawczym rozmawiałem z jednym z zawodników Sandecji, bo dziwiłem się, że zatrudnienie Vargi nie przełożyło się na progres – mówi nam Janusz Kudyba, ekspert Polsatu Sport. – On mnie przekonywał, że są super przygotowani, że teraz to ruszy. Jednak nic z tego nie wyszło.
Za chwilę to nawet Mourinho im nie pomoże
- Jak tak sobie przejrzałem kadrę Sandecji, to wyszło mi, że chyba znalazłem przyczynę niepowodzenia. Tam jest za dużo takich zawodników, co się zasiedzieli. Zrobiło się z tego towarzystwo wzajemnej adoracji. I w sumie to nic dziwnego, że nawet Varga nie pomógł. Czy następny pomoże? Tego nie wiem, ale to był najwyższy czas na zmianę trenera, bo za kilka tygodni, to nawet jak do Sandecji przyjdzie Mourinho, to nie będzie czego zbierać – kwituje Kudyba.
Dodajmy, że w klubie uważają, że „towarzystwo”, o którym mówi Kudyba nie istnieje. Dowodzą, że ci co są dłużej w drużynie motywują innych w szatni i wprowadzają do zespołu młodych zawodników.
Prezes uważa, że do spadku jeszcze daleka droga
Jak to się stało, że Sandecja, choć jeszcze 5 lat temu była w PKO Ekstraklasie, teraz jest bardzo blisko spadku do drugiej ligi. Ekspert wyłożył nam swoją teorię, ale o przyczynę sportowego upadku zapytaliśmy też prezesa klubu Miłosza Jańczyka. Próbował z nami polemizować.
- Daleki jestem od stwierdzenia, że upadliśmy sportowo – przyznał na wstępie. - Pamiętajmy, że sezon jeszcze się nie skończył. Przed nami dwanaście kolejek i wiele punktów do zdobycia. A powodów słabej dyspozycji w bieżącym sezonie jest zapewne kilka, lecz ciężko jest postawić prawidłową diagnozę – zauważył.
- Ćwiczymy różne rozwiązania, każdorazowo dokładnie analizujemy poszczególne spotkania, próbujemy eliminować błędy, wyciągamy wnioski. Często jednak wydarzenia boiskowe weryfikują wszystkie założenia i zwyczajnie nie punktujemy. Bardzo często utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma w tym wszystkim logiki. Taki jest sport, taka jest piłka nożna, taka jest polska piłka – tu Jańczyk zdaje się bezradnie rozkładać ręce, ale chyba nie ma się co dziwić. Każdy byłby w delikatnym szoku, gdyby zatrudnił takiego fachowca, jak Varga i nie odczułby zmiany jakościowej na plus.
Dlaczego Varga im nie pomógł?
Dlaczego w ogóle Sandecji nie wyszło z Vargą? - Wybierając na szkoleniowca trenera Stanislava Vargę, kierowaliśmy się przede wszystkim brakiem jakichkolwiek powiązań z polską piłką. Nie bez znaczenia były umiejętności, doświadczenie, statystyki oraz autorytet. Chcieliśmy, aby szkoleniowiec zrobił w szatni "nowe rozdanie" – powiedział Jańczyk, co niejako potwierdzałoby tezę Kudyby o tym, że kilku piłkarzy w Sandecji się zasiedziało (inna sprawa, że prezes z tą teorią się nie zgadza i mówi, że to zadomowienie, a nie zasiedzenie) i Varga miał to zmienić.
Słowak miał też zrobić inne rzeczy. - Liczyliśmy, że trener z tak dużym doświadczeniem i osiągnięciami pozytywnie wpłynie mental naszych zawodników – kontynuuje Jańczyk. - Niestety jak pokazały ostatnie miesiące, pomimo sprowadzenia w przerwie zimowej lepszych zawodników, trenerowi Vardze nie udało się zbudować zespołu. Nie punktowaliśmy w tych pierwszych wiosennych meczach, tak jak byśmy sobie życzyli. Cenię oczywiście warsztat słowackiego szkoleniowca, lecz w sytuacji, w której się znajdujemy, nie mogłem pozwolić na kontynuowanie współpracy.
Kafarski wrócił! Ktoś popełnił błąd?
Co ma dać powrót trenera Kafarskiego, który pracował od czerwca 2018 do lipca 2020? Czy decyzja o angażu tego szkoleniowca, to przyznanie się w pewnym sensie do błędu.
- Przede wszystkim potrzebna była reakcja i impuls. Liczę, że powrót trenera Tomasza Kafarskiego odmieni oblicze zespołu. Być może skutecznym okaże się zmiana taktyki, wyjściowej jedenastki czy choćby sposób prowadzenia treningów. Oceniam, że był to ostatni moment na taki ruch. Ruch przez wielu pewnie niespodziewany. Jednak często nieszablonowe decyzje przynoszą efekty, na co oczywiście bardzo liczę.
- Przypomnę, że trener Kafarski prowadził nasz zespół w latach 2018-2020. W pierwszym sezonie zespół Sandecji pod jego wodzą uzyskał znakomitą czwartą lokatę. Pod koniec sezonu, w którym został zwolniony, wkradło się sporo nerwowości. Mówię tu o poczynaniach boiskowych, ale także działań ówczesnych władz klubu – wspomina Jańczyk i przyznaje: - Tak, z perspektywy czasu twierdzę, że tamta decyzja została podjęta zbyt pochopnie – tak mówi o zwolnieniu Kafarskiego przez ówczesnego prezesa Artura Kapelkę.
Zostaje tylko problem braku stadionu
Zmieniając trenera, Sandecja daje sobie nadzieję na odwrócenie złej sytuacji w tabeli. Pozostaje jednak z problemem braku atutu własnego boiska. Od blisko dwóch lat drużyna gra poza domem (remont obiektu), albo u siebie, ale be udziału publiczności. Wiosną się to nie zmieni. Sandecja nadal będzie grać w Niepołomicach. Jaki to ma wpływ na drużynę?
- Nie jest to oczywiście komfortowa sytuacja – stwierdza prezes. - Każdorazowo wyjazd na stadion zastępczy do Niepołomic wiąże się z odpowiednią logistyką. Mamy już oczywiście wypracowany schemat działania, jednak niewątpliwie jest to uciążliwość oraz przede wszystkim koszty. Nie chodzi tylko o te związane z wynajęciem obiektu, ale również te dotyczących transportu, zakwaterowania czy wyżywienia. Dla naszych kibiców też jest to dyskomfort. Jestem świadomy, że niska frekwencja na obiekcie w Niepołomicach spowodowana jest nie tylko odległością, ale także kalendarzem. Mecze często odbywają się w piątki lub poniedziałki. Nie jest im łatwo pogodzić obowiązki służbowe z pasją kibicowania.
Nowy stadion w Nowym Sączu, według aktualnego harmonogramu, ma być oddany do użytku w czerwcu.
Przejdź na Polsatsport.pl