Karnawał w stolicy Kampanii. Żar, który może się dziś jeszcze mocniej rozpalić
Neapol od kilku tygodni wygląda tak, jakby odbywał się tu karnawał. Miasto zawsze przystrojone było we flagi klubu z dawnego San Paolo, zwanego dziś Stadio Diego Armando Maradona, obmalowane murale ze słynnym Argentyńczykiem w roli głównej i pełne często dość kiczowatych figurek przedstawiających inne tutejsze legendy. Nawet kawę w barze tuż obok wiekowego obiektu pije się w filiżankach z obliczem „Boskiego”. Ale dziś euforia jest tu jeszcze większa.
Fontanny oświetlone są na niebiesko. Malownicze wąskie uliczki toną w girlandach w tym kolorze. A w klubowym sklepiku już można nabyć bluzy i koszulki z napisem Mistrz Włoch 2022/23. Czyste szaleństwo. Tytuł – owszem – jest na wyciągnięcie ręki. Ale przecież do końca sezonu zostało jeszcze osiem kolejek…
ZOBACZ TAKŻE: Remis Fiorentiny z wyżej notowanym rywalem
Stolica Kampanii kocha swoich piłkarzy na zabój, ale wymowne jest to, że wizerunków tych, którzy opuścili klub latem: Lorenzo Insigne, Driesa Mertensa czy Kalidou Koulibalego, już nie uświadczysz. Mimo, że to właśnie oni przez długi czas decydowali o obliczu i dyspozycji tego zespołu. Tak popularny w tym mieście Piotr Zieliński też będzie musiał się liczyć z podobnym losem, jeśli zdecyduje się opuścić to miejsce. Wiadomo, że chce go mocno jego były trener Maurizio Sarri, który ściągnąłby go z radością do Lazio. Rzym to jednak nie Neapol lub… Turyn, o czym wie doskonale Zbigniew Boniek. Gorące jak niegdyś Wezuwiusz miasto znajdujące się u jego podnóży na pewno „Don Piotro” takiego ruchu by nie wybaczyło. „Zibiego” też inaczej traktuje się w Piemoncie niż na Olimpico. Mimo, że dla „Starej Damy” obecny wiceprezydent UEFA zdobył przecież tak dużo.
Polski pomocnik rozegra dziś najbardziej znaczące spotkanie w swojej karierze. Lista jego klubowych osiągnięć nie jest jeszcze zbyt długa. Puchar Włoch 2020, dwa tytuły wicemistrzowskie w Serie A, dwa brązowe medale. Ten złoty wkrótce zawiśnie na jego szyi. Ale w Europie właśnie teraz jest tak blisko czegoś wyjątkowego. A jednocześnie tak daleko. To jednak AC Milan ma po pierwszym meczu przewagę. Nie tylko jednego gola, ale i wygranej niedawno w lidze. I to właśnie tu, na Diego Maradona, do tego aż 4:0.
Oczekiwana wobec „Ziela” zawsze były ogromne, także w naszym kraju, gdy zakłada reprezentacyjny trykot. W Italii może mieć jednak spokojniejszą głową. W Napoli jest od 2016 roku. Zawsze wypełnia swoje zadania rzetelnie. Zawsze jest podstawowym zawodnikiem – w lidze nigdy nie zszedł niżej niż 35 rozegranych meczów, choć w pierwszym roku sporo było ich w roli rezerwowego. To mówi bardzo wiele na temat roli, jaką odgrywał przy każdym z pracujących tu trenerów – od wspomnianego Sarriego, przez Carlo Ancelottiego, Gennaro Gattuso i w końcu Luciano Spallettiego. Wieczorem „PZ20” powinien czuć spokój i komfort. Nikt nie ma tu wątpliwości, że nie sprawi nikomu zawodu.
Najwięcej wymagać się będzie od Kwiczy Kwaratskelii i Victora Osimhena. A także od niewiarygodnie silnego w tych rozgrywkach kapitana Giovanniego Di Lorenzo. Polak ma po prostu zrobić to, czego wymaga od niego szkoleniowiec. Nie musi zawiązać pięciu krawatów, zaliczyć trzech asyst i „poprawić” to wszystko golem. Ma pomóc w uzyskaniu historycznego awansu. Bo w Neapolu długo wydawało się, że bardziej czeka się tu na mistrzostwo niż wyprawę do Stambułu. Ale skoro okazało się, że droga do Turcji w teorii jest łatwiejsza przez oba zespoły z Mediolanu niż wówczas, gdyby drużyna trafiła do drabinki z Manchesterem City i Realem Madryt… Ewentualne niepowodzenie żaru w neapolitańczykach nie ugasi. Ale gdyby Południe utarło dziś nosa Północy? To przecież nie jest zadanie niemożliwe do realizacji.
Przejdź na Polsatsport.pl