Mariusz Czerkawski: Kibice Djurgardens IF zawsze byli głośni

Zimowe
Mariusz Czerkawski: Kibice Djurgardens IF zawsze byli głośni
fot. PAP
Mariusz Czerkawski, którego pierwszym zagranicznym klubem był Djurgardens IF, wspomina sztokholmskich kibiców.

Były hokeista Mariusz Czerkawski, którego pierwszym zagranicznym klubem był Djurgardens IF, wspomina sztokholmskich kibiców jako głośnych i żywiołowych. W czwartek wieczorem z tym klubem w stolicy Szwecji o awans do ćwierćfinału Ligi Konferencji zagrają piłkarze Lech Poznań.

Przed tygodniem w Poznaniu "Kolejorz" wygrał 2:0, a spotkanie obejrzało 40 222, co jest najlepszym wynikiem frekwencyjnym spośród wszystkich spotkań tej rundy LK. Równie gorącej atmosfery można się spodziewać w rewanżu, a stadion Tele2 Arena, z którego korzystają piłkarze Djurgardens IF, ale też Hammarby, z którym Lech wygrał tam 3:0 w kwalifikacjach Ligi Europy we wrześniu 2020, także szczelnie się wypełni.

 

ZOBACZ TAKŻE: Liga Konferencji: Chimeryczny Lech Poznań w Europie

 

Czerkawski wyjechał do Szwecji we wrześniu 1991 roku jako 19-latek. Kilka miesięcy wcześniej Boston Bruins wybrali w drafcie ligi NHL z numerem piątym.

 

- Wyjazd do Szwecji to było dla mnie coś zupełnie nowego - nauka języka, nauka życia na Zachodzie. Na pewno fascynujący okres w moim życiu. Starania o wyrobienie wizy trwały... ponad rok, potem spędziłem jeszcze dwa dni w ambasadzie przed wyjazdem. Wylatując z Polski nie wiedziałem, czy i kiedy wrócę. Ciekawe czasy... - powiedział Czerkawski wspominając początki pobytu w Szwecji i Djurgardens IF.

 

Urodzony w Radomsku wychowanek GKS Tychy z perspektywy czasu uważa, że taki skok na głęboką wodę - do tak silnej ligi, jak szwedzka i w zupełnie inne realia niż polskie - był dla niego cennym doświadczeniem, choć niełatwym.

 

- Pierwszy rok w Szwecji dał mi bardzo dużo. Były wzloty i upadki, euforia po zdobyciu Pucharu Europy, ale także nauka pokory. W drugim roku zostałem wypożyczony do drugoligowego Hammarby IF. Ustanowiłem rekordy w lidze i klubie aktualne do... dziś - 93 punkty, 54 bramki i wróciłem do Djurgardens w innej roli. Grałem więcej, wystąpiłem w Meczu Gwiazd - przypomniał.

 

Zaznaczył, że trudniej było mu prywatnie.

 

- Nie miałem kolegów, przyjaciół, znajomych. Byłem sam i zaczynałem życie praktycznie od początku. Gdybym znał wówczas angielski, to podejrzewam, że nigdy nie nauczyłbym się szwedzkiego, a tak zaczynałem od przeglądania książeczek dla dzieci, z obrazkami... Kot, dom, krzesło i inne podstawowe słowa powtarzałem w nieskończoność - wspomniał uczestnik igrzysk olimpijskich w Albertville w 1992 roku.

 

Hokej był w latach 90. ubiegłego wieku najbardziej popularną dyscypliną w Szwecji. Ekipa "Trzech Koron" w 1987, 1991 i 1992 roku została mistrzem świata, w 1980, 1984 i 1988 roku wywalczyła olimpijski brąz, zaś w 1994, ostatnim sezonie Czerkawskiego w Djurgardens IF, Szwedzi triumfowali w igrzyskach w Lillehammer.

 

- Mówi się, że piłka łączy, a mnie łączył ze szwedzką rzeczywistością hokej. Szwedzi byli na światowym topie, grali wyśmienicie i to przekładało się na zainteresowanie kibiców. Nasza hala - Sztokholm Globen Arena - zbudowana została w 1988 roku, a oddana do użytku na początku następnego roku. Regularnie przychodził komplet kibiców - 13,5 tysiąca. Byli głośni, żywiołowi. Myślę, że także chodzili na mecze piłki nożnej i podobnie jest teraz, bo oni kochają swój klub, a nie jedną dyscypliną - ocenił.

 

W opinii zawodnika, który później spędził 12 sezonów w NHL, hokej był i jest najbardziej popularną dyscypliną w Szwecji.

 

- Byli znakomici tenisiści, m.in. Bjoern Borg, z którym grałem kilka razy towarzysko już po zakończeniu przez niego kariery sportowej, był jeden czy drugi biegacz narciarski, świetni pingpongiści, ale to jednak hokeiści byli wówczas gwiazdami. Byli i są do dziś, zarabiają zresztą w Szwecji więcej niż piłkarze, choć futbol zdecydowanie poszedł do przodu w ostatnich latach - podkreślił.

 

Czerkawski, który w rozgrywkach za oceanem zdobył 215 bramek i miał 220 asyst występując w pięciu klubach (najdłużej - sześć lat w New York Islanders), już w Sztokholmie, szczególnie w ostatnim sezonie, zyskał status gwiazdy.

 

- Byłem rozpoznawany przez kibiców, gdy wychodziłem do miasta, lokalnych knajpek. Rozdawałem autografy w restauracjach, po meczach, ale to były inne czasy niż teraz. Nie było smartfonów i robienia zdjęć na każdym kroku. Pod tym względem mieliśmy łatwiej niż obecne gwiazdy. Po meczach nie rzucaliśmy też strojów w trybuny, jak piłkarze. Nie mieliśmy zbyt wiele koszulek w sezonie. Sprzęt, w tym strój, hokeisty był znacznie droższy niż piłkarski - zaznaczył.

 

Były hokeista wie, na czym polega fenomen szwedzkiego sport, nie tylko hokeja, ale i piłki nożnej.

 

- Nie byłem dawno w Sztokholmie, ale wiem, że jest nowy piłkarski stadion, chyba na 30 tysięcy. Słyszałem, że jest dobra atmosfera na trybunach. W Szwecji stawiają na szkolenie swoich zawodników i to pewnie też ma znaczenie, jeśli chodzi o budowanie zainteresowania kibiców - dodał.

 

Jedyny Polak, który wystąpił w Meczu Gwiazd zawodowej ligi za oceanem (2000), nie śledzi obecnie na bieżąco rozgrywek NHL i NBA, jednak cieszy się z sukcesów Jeremy'ego Sochana (San Antonio Spurs). 19-latek został wybrany w lutym do składu Meczu Wschodzących Gwiazd w pierwszym sezonie występów w NBA.

 

- Przyznam, że nie śledzę na bieżąco rozgrywek NHL i NBA, różnica czasu między USA i Europą robi swoje, ale super, że mamy Polaka w NBA i że zagrał w tym spotkaniu. Widziałem w skrótach kilkanaście najlepszych akcji Sochana. Mogę za to powiedzieć, co dzieje się w światowym golfie, w ostatnim Wielkim Szlemie. Golf od kilkunastu lat jest moim ulubionym sportem i hobby. Zawodników, którzy grają teraz w NHL - nie znam. Minęło 14 lat od zakończenia kariery. Nowi gracze, trenerzy. To jest zupełnie inna "bajka" - podsumował.

MS, PAP
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie