Fernando Santos bez pożegnania z Grzegorzem Krychowiakiem i bez rozmowy z Markiem Papszunem
Długo byłem przeciwny sprowadzaniu na siłę selekcjonera zagranicznego. Tym bardziej, że nawet na myśl mi nie przyszło, że prezes PZPN Cezary Kulesza szarpnie się na fachowca z najwyższej światowej półki. Po pierwszych powołaniach Fernando Santosa widać odwagę, pomysł i odmłodzenie szatni, co dobrze wróży na przyszłość. Jednocześnie Portugalczyk musi się zmierzyć z przebudową defensywy i wykreowaniem jej nowego szefa, pod nieobecność kontuzjowanego Kamila Glika.
Trzeba sobie powiedzieć otwarcie: polskiego selekcjonera nie stać by było na pożegnanie Grzegorza Krychowiaka. Tym bardziej, że jest ono połączone z nieobecnością Glika. Mało tego, obrońcy, którzy błyszczeli formą podczas mundialu, Jakub Kiwior i Bartosz Bereszyński mogą tylko wspominać regularne występy w klubach, a to musi się odbić na ich formie. Tymczasem to Krychowiak był najważniejszym pomocnikiem naszej kadry od jesieni 2012 r., odpowiadającym za stabilizację gry defensywnej.
Dlatego Fernando Santos nie powołał Grzegorza Krychowiaka
Santos nie chciał uzasadnić decyzji o braku powołania dla Krychowiaka, gdyż nie zwykł oceniać piłkarzy. Najwyraźniej uznał jednak, że obecna forma i zapuszczenie korzeni w lidze Arabii Saudyjskiej, którą nawet poprzedni selekcjoner Czesław Michniewicz nazywał w żartach "sunday league", nie uprawniają Grzegorza do występów w kadrze. Santos nie wysłał nawet słowa pożegnania do Krychowiaka, bo nie zwykł przed nikim zatrzaskiwać drzwi do kadry. Nie wyklucza, że w czerwcu skorzysta z jego usług.
Dziś zdecydowana większość kibiców i ekspertów pieje z zachwytu. Dla wielu Krychowiak był uosobieniem ociężałości i opieszałości w przejściu z fazy defensywnej do ofensywy. Zwłaszcza po niefortunnym wywiadzie, jakiego udzielił po mundialu na temat premii, pełnił rolę pochyłej brzozy, na którą każda koza wyskakuje.
Wydaje mi się jednak, że twierdzenie "Grzegorz Krychowiak był największym balastem reprezentacji Polski, bez którego ona pomknie jak strzała ku świetlanej przyszłości" jest sporym nadużyciem.
Karol Linetty zawiódł w meczu z Napoli
Na miejsce "Krychy" do składu wskoczy Damian Szymański, którego Santos osobiście wizytował w Grecji, bądź Karol Linetty. Linetty zbierał pochlebne recenzje za regularną grę w Torino. Z uwagą obejrzałem jego grę w niedzielnej konfrontacji z Napoli i nie wypadł za dobrze. Co więcej, grał słabo. Rywale byli za szybcy, faulami musiał się ratować, by zatrzymać Piotra Zielińskiego, spowodował rzut karny, kopiąc Kvichę Kvaratskhelię. Marnym usprawiedliwieniem jest fakt, że dla całej Serie A Napoli jest dziś za mocne, gra za bardzo intensywnie.
Santos zaryzykował i to sporo. Podrażnieni po niepowodzeniu w walce o kolejny mundial Czesi u siebie, a my przeciwko nim z przebudowanym składem i taktyką? Poprzeczka naprawdę jest zawieszono wysoko.
Ani słowa z Markiem Papszunem na temat Bena Ledermana
Jedynym debiutantem wśród powołanych jest Ben Lederman. 22-latek w juniorskiej piłce reprezentował USA, ale w młodzieżówce grał już dla Polski. Sęk w tym, że pomocnik Rakowa, z powodu urazu barku, nie zagrał nawet minuty w ostatnim meczu z Cracovią.
Z moich informacji wynika, że Santos nie zamienił nawet słowa na temat Ledermana z jego trenerem klubowym Markiem Papszunem. Rozumiem, że analiza gry Bena mogła spowodować, że selekcjoner postanowił powołać tego piłkarza bez zasięgania opinii trenera klubowego. Rozmowa z Papszunem, do której nie doszło, byłaby nie tylko przejawem szacunku dla fachowca, który dla kadry zbudował kolejnego piłkarza, ale też źródłem informacji. Santos dowiedziałby się przecież o problemie z barkiem.
Ben Lederman i Jan Bednarek z urazami na zgrupowaniu
Z jednej strony to w pełni zrozumiałe, że Portugalczyk zwykł pracować w wąskim gronie. Zarówno jeśli chodzi o grupę piłkarzy, jak i sztab szkoleniowy. Z drugiej, istnieje ryzyko zaburzenia gierek treningowych, jeśli zdarzy się coś nieoczekiwanego. Przecież już wiadomo, że nie tylko Lederman, ale też Jan Bednarek stawi się dziś na zgrupowaniu z urazem żeber, które są na szczęście całe.
Co będzie po powrocie z Pragi? Gdzie drwa rąbią, tam wióra lecą. Oby się nie okazało, że po ciężkim spotkaniu z Czechami kłopotów zdrowotnych jest więcej i nasza kadra nie będzie w stanie skompletować składów do gry wewnętrznej.
Santos ma gigantyczne doświadczenie selekcjonerskie i mierzył się z takimi problemami nieraz w Portugalii i Grecji, więc zapewne potrafi reagować.
Piłkarze przy jednym stole, czyli nowe porządku Fernando Santosa
Warto wybić też nowe porządki selekcjonera. W hotelowej restauracji podczas zgrupowania wszyscy piłkarze będą siedzieć przy jednym, długim stole. Niczym jedna wielka rodzina. W ostatnich latach jadali przy trzech 12-osobowych. Ten, przy którym miejsce zajmowali: Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik siłą składu miał większe znaczenie od pozostałych.
Fernando Satnos, po latach doświadczeń z Cristiano Ronaldo w ekipie Portugalii, jest przeczulony na tym punkcie: wszyscy piłkarze mają być traktowani jednakowo.
Drugą nowością będzie wyższa dyscyplina. Punktualność na treningach, odprawach czy w jadalni to standard światowy, ale u Santosa na posiłki piłkarze nie będą mogli przynosić nawet telefonów komórkowych.
Odejście od treningów na stadionach meczowych rywala
Najważniejsza jest jednak odpowiedź na pytanie, w jaki sposób Santos przebuduje wyjściową "jedenastkę". Poniedziałkowy trening będzie tylko wyrównawczym. Trudno sobie wyobrazić, by w pełnym wymiarze wzięli w nim udział piłkarze, którzy jeszcze wczoraj harowali na boisku, jak choćby Lewandowski, Zieliński i Linetty. Dlatego selekcjonerowi zostaną trzy jednostki, by zbudować skład i taktykę na Czechy.
Co znamienne, kadra Santosa trenować będzie zawsze rano. Odejdzie też od zwyczaju przeprowadzania ostatniego treningu na stadionie meczowym. Czwartkowe zajęcia odbędą się również w Warszawie, dopiero po nich kadra odleci do Pragi. Oczywiście, jednym z powodów jest poufność taktyki i składu. Na stadionie w Pradze trudniej byłoby dochować tajemnic niż w Warszawie.