Kryzys Lewandowskiego? Zbigniew Boniek: Nie będzie strzelał do "czterdziestki"
- Robert Lewandowski nie będzie strzelał do "czterdziestki" tak wielu bramek, jak przez ostatnie lata. Siłą natury jego numery będą słabsze, ale wpływ na ich pogorszenie miała też zmiana klubu. Bayern był dla niego idealny, wszystko było skomponowane pod niego. Natomiast zmiana klubu wiązała się z pewnymi niebezpieczeństwami. Barcelona wcześnie odpadła z Ligi Mistrzów, przez co na pewno wszyscy w niej nie są szczęśliwsi – powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl wiceprezydent UEFA Zbigniew Boniek.
Michał Białoński: Od poniedziałku trwa pierwsze zgrupowanie reprezentacji Polski pod wodzą Fernando Santosa. Uważa pan, że mecz z Czechami ma strategiczne znaczenie, o przysłowiowe sześć punktów?
Zbigniew Boniek: Z tej grupy wychodzą dwie drużyny, więc uważam, że to bardzo ważny mecz. Kto go wygra, ten sobie stworzy pole position do awansu na mistrzostwa Europy. Starcie w Pradze może ustawić eliminacje jednej, jak i drugiej drużyny.
Trener Santos od początku musi gasić pożary. Po kontuzji Kamila Piątkowskiego awaryjnie powołał Bartosza Salamona. Powołani napastnicy w 23 meczach ligowych po mundialu zdobyli łącznie ledwie dwie bramki. Czy w wypadku Roberta Lewandowskiego możemy mówić o kryzysie? Zdobywanie bramek przychodzi mu z większym trudem, jego średnia na mecz z ponad jednej bramki spadła do 0.78. Gorzej było tylko w Bayernie za czasów Pepa Guardioli, czyli osiem lat temu. Robertowi nie udało się trafić do siatki także w El Clasico z Realem.
Robert nie będzie strzelał do "czterdziestki" tak wielu bramek, jak przez ostatnie lata. Siłą natury jego numery będą słabsze, ale wpływ na ich pogorszenie miała też zmiana klubu. Bayern był dla niego idealny, wszystko było skomponowane pod niego. Natomiast zmiana klubu wiązała się z pewnymi niebezpieczeństwami, zwłaszcza jeśli chodzi o kontynuacje zdobyczy strzeleckich, jakie miał w Bayernie. I pogorszenie tych zdobyczy widać.
Dla każdego napastnika brak goli jest jak brak tlenu. Uważam, że Robert na pewno sobie poradzi i zacznie strzelać. Pamiętajmy też, że Barcelona bardzo wcześnie odpadła z Champions League, przez co na pewno wszyscy w niej nie są najszczęśliwsi.
Był pan bardzo zaskoczony, gdy PZPN zatrudnił Fernando Santosa po nieudanych doświadczeniach z jego rodakiem Paulo Sousą?
Jednoznacznie negatywne ocenianie Paula Sousy jest krzywdzące w stosunku do niego. To nie jest takie proste, jak się wszystkim wydaje. Paulo na pewno nie odniósł sukcesu na boisku, trochę mu zabrakło szczęścia, by odnieść lepsze wyniki. Wydaje mi się, że gdyby tylko jeden mecz mu się ułożył inaczej - nie byłoby czerwonej kartki w meczu ze Słowacją na Euro 2020 - to odbiór jego kadencji byłby zupełnie inny.
Natomiast trudno mi komentować jego odejście do Flamengo. Dopóki ja byłem prezesem PZPN-u, to z Sousą nie miałem żadnego problemu i Sousa był dla mnie bardzo dobrym szkoleniowcem. Co się potem stało? O przyczyny jego odejścia trzeba pytać samego Sousę.
Nie można też stawiać wspólnego mianownika między Sousą a Santosem tylko dlatego, że obaj są Portugalczykami. Fernando Santos to inny człowiek, jego CV przemawia za nim i to mocno, więc PZPN postanowił go zatrudnić. W teorii to najlepsze wyjście, jakie można było znaleźć po tym, co się zdarzyło na mundialu w Katarze. Natomiast jak to się sprawdzi w praktyce, to pokażą wyniki.