Czechy - Polska: Nie spodziewajmy się cudu w Pradze
Czego oczekiwać po pierwszym meczu Fernando Santosa z Czechami? - zapytałem kilku kolegów z piłkarskiego środowiska, bo szczerze mówiąc trudno spodziewać się cudów. Czy nowy selekcjoner powołując z grubsza ten sam skład może z dnia na dzień sprawić, że gra kadry zacznie nas cieszyć?
- Panie, chodzi o to, żebyśmy nie błagali o litość rywala, tylko żeby nas wreszcie ktoś o nią poprosił - powiedział nestor wśród polskich trenerów Bogusław Kaczmarek, pijąc ewidentnie do stylu poprzedniego selekcjonera.
Być może jest w tym lekka przesada, w myśl autorskiej "licentia poetica", ale tak naprawdę nieznaczna. My naprawdę możemy przyzwoicie grać w piłkę i nie musimy się o nic prosić. Bo Santos nie zastał tu spalonej ziemi. Owszem, atmosfera była pewnie marna. Smród po aferze premiowej spotęgowany słynnym wywiadem Łukasza Skorupskiego, pewnie jakoś specjalnie Portugalczykowi nie pomógł. Nawiasem mówiąc, według naszych informacji, rezerwowy bramkarz dostał potężną burę od kapitana przy całej drużynie za to, że wyjawił prawdę o Katarze mediom. Ale czy takie nawet skrajnie negatywne, ale jednak poboczne historie mogą sprawić na formę sportową czy umiejętności taktyczne?
ZOBACZ TAKŻE: Wstrząsające świadectwo Łukasza Skorupskiego jest wartością nie do przecenienia
Santos, podobnie jak jego poprzednicy (Adam Nawałka, Jerzy Brzeczek, Paulo Sousa czy Czesław Michniewicz) ma do dyspozycji grupę naprawdę solidnych, a w kilku przypadkach wybitnych zawodników. To jest większy potencjał niż ten Czech, Albanii, Mołdawii, San Marino.
Chodzi o to, jak zresztą powiedział Santos podczas konferencji prasowej przy okazji swoich pierwszych powołań, aby ten zespół zdefiniować. Żeby był jakiś, powtarzalny, po prostu solidny. Wygrywający z tymi, z którymi musi wygrywać, a od czasu do czasu potrafiący sprawić niespodziane i pokonać kogoś z top 10. Albo przynajmniej bardzo dobrze zagrać.
Tak jak przez 25 minut ostatniego meczu z Francją, którym był naszym pożegnaniem z mundialem i jak się okazało z ówczesnym trenerem.
Nie żądajmy od Santosa cudu, bo i tak go nam nie przyniesie. A już na pewno nie od razu. Nawet gdyby dostał cztery miliony euro pensji, a nie jak teraz dwa. Niech po prostu robi to z czego słynął. Czyli... uporządkowanej gry defensywnej, doprawionej ofensywnymi akcentami, które nie będą występować tylko od czasu do czasu.
Robert Lewandowski w swojej ostatniej wypowiedzi podczas mundialu mówił, że musi mieć frajdę z grania, sugerując, że nie pozwalały mu na to jakieś ramy taktyczne.
Co prawda trudno uwierzyć, że może dojść na boisku do takiej sytuacji, w której piłkarz tak wpływowy i tak wielkiej klasy nie jest w stanie nic dać od siebie, bo ktoś z wewnątrz go blokuje, ale załóżmy, że ma rację...
Nie podobał się jeden trener, drugi trzeci, no to teraz jest już taki, do którego trudno się przyczepić. Pracował z samym Cristiano Ronaldo, zdobył mistrzostwo Europy, obiektywnie: jest prawdziwym fachowcem. Ciężko byłoby go zwolnić ośmiosekundowym milczeniem...
To jest moment, w którym szef PZPN powiedział "sprawdzam". Dał piłkarzom trenera, jakiego w kadrze jeszcze nie mieli. Mają łatwą grupę eliminacyjną, na dzień dobry mecz z rywalem, który jest absolutnie w zasięgu.
A zatem panowie bierzcie się do roboty, cieszcie się grą i dajcie nam się trochę pocieszyć!
Przejdź na Polsatsport.pl