Śmierdzącą sprawę z Kataru można bardzo łatwo przykryć
Nazwanie sielanką pierwszych dni zgrupowania reprezentacji po mundialu pod wodzą nowego selekcjonera Fernando Santosa byłoby grubą przesadą. Wystarczyło widzieć minę Roberta Lewandowskiego, który wbiegał na pierwszy trening na bocznym boisku Legii, aby stwierdzić, że nie jest to pełnia szczęścia.
Nasz kapitan - lekko spóźniony z powodu niedzielnego El Clasico w Hiszpanii - w którym mocno przyczynił się do zwycięstwa „Barcy” i prawdopodobnie jej mistrzowskiego tytułu, z dnia na dzień wstąpił na grunt znacznie bardziej grząski. Nie rzucił nawet zdawkowego „cześć” czy „dzień dobry” w kierunku witających go fotoreporterów i ze wzrokiem wbitym w ziemię podreptał na boisko.
ZOBACZ TAKŻE: Mówią nam, że Santos to skarb. To się dopiero okaże
Na pierwszą konferencję prasową rzecznik przyprowadził absolutnego debiutanta Bena Ledermana, bo jego nie było w Katarze i w ten sposób uniknięto pytań o premie, wracające na tapet po słynnym wywiadzie Łukasza Skorupskiego. Obalił on dotychczasowa narrację zawodników i przyznał, że kłótnia o kasę była tak intensywna, że przed meczem z Francją niektórzy zawodnicy w ogóle ze sobą „nie gadali”.
Teraz z kolei nie zamierzali „gadać” z mediami. I trudno się dziwić, bo sprawa choć sprzed ponad trzech miesięcy, to jednak mocno śmierdząca. Nietrudno odgadnąć, że w PZPN i sztabie kadry panowało nerwowe poruszenie po obrazoburczej publikacji jednego z powołanych.
Największe pretensje do Skorupskiego są ponoć nie o to, że o wszystkim szczerze powiedział (choć np. były kandydat na prezesa PZPN Marek Koźmiński stwierdził stanowczo, że tajemnic szatni się nie wynosi), ale że rezerwowy bramkarz zrobił to akurat w tym momencie.
Nie od razu po mundialu, ale tuż przed zgrupowaniem, tak jakby wystawiając całą resztę na strzały (czytaj: pytania dziennikarzy i kibiców). Robienie uników jest oczywiście skuteczne, tylko na krótką metę i prędzej czy później te pytania padną. Na razie sztucznie próbuje się oddalić ten moment. Rzecznik już zapowiedział, że kapitan nie przyjdzie na żadną konferencję przed meczem, bo tak ma w zwyczaju. Wcześniej informowano, że RL9 nie staje przed polskimi dziennikarzami, bo jest w samolocie.
W mediach społecznościowych wre, jednak opinia publiczna chciałaby usłyszeć, co koledzy Skorupskiego na to. Bo możliwości są tylko dwie. Albo konfabuluje, albo reprezentanci Polski wyżej stawiali wysokość obiecanej nagrody za awans od występu z Francją. I określanie ich chciwcami nie było przesadą.
W tak kryzysowych sytuacjach, kiedy de facto delikwenci ustawieni są pod ścianą (czy to w polityce, sporcie czy show biznesie), elementarnym zagraniem z podręcznika public relations jest tzw. przykrycie sprawy. Czyli wrzucenie tematu zastępczego, odciągnięcie uwagi, danie publice czegoś w zamian.
I tak się składa, że nasi skonfudowani dziś mocno nasi ulubieńcy mają do dyspozycji potężny tego typu oręż. I to w zasięgu ręki. Już na najbliższy piątek absolutnie do użycia.
Wystarczy, że zagrają dobry mecz w Pradze i pokonają Czechów. Po takim otwarciu eliminacji, nawet jak ktoś zapyta o przykry temat z Kataru, będą mogli śmiało odpowiedzieć: „Panie, przestań pan grzebać w trupach. My tu teraz w piłkę gramy…”.
Przejdź na Polsatsport.pl