Pomocnik Lecha Poznań po meczu z Fiorentiną. "Wysoko zawiesiła nam poprzeczkę"
Piłkarze Lecha muszą powoli godzić się z tym, że ich piękna europejska przygoda po porażce 1:4 z Fiorentiną w 1/4 finału Ligi Konferencji dobiega końca. "Postaramy się we Florencji powalczyć o jak najlepszy wynik" - zapewniał pomocnik "Kolejorza" Filip Marchwiński.
Nie tak miał wyglądać czwartkowy wieczór w Poznaniu. Wypełniony stadion (ponad 40 tysięcy widzów), kapitalna atmosfera na trybunach, solidny rywal z Serie A, a stawką był awans do półfinału Ligi Konferencji. Zabrakło tylko i aż wyniku. Porażka 1:4 praktycznie rozstrzyga losy dwumeczu, tym bardziej, że efektowna wygrana Fiorentiny była poparta świetną grą.
ZOBACZ TAKŻE: Piłkarz Serie A staranował bar. "Wygląda jakby wybuchła tu bomba"
- Moim zdaniem to był najmocniejszy rywal, z jakim nam przyszło zmierzyć się w Lidze Konferencji. Zespół z wysokiej półki, było czuć na boisku, że są bardzo doświadczeni i jednocześnie wyrachowani w tym, co robią, jak grają. Fiorentina wysoko zawiesiła nam poprzeczkę - mówił po spotkaniu pomocnik Lecha.
Obrońca Joel Pereira dodał, że jego zespół podszedł do meczu zbyt dużym respektem.
- Oczywiście, Fiorentina to wymagający przeciwnik i należy mu się szacunek, ale my tego respektu okazaliśmy zdecydowanie za dużo. Dobrze zagraliśmy jedynie po stracie gola, ale tak naprawdę nie pokazaliśmy naszej gry. Próbowaliśmy wywierać presję na rywalu, ale dostaliśmy trzecią i zaraz potem czwartą bramkę. I trochę za wcześnie się poddaliśmy - stwierdził Portugalczyk.
Marchwiński zgodził się z opinią, że na tle dynamicznie grającej włoskiej drużyny, Lech wypadł blado i w ogóle nie przypominał drużyny, która wcześniej znakomicie radziła sobie w Lidze Konferencji.
- W pierwszej połowie nie zagraliśmy tak, jak w poprzednich meczach w Europie. Staraliśmy się grać długą piłką, mało było składnych akcji, podań po ziemi. Trzeba oddać piłkarzom Fiorentiny, że bardzo dobrze zamykali te wszystkie strefy i ciężko było przetransportować tę piłkę krótkimi podaniami gdzieś wyżej. To spotkanie pokazało, że mamy wiele aspektów do poprawy. Za tydzień postaramy się zrobić we Florencji jak najlepszy wynik, nikt nie uważa, że ten dwumecz jest już przegrany - zapewniał Marchwiński.
Mistrz Polski musiał zagrać bez Bartosza Salamona, który został zawieszony przez UEFA na trzy miesiące, w związku z pozytywnym wynikiem próbki A badania antydopingowego. Sama decyzja do klubu dotarła na 10 godzin przed rozpoczęciem pojedynku.
- Na pewno była to dla nas trudna sytuacja, było zdziwienie i szok, że taka sytuacja pojawiła się akurat w dniu meczu. Musieliśmy jednak skupić się na meczu, zostawić to z tyłu głowy i starać się zagrać jak najlepiej bez Bartka. Na pewno jest to dla nas duża strata, ale my już nic nie poradzimy - przyznał 21-latek.
Zastępujący Salamona Lubomir Satka nie zaliczył spotkania do udanych, podobnie jak Pedro Rebocho, który dwukrotnie nie upilnował Nikolasa Gonzaleza. Także bramkarz Filip Bednarek zawinił przy utracie dwóch goli. Pozostali zawodnicy też zagrali poniżej oczekiwań.
- Nikogo nie chcę winić indywidualnie za tę porażkę. Wygrywamy i przegrywamy jako zespół - podkreślił trener poznańskiej drużyny John van den Brom.
Lechici nie będą mieli zbyt wiele czasu na rozpamiętywanie porażki z Włochami, bowiem już w niedzielę czeka ich ligowy klasyk z Legią w Warszawie (godz. 17). Do składu wraca Radosław Murawski, który przeciwko Fiorentinie musiał pauzować z powodu żółtych kartek. Poznaniacy nie będą mogli liczyć natomiast na wsparcie kibiców, takie, jakie otrzymali w czwartkowym spotkaniu. Fani "Kolejorza" po meczu z Widzewem Łódź, podczas którego zdemolowali część sektora gości, dostali zakaz wyjazdowy na jedno spotkanie.
Przejdź na Polsatsport.pl