Iwanow: Duma i pokora. Madryt czeka na kolejną magiczną noc
Patrząc jak dostojne Estadio Santiago Bernabeu zmienia się z monumentalnej choć trącącej myszką budowli w nowoczesny futurystyczny obiekt czujesz, że jesteś w miejscu stworzonym do wielkich meczów. Cała ubiegłoroczna faza pucharowa Champions League naznaczona była magicznymi wieczorami, podczas których Los Blancos wychodzili z nie lada opresji odwracając losy spotkań z PSG, Chelsea i Manchesterem City.
Marcowy rewanż 1/8 z Liverpoolem nie miał już tej temperatury. „Królewscy” wygrali bowiem na Anfield 5:2. U siebie dopełnili formalności ale „skromne” 1:0 nie wzbudziło tylu wrażeń. Dlatego tak niecierpliwie czeka się na dzisiejszy mecz z Chelsea.
W Realu piękne jest to, że mimo iż Liga Mistrzów to ich ulubione, naturalne środowisko i mało kto wyobraża sobie, że trapiona setkami kłopotów ekipa z Londynu będzie w stanie zamknąć im drogę do półfinału. W klubie z Hiszpanii nikt nie zadziera nosa. Jest duma ale i pokora. Carlo Ancelotti za dużo widział w swoim życiu – nie tylko pamiętny finał jego Milanu z Liverpoolem w Stambule – by lekceważyć jakiegokolwiek przeciwnika. To, nad czym pracował przez ostatnie dni, to zabranie swym piłkarzom nadmiernej pewności siebie. Chelsea nie jest tak słaba jak wskazuje na to ich pozycja w Premier League. Nie strzeliła pół gola w trzech ostatnich spotkaniach? Nic nie szkodzi. To tylko statystyka.
ZOBACZ TAKŻE: Fernando Santos z nowym problemem? "Nie mamy bogactwa"
Włoch „odpuścił’ sobotnie spotkanie z Villarreal. Mógł sobie na to pozwolić po rozbiciu Barcelony na Camp Nou i awansie do finału Copa Del Rey. Wiadomo było już od dawna, że La Liga w tym sezonie jest nie do zdobycia. Koncentracja zwrócona została w inną stronę. Finał Pucharu Hiszpanii już jest, „Barca” została skarcona, jej nos utarty, teraz Real może się skupić na najważniejszych dla siebie rozgrywkach. Poza Sevillą, która jutro zagra na Old Trafford z Manchesterem United w Lidze Europy, to już jedyna ekipa z Hiszpanii, która jest ciągle w pucharach. Włosi mają na tym etapie aż sześć zespołów! A w półfinałach Champions Leauge Serie A mieć będzie dwóch przedstawicieli. Inter, który nie powinien stracić przewagi dwóch goli zaliczki z Estadio Da Luz z Lizbony i kogoś z pary Milan-Napoli, które grają dzisiaj. To znów Real broni honoru Primera Division. W nim cała nadzieja.
W zespole, który wygrał już wszystko, co było do wygrania wciąż czuć głód zwyciężania. Ancelotti zaznacza, że ten zespół w dwa lata może sięgnąć po tyle laurów, o ilu inni mogą tylko pomarzyć i nie zdobędą ich przez dwadzieścia lat. Imponujące jest to, że „senatorzy” dbają o tych, którzy mają ich wkrótce zastąpić. Jaką opieką obdarzeni zostali Camavinga czy Tchouameni, jakie wsparcie po wydarzeniach z weekendu dostał Valverde. Królewska rodzina dba o właściwe relacje. I pewnie także dlatego to właśnie ją, być może, zobaczymy 10 czerwca w Stambule. Z cesarzem Carlo za sterami, którego już nazywa się tutaj Karolem XV. Piętnasta korona na głowie Realu? Nie ma w Europie żadnego innego miejsca, gdzie pasuje ona jak ulał.