"Tres" zamiast "Seis". Krótki film o głównych aktorach i statystach
Miało być "seis" czyli sześć, jest "tres" – a zatem trzy. Połowa z tego, czego chciał i czego wymagał Fernando Santos. Ale pewnie każdy selekcjoner, nawet gdyby był produktem krajowej szkoły, na pytanie dziennikarzy, jakie ma oczekiwania przed marcowymi meczami eliminacji do EURO 2024 wypowiedział by takie słowa. Szklanka nie jest zatem ani do połowy pusta, ani do połowy pełna.
Powodów do wielkiej euforii nie ma. Bo choć w poniedziałek Polska pokonała Albanię, to zagrała z nieśmiałością, żeby nie powiedzieć ze strachem. W końcówce miała sporo szczęścia. Ręka Fernando Santosa jeszcze w magiczny sposób nie dotknęła naszej reprezentacji. Ale przecież to tylko trener. Dobry – ale nie cudotwórca.
ZOBACZ TAKŻE: Fernando Santos przyznał się do błędu
Z pustego i ktoś z takim dorobkiem jak Santos nie naleje. Skoro nie mógł tego zrobić nawet Salomon. Choć akurat Salamon – Bartosz – jest największym wygranym tego marcowego grania, mimo, że na boisku pojawił się tylko raz, na PGE Narodowym. Do tego nie było go w pierwszej selekcji, pojawił się w kadrze tylko dlatego, że uraz wykluczył z powrotu do reprezentacji Kamila Piątkowskiego. Jedyny zarzut, jaki można mieć do nowego sztabu jest taki, że nie do końca był on przygotowany, że przydatność niektórych zawodników do występów w reprezentacji została źle oszacowana. Gdyby charyzmatyczny defensor Lecha zagrał już w Pradze, a na lewą stronę – jak wczoraj – przesunięty został Jakub Kiwior – Czesi nie hasaliby tak ochoczo skrzydłami. Michał Karbownik został połknięty w piątek wraz z butami. Podobnie jak z drugiej strony Robert Gumny. Reprezentacja to w tej chwili dla nich za wysokie progi. Zobaczymy, czy w czerwcu wysłane zostaną do nich kolejne powołania.
Wynik zawsze wpływa na ocenę i nastrój. Nie ma jednak nastroju ulgi czy zadowolenia. Indywidualne noty zostały podniesione niektórym właśnie ze względy na rezultat. Ale gdyby Uzuni w ostatnim kwadransie lepiej pocelował… Mimo, że całościowo byliśmy lepszym zespołem, to jednak nie stać nas było na to, żeby wygrać ten mecz pewnie, spokojnie, bez niepotrzebnego stresu i obgryzania paznokci. A rywal był w poniedziałek słabszy niż wówczas, kiedy odwiedził nas w eliminacjach do mistrzostw świata.
Paulo Sousa słusznie tłumaczył nam, że praca z reprezentacją to proces. I tak z pewnością jest. Ale wiadomo było też, że zatrudniając kogoś takiego jak Santos, to oczekiwania społeczne będą większe. I to od razu. Taki mamy klimat.
Santos przekonał się chyba ostatecznie, że jedyna polska opcja na granie to dwójka napastników. Nawet wtedy, jeśli przyjdzie nam grać – już na EURO z mocniejszymi przeciwnikami niż Albania. Nie może się asekurować. Jego rodak – poprzednik – zrobił to w pierwszym spotkaniu ME 2020 ze Słowacją – i mocno tego żałował. Inna sprawa, że nowego selekcjonera powinna czekać rozmowa z Robertem Lewandowskim. Od piłkarza o takiej pozycji w światowej piłce i o tak dużych umiejętnościach, nawet mając świadomość, że każdy może mieć gorszy okres, trzeba po prostu więcej wymagać. Przede wszystkim pod względem mentalnym. To on w zespole, w którym trudno znaleźć wielu liderów musi brać odpowiedzialność za drużynę szczególnie wtedy, gdy jej nie idzie. Santos mógł dwa razy go zmienić – były ku temu podstawy – jednak nie zdecydował się nadwyrężyć wizerunku naszego kapitana.
Portugalczyk bada póki co grunt pod nogami, poznaje realia panujące w naszej kadrze, pewnego rodzaju zależności i uwarunkowania. Nie chce jeszcze wywracać hierarchii do góry nogami, ale w miarę upływu czasu będzie musiał stanowczo zareagować. Do finałów ME mamy jednak kilkanaście miesięcy, więc pośpiech absolutnie nie jest jeszcze wskazany. Ale jeśli Robert w tym tygodniu zagra dobrze, to raczej w dokumentalnym filmie "Lewandowski-nieznany", którego premierę zapowiedziano właśnie na wtorek. I taki był nasz kapitan w poniedziałek. Nie poznawaliśmy go. Znamy go z zupełniej innej strony. W filmie jest podobną sobą. Czas wrócić do tego także na boisku. Naszej reprezentacji nie stać na to, by "RL9" odgrywał w niej rolę daleką od kluczowej. To musi być pierwszoplanowy aktor. Nie statysta.