Europa klęka przed Realem Madryt. Liverpool skończony
Nie milkną echa łomotu, jaki Real Madryt spuścił w 1/8 finału Ligi Mistrzów Liverpoolowi (6:2 w dwumeczu). Czy to koniec ery Juergena Kloppa za sterami "The Reds"?
"Liverpool udał się w tym tygodniu do Hiszpanii, aby zakończyć coroczne upokarzanie z rąk Realu Madryt w Boeingu 737. Ale kiedy Real odbył odwrotną podróż trzy tygodnie wcześniej, zrobił to w wielkim Airbusie A359. Krótko mówiąc, "Królewscy" generowali dwa razy większy ślad węglowy i przyczyniali się do wydzielania gazów cieplarnianych, które powodują zmianę klimatu niż "The Reds". Zatem czapki z głów dla Liverpoolu przynajmniej za to...".
Reporter "The Guardian" w iście angielskim stylu szydził z drużyny Juergena Kloppa, która zakończyła rozgrywki w Lidze Mistrzów na 1/8 finału, przegrywając w dwumeczu z Realem aż 2:6.
Brytyjczycy nie mają żadnych złudzeń co do ekipy Niemca. Nazywając jej występ w obecnych rozgrywkach Ligi Mistrzów "nikczemnym" i ogłaszając koniec cyklu. Poczucie, że to schyłek jednej z największych drużyn w historii Liverpoolu jest powszechne.
Klopp, chcąc odrobić stratę z 2:5 z pierwszego meczu, musiał chwycić się czegoś niebywałego. Wystawił zatem czterech napastników (Diogo Jota, Darwin Nunez, Cody Gakpo, Mohamed Salah), ale jak obrazowo skomentował madrycki "As" - "Nie da się doprowadzić do wybuchu, jeśli lont nie zostanie podpalony".
A Liverpool ma obecnie marną linię pomocy. Fabinho czy starzejący się James Milner (brakowało Stefana Bajcetica, Jordana Hendersona, Thiago Alcantary) nie byli w stanie równać się z gwiazdorska pomocą Realu.
Klopp starał się naciskać wszystkie przyciski, jakie miał do dyspozycji (dokonywał szybkich zmian, wymachiwał rękoma, gestykulował, klął, dostał nawet żółtą kartkę), ale żaden z nich nie chciał zadziałać.
Kiedy Liverpool był w posiadaniu piłki, prezentował się w miarę godnie, bez niej nie istniał. Brakowało energii, wigoru, skupienia, tej sportowej dumy, którą przez lata ekipa Kloppa była w stanie zachwycać.
W pewnym momencie, po całkiem udanych 37 minutach gry, po prostu wywiesił białą flagę. Od tego czasu aż do 83 minuty nie był w stanie oddać ani jednego strzału. Liverpool stracił serce.
Potrafiący zwykle świetnie finiszować snajperzy "The Reds", w dobrych sytuacjach za wszelką cenę oddawali piłkę. Broniący tytułu strzelali natomiast często i zewsząd.
Jak zwykle w Lidze Mistrzów, byli wielcy.
Liverpool skupia się już tylko na lidze angielskiej, w której ma sześć punktów straty do pierwszej czwórki (widmo utraty udziału w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie spędza sen z powiek wszystkich fanów), ale ma przed sobą kolejne mecze z… Manchesterem City, Chelsea i Arsenalem.
"Sprawy mogą się tylko pogorszyć" - kwituje "The Guardian".
W Madrycie natomiast nastrój uniesienia i narracja w duchu: "Europa przed nami klęka".
Jeśli jest w tym jakaś przesada, to nieznaczna. Patrząc nawet na suche wyniki w starciach pomiędzy "Królewskimi" a obecnym wicemistrzem Anglii i finalistą Ligi Mistrzów 2022, to Anglicy albo są upokarzani, albo po prostu pewnie ogrywani, jak w środowym starciu na Santiago Bernabeu.
"Być może Liverpool wyczerpał już swoja pulę cudów, którą rozkoszował się w ciągu ostatnich dwudziestu lat" - pisze "Daily Mail".
Hiszpanie zachowali się wspaniale, puszczając z głośników przed końcem meczu hymn Liverpoolu ("Nigdy nie będziesz szedł sam"). Rewanżowali się za piękny gest Anglików sprzed trzech tygodni na Anfiled, kiedy Kenny Dalglish uhonorował zmarłego bohatera Madrytu Amancio Amaro i złożył kwiaty tuż przed trybuną fanów "Królewskich".
Te uprzejmości były honorowym dodatkiem do bezwzględnego łomotu jaki Real spuścił po raz kolejny wielkiemu teoretycznie rywalowi. Hiszpański zespół, który został tak naprawdę stworzony do wygrywania Pucharów Europy (teraz idzie po 15 tytuł), tak jakby nie było innych rozgrywek.
Kiedy brzmi hymn Ligi Mistrzów, myślisz sobie: oho słyszysz melodię Realu...
Dlatego na pytanie, na kogo dobrze byłoby trafić w ćwierćfinale (losowanie w piątek), kibice z Madrytu wzruszają ramionami: "A jakie to ma znaczenie?".
Przejdź na Polsatsport.pl