Wstrząsające informacje w sprawie śmierci czeskiego skoczka!
W piątek światem skoków narciarskich wstrząsnęła informacja dotycząca śmierci byłego czeskiego skoczka narciarskiego Antonina Hajka. Zaledwie dzień później na jaw wychodzą kolejne szokujące wiadomości.
W piątek Czeski Związek Narciarski przekazał smutną wiadomość o śmierci Hajka, który od kilku miesięcy był poszukiwany przez rodzinę oraz policję. Trop prowadził do Malezji, ale na tym kończyły się jakiekolwiek ślady.
Niestety, finisz poszukiwań okazał się najczarniejszym scenariuszem. "Hajek nie żyje" - brzmiał oficjalny komunikat z Czech.
ZOBACZ TAKŻE: Dawid Kubacki wygrał prolog w Oslo!
Nowe informacje przekazują media u naszych południowych sąsiadów. Otóż według gazety "Blesk", były skoczek nie żył już od dawna, a jego ciało miało zostać wyrzucone do morza. Stąd długotrwałe poszukiwania i uciążliwa identyfikacja, tym bardziej, że Czech nie miał przy sobie żadnych dokumentów.
W pierwotnej informacji podano, że Hajek zmarł w wieku 36 lat. Urodził się bowiem 12 lutego 1987 roku. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie doczekał urodzin i odszedł w wieku 35 lat.
Hajek przez kilka lat zapowiadał się jako czołowy skoczek nie tylko w ojczyźnie, ale również na świecie. W 2010 roku ustanowił krajowy rekord w długości skoku - 236 metrów podczas mistrzostw świata w lotach w Planicy. Do dziś ten wyczyn nie został pobity przez żadnego zawodnika z Czech. Dwukrotnie brał udział w igrzyskach olimpijskich. W 2004 roku zajął czwarte miejsce na mistrzostwach świata juniorów. Po zakończonej karierze pracował jako trener młodych skoczków, a w ostatnich latach również pracował z kadrą narodową kobiet i mężczyzn.
Przejdź na Polsatsport.pl