Grzegorz Lato wbił szpilkę Robertowi Lewandowskiemu!
- Po trzech minutach, to ja się zastanawiałem, czy wyłączyć telewizor i iść spać, czy też iść do baru – mówi nam Grzegorz Lato, król strzelców pamiętnego mundialu w 1974 roku. – Z Albanią było już lepiej, było kilka plusów. Natomiast, jak lubię Lewandowskiego, tak mam zastrzeżenia do jego gry. On musi w meczach kadry zapomnieć, że jest tym egzekutorem z Barcelony. W kadrze nie może grać tak, jak w klubie – ocenia Lato.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Dwa mecze eliminacji do Euro 2024 za nami. Jakie wrażenia?
Grzegorz Lato, król strzelców mundialu 1974: Mówi pan, że dwa mecze? A to oni w ogóle zagrali z Czechami?
Proszę nie kpić?
Nie kpię, ale o tamtym meczu, to nawet nie ma co wspominać. Nie można wyjść na boisko i stracić gola w 30. sekundzie po wyrzucie z auto. Po trzech minutach to ja się zastanawiałem, czy wyłączyć telewizor i iść spać, czy też iść do baru.
Obie opcje brzmią ciekawiej niż gra Polaków z Czechami.
No tak, bo Czesi pokazali nam, jak się gra. Agresywnie, szybko, zespołowo. Tam jeden drugiego asekurował, pomagali sobie. Lewandowski nie mógł sobie piłki kopnąć.
Czy ta porażka przekreśla nasze szanse na zajęcie pierwszego miejsca w grupie?
Nie, bo Czesi pojechali do Mołdawii i tam zremisowali. My tam pojedziemy w czerwcu i czeka nas ciężki mecz, ale jeśli wygramy, to odrobimy dwa punkty do naszych najgroźniejszych rywali. Coś czuję, że walka o pierwsze miejsce może się rozstrzygnąć w naszym ostatnim meczu z Czechami u siebie.
No dobrze, a w meczu z Albanią widział pan coś, co można nazwać dobrą reakcją na porażkę w Pradze?
Momentami mi się podobało, ale gorsze chwile też były.
Co się panu podobało?
Młodzież, te nowe nazwiska w kadrze. Te nazwiska, które dotąd nie były na pierwszym planie. Oni weszli i walczyli.
Coś jeszcze?
Bramka Świderskiego była ładna. Sprytnie to zrobił. Rywale myśleli, że on strzeli prawą nogą, a on złapał bramkarza na wykroku.
A co na minus?
Nerwówka w końcówce. Uczciwie trzeba przyznać, że mieliśmy trochę szczęścia.