Fernando Santos wdepnął na minę? Z Albanią gramy z nożem na gardle
Mecz z Albanią ma dużo większe znaczenie niż walka o powszednie trzy punkty w eliminacjach do mistrzostw Europy. Pobici w Pradze Fernando Santos i jego podopieczni już do drugiego meczu podchodzą z nożem na gardle. Brak zwycięstwa może znacznie oddalić nas od Euro 2024, na który to turniej awans większości wydawał się być czystą formalnością.
Można odnieść wrażenie, że Fernando Santos wdepnął na minę. Podpisał kontrakt z PZPN-em, bez wiedzy o aferze premiowej, jaka podczas mundialu podzieliła i skompromitowała w oczach kibiców zespół. Na dodatek będąc przekonanym do wielkiego potencjału naszej reprezentacji, w witrynie wystawowej której stoją Robert Lewandowski z Piotrem Zielińskim. – To przecież klasa światowa – ocenia słusznie każdy trener na świecie.
Sęk w tym, że na pozostałych pozycjach nie jest już tak różowo, a zwłaszcza defensywna gra całego zespołu, nie tylko czwórki obrońców, jest w strzępach. Jeśli do tego drużynie brakuje jeszcze charakteru, serca do walki, zaangażowania, to nie pomogą żadne trenerskie czary.
Zastanawiający brak reakcji zespołu po dwóch policzkach w Pradze
Oto w 130 sekund niżej notowani Czesi pakują nam dwa gole, a nasza ekipa nie jest w stanie zareagować. Rywal wypłacił nam dwa uderzenia w policzek, a my staliśmy jak sparaliżowani i nie jesteśmy w stanie wydobyć z siebie krzty agresywności, złości sportowej, zawadiactwa.
Do dobrego przyzwyczailiśmy się bardzo łatwo i uznaliśmy je za stan normalny. Co więcej, po awansie do najlepszej „16” MŚ stwierdziliśmy, że pora przestawić wajchę na futbol ofensywny, by pokonywać najlepszych na świecie i cieszyć oko dobrą grą. Same wyjazdy na ME i MŚ już nas nie zadowalają. Wielu kibiców i ekspertów odfajkowało już nawet awans na Euro 2024. „Z tej grupy nie da się nie awansować” – słychać było głosy.
Tymczasem wystarczy, że nie pokonamy dziś na PGE Narodowym Albanii, a już awans od nas się od nas oddali i to bardzo.
W piłce nie liczą się historyczne dokonania. Czesi ponieśli fiasko w walce o mundial, w rankingu FIFA są o 16 miejsc za nami, ale to wszystko jest historią. W piłce liczy się „tu i teraz”. Czesi z łatwością sprowadzili nas na ziemię i dzisiaj to oni są silniejsi od nas.
Zmiana pokolenia może być bolesna. Kto po Gliku?
Oby się nie okazało, że zmiana pokolenia będzie dla nas znacznie bardziej bolesna niż się tego spodziewamy. Można poprawić taktykę, selekcję, ale charakteru dojrzałym piłkarzom nie zmieni nawet Fernando Santos i nie uczyni z nich mężczyzn.
Tym bardziej, że Portugalczyk, którego od drużyny dzieli most bariery językowej, z łatwością potrafi ocenić umiejętności czysto piłkarskie danego zawodnika. O wiele trudniej mu odczytać jego charakter, by móc przewidzieć, jak zareaguje w sytuacji kryzysowej. Czy ona wyzwoli w nim dodatkową motywację i waleczność, czy wręcz przeciwnie – całkowicie go sparaliżuje.
Oczywiście właśnie po to swoim cieniem Fernando Santos uczynił w kadrze Grzegorza Mielcarskiego, by móc łatwiej docierać do głów piłkarzy i dzięki niemu poznawać ich mentalność. Sęk w tym, że wicemistrz olimpijski z Barcelony pracuje w kadrze dopiero od tygodnia. Wcześniej za długo trwało przeciąganie liny między PZPN-em a Santosem w sprawie polskich asystentów.
Pożaru jeszcze nie ma – porażka na wyjeździe z Czechami, to coś, do czego przywykliśmy w meczach o punkty. Gorszy był jednak styl, na poprawie którego po MŚ tak bardzo zależało krytykom. Ten, jaki „Biało-Czerwoni” zaprezentowali na Edenie, wróży powrót do 16 lat wielkiej smuty w naszej piłce 1986-2002, w trakcie których nie awansowaliśmy na żadną dużą imprezę.
Brutalna prawda o naszym potencjale jest taka, że bez leciwego Kamila Glika obrona jest podszyta strachem, za grzeczna, łatwa do przepchnięcia. Pytająca: „Przepraszam, czy tu biją?”
Tymczasem Glik ma problemy ze zdrowiem, jego klub pikuje w kierunku trzeciej ligi włoskiej. Wiecznie kadrze nie będzie pomagał, a na horyzoncie nie widać nowego szefa obrony. Nie aspiruje do tej roli ani Jan Bednarek, ani Jakub Kiwior. Podobnie, jak Michał Karbownik nie był nawet cieniem Bartosza Bereszyńskiego na lewej obronie. Duet środkowych pomocników Krystian Bielik – Karol Linetty nie był w stanie ustabilizować gry defensywnej i zapewnić szybkiego przejścia do ofensywy.
Jeśli do tego dodamy całkiem podcięte skrzydła, to się okaże, że „Biało-Czerwoni” nie mieli w Pradze żadnego atutu. Drobniutkim były rzuty rożne, gdyż po jednym z nich zdobyliśmy honorową bramkę.
Mecz z Albanią nie będzie spacerkiem
Zbyt świeżo mam w pamięci dwumecz z Albanią za Paulo Sousy, by spodziewać się dzisiaj łatwego meczu. Na pewno rywale nie zostawią nam miejsca na boisku, choć nie dysponują takimi warunkami fizycznymi jak rośli Czesi. Nie zmienia to faktu, że bez waleczności, bazując wyłącznie na umiejętnościach, tej konfrontacji nie wygramy.
Czesław Michniewicz objął zespół na 28. miejscu w rankingu FIFA, a zostawił go na 22. pozycji. Na dodatek utrzymaliśmy się w elitarnej dywizji Ligi Narodów, a przed eliminacjami do ME losowani byliśmy z pierwszego koszyka. Na razie do obu tych miejsc pasujemy jak pięść do oka.
- Polska jest w stanie skutecznie rywalizować z najlepszymi drużynami świata – tak Fernando Santos wlewał optymizm w serca piłkarzy i kibiców podczas swej prezentacji na PGE Narodowym. Najwyższa pora wprowadzić słowa w czyny w starciu z 66. na świecie Albanią.
Mecz Polska – Albania już dziś (poniedziałek) na PGE Narodowym o godz. 20:45. Transmisja w Polsacie Sport Premium 1.
Przejdź na Polsatsport.pl