Wisła Kraków jest od niego uzależniona. A rywale mają na niego sposób
Ostatnio zdobywa bramki jak na zawołanie. Po 23. kolejce został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców Fortuna 1 Ligi. Luis Fernandez stał się dla Wisły Kraków zawodnikiem bezcennym. Do tego stopnia, że trener Radosław Sobolewski obmyśla teraz plan jak uchronić Hiszpana przed czwartą żółtą kartką, która będzie oznaczała pauzę. Rozpędzonej Wisły nie stać teraz na grę bez Fernandeza.
Dzięki Fernandezowi Wisła wygrała ostatnie spotkanie z GKS-em Tychy (2:1). Hiszpan strzelił gola z karnego w doliczonym czasie gry, a Biała Gwiazda zanotowała piąte zwycięstwo z rzędu i wskoczyła na 4. miejsce w ligowej tabeli. Do drugiego, dającego bezpośredni awans do PKO Ekstraklasy miejsca Wisła traci sześć punktów.
Fernandez wiosną zdobył w sumie sześć goli. Do siatki nie trafił tylko w meczu z Arką Gdynia (3:1), a pozostałych zdobywał jedną (Resovia 2:0, GKS Tychy 2:1) lub dwie bramki (Odra Opole 2:1, GKS Katowice 3:1). Na koncie ma już 16 trafień. O jedno więcej niż Karol Czubak z Arki.
To największy kłopot Fernandeza
Piłkarz ma jeden problem. Jest często faulowany. W tym sezonie statystycy naliczyli 60 fauli i 11 żółtych kartek dla rywali za faule na Fernandezie. Pierwszy minus tego jest taki, że po każdym meczu kilka dni walczy z bólem. Często odpuszcza treningi, bo jest tak skopany, że potrzebuje intensywnych zabiegów fizjoterapeutów, żeby stanąć na nogi.
Kopiący go rywale działają na niego, jak czerwona płachta na byka. I to jest ten drugi minus tego kopania Hiszpana po nogach. Nie zawsze potrafi on zachować zimną krew. To właśnie dlatego zbiera kartki i za chwilę może wypaść ze składu. Tego by trener Radosław Sobolewski nie chciał, bo Fernandez do spółki z Angelem Rodado stanowią o sile uderzeniowej zespołu, który wiosną pnie się w górę. I nie bardzo jest go kim zastąpić.
Trudno sobie wyobrazić bez niego Wisłę
Teoretycznie za Fernandeza mogą wskoczyć grający ogony Michał Żyro lub Sergio Benito. To jednak z pewnością odbije się na jakości. Fernadez to nie tylko 16 goli, ale i też 3 asysty i 4 karne po faulach na nim. Jego gra powoduje zamęt w szeregach obronnych rywala. Wyrósł na tak znaczącą postać, że już niektórzy dziennikarze, pytając, czy Wisła nie jest za bardzo uzależniona od 29-latka.
Wisła chyba czuła, że wiosna może należeć do Fernandeza, bo już zimą rozpoczęła z nim rozmowy dotyczące przedłużenia kontraktu. Zresztą wówczas pojawiły się spekulacje na temat transferu Fernandeza do Widzewa Łódź, ale sam zainteresowany mówił, że o Widzewie słyszał wyłącznie od kolegów z szatni. Dodał, że jest w pełni skoncentrowany na Wiśle i na swojej pracy.
Na razie rozmowy Wisły z Fernandezem zostały zawieszone. Za chwilę jednak najpewniej wrócą z całą mocą. Raz, że kontrakt wygasa w czerwcu. Dwa, że przecież Wisła nie może sobie pozwolić na stratę piłkarza, dzięki któremu najpewniej wróci do PKO Ekstraklasy. Patrząc na ostatnie spotkania (5 meczów, 15 punktów) trudno wyobrazić sobie inny scenariusz.
Zapamiętał ich determinację
Fernandez do Wisły przyszedł przed rokiem z Emiratów, gdzie grał w klubie Khor Fakkan. Przyszedł za darmo, a jego wartość rynkowa wynosiła wówczas 300 tysięcy euro. Wcześniej występował w klubach hiszpańskiej La Liga 2. Potem grał w greckiej w Super League. W sierpniu 2020, gdy był zawodnikiem Asterasu Tripolis jego wartość sięgnęła 700 tysięcy euro. To był jego rekord. Potem był wyceniany coraz niżej. W Wiśle zaczął się odbijać.
Wisła chciała go mieć już latem 2021, ale nie była w stanie finansowo rywalizować z klubem z ZEA. Gdy w Khor Fakkan przestało mu się układać, to polski klub ponowił ofertę i tym razem padła ona na podatny grunt. Fernandez zapamiętał, że Wisła go chciała. Determinacja klubu przypadła mu do gustu. Uznał, że to dobrze rokuje, że skoro ktoś bardzo go chce, to da mu wystarczająco dużo szans. Tak się też stało.
Film, który zaszkodził jemu i Wiśle
Inna sprawa, że początek nie był jakiś olśniewający. W okresie przygotowawczym miał problemy ze zdrowiem. Długo dochodził do siebie i wiosną 2022, jeszcze w PKO Ekstraklasie, nie pomógł drużynie tak, jak tego oczekiwano. Najgorsze było to, że kiedy zaczął się rozkręcać, to wtedy wyszła sprawa brutalnego faulu, jakiego dopuścił się w spotkaniu z Wisłą Płock (3:4). Początkowo wydawało się, że ujdzie mu to na sucho, ale dziennikarz Mateusz Miga, wrzucił na Twittera film i tak się zaczęło. Owszem Fernandez był prowokowany przez Damiana Michalskiego, ale nic nie usprawiedliwia tego, że uderzył piłkarza rywali. Został za to zdyskwalifikowany na cztery mecze. Wisła na finiszu ligi, gdy ważyły się jej losy, musiała sobie radzić bez niego. Nie sprostała zadaniu.
Fernandez jednak został w Wiśle po spadku. Klub nie obciął mu ekstraklasowej gaży, a on sam tak jakby chciał odkupić winy. Nie skorzystał z oferty Vojvodiny Nowy Sad. A na co go stać pokazał w meczu z GKS-em Katowice. Wszedł po godzinie grania i w pojedynkę wygrał Wiśle ten mecz. Gdy wchodził na boisko, było 1:0 dla GKS-u, ale Fernandez po niecałym kwadransie grania strzelił jednego, a za chwilę drugiego gola. Wtedy stało się jasne, że to jest człowiek, z którym Wisła może szybko wróci do elity.
Jesienią pokazał swoją drugą, gorszą twarz
Żeby jednak nie było tak kolorowo, to wkrótce po wspomnianym meczu z GKS-em Fernandez znowu pokazał, że czego, jak czego, ale chłodnej głowy, to bardzo mu brakuje. Paweł Tupaj z Chrobrego Głogów go nadepnął, a on mu oddał. Kopnął go, choć przeciwnik był bez piłki. Dostał nie tylko czerwoną kartkę, ale i solidną karę finansową od klubu, który nie mógł dłużej tolerować jego zachowań.
To był drugi raz, jak nie opanował nerwów i osłabił Wisłę. Krakowianie przegrali z Chrobrym (1:2) i to była ich druga porażka w sezonie 2022/23. Za chwilę drużyna znalazła się w takim dołku, że zwolniono trenera Jerzego Brzęczka i na dłuższy czas zapomniano, że Wisła miała się bić o szybki powrót do Ekstraklasy.
Teraz kolejne gole Fernandeza sprawiły, że Wisła o Ekstraklasie znowu sobie przypomniała. I jeśli piłkarz będzie trzymał nerwy na wodzy, to z tego kursu Biała Gwiazda już nie zejdzie. W Krakowie mają nadzieję, że Fernandez zrozumiał swoje błędy i trzeci raz nie wpędzi klubu w kłopoty.
Przejdź na Polsatsport.pl