"Legia zamiast grać do końca, wyłożyła się pod nosem Rakowa"
Legia przegrała z Wartą Poznań i właściwie zakończyła rywalizację o mistrzostwo Polski. Raków Częstochowa śmiało może już stroić w mistrzowskie szaty. Drużyna Marka Papszuna na pięć kolejek przed końcem sezonu jest niezagrożona.
I właśnie nie sam fakt, że Raków najprawdopodobniej będzie triumfować, ale to, że drużyna z Warszawy w końcówce sezonu, kiedy naprawdę jeszcze wszystko było możliwe, praktycznie się położyła, jest największym zaskoczeniem.
ZOBACZ TAKŻE: Marek Papszun odchodzi z Rakowa. "Dla mnie to wydarzenie roku w Ekstraklasie"
Jeszcze kilka tygodni temu ekscytowaliśmy się meczem, który pewnie był najlepszym w ogóle w obecnej kampanii, a już na pewno najlepszym w wykonaniu drużyny Kosty Runjaica. Legia po kapitalnej grze wygrała w Warszawie 3:1, zmniejszyła dystans do lidera i liczyliśmy, że walka o tytuł będzie czymś ekstra dla kibiców Ekstraklasy.
Chwilę później w Kaliszu wysłano sygnał, że legioniści jeszcze nie wznieśli się na poziom, z którego podobnie jak Raków, nie będą się osuwać.
Oto w starciu z drugoligowym KKS (trzeci poziom rozgrywek) drużyna Runjaica, wcale nie w rezerwowym składzie, męczyła się okrutnie, aby awansować do finału Fortuna Pucharu Polski. Nie straciła gola i nie musiała walczyć w dogrywce tylko dzięki szczęściu i decyzjom arbitra nieco krzywdzącym młodzież Bartosza Tarachulskiego.
Następnie zespół z Warszawy „poprawił się” w Legnicy tylko remisując 2:2 z najsłabszą w lidze Miedzią. W takim momencie, gdzie wypadało pójść za ciosem, postraszyć drużynę z Częstochowy, która też znalazła się na delikatnym zakręcie, legioniści rzucili ręcznik.
Jeszcze prestiżowy mecz z Lechem dobrze się rozpoczął i widzieliśmy fragmenty nawiązujące do niedawnego meczu z Rakowem, ale w końcówce kibice stołecznego klubu musieli drżeć do końca, aby nie dać się pokonać (ostatecznie skończyło się na 2:2).
No i teraz upokorzenie w starciu z Wartą, która pod żadnym względem, przynajmniej w teorii, nie ma prawa równać się z obecnym wiceliderem. W tym czasie Raków spokojnie sobie punktuje wygrywając 21. mecz w sezonie z Miedzią i dziwi się pewnie, że renomowany rywal aż tak bardzo odpuścił.
Bo jak inaczej określić zdobycie dwóch punktów w trzech ostatnich meczach?
Czy to ma być jakiś rodzaj zasłony dymnej przed wielkim finałem Pucharu Polski w Warszawie, gdzie główni aktorzy Ekstraklasy znów zmierzą się ze sobą? Czy to jakieś oszczędzanie sił w kontekście tego wydarzenia?
Nie sądzę, aby Runjaic, albo jego zawodnicy byli aż tak wyrafinowani. To raczej efekt… słabego przygotowania drużyny na końcówkę sezonu. Patrząc na średnią punktów w ostatnich meczach kolejnych rozgrywek, w których niemiecki trener prowadził Pogoń Szczecin, jest na tym polu pewna powtarzalność.
Drużyny Runjaica w końcówkach po prostu słabną. I wcale nie jest oczywiste, że Legia skończy na drugim miejscu, bo będąca za jej plecami Pogoń ma siedem punktów mniej, a jeśli Lech wygra w poniedziałek z Radomiakiem, będzie miał do Legii sześć punktów straty. Łącząc grę w Ekstraklasie z kilkunastu spotkaniami na arenie międzynarodowej.
Coraz częściej powtarzają się opinie, że Runjaic to bardzo dobry trener, ale gubi się w momencie, kiedy pojawia się szansa na konkretne osiągnięcia. Przyglądając się CV 52-letniego szkoleniowca w rubryce „sukcesy” widnieje tylko: Obcokrajowiec Roku 2021 w plebiscycie „Piłki Nożnej”.
Ale jest w tym sezonie jeszcze czas, aby pewne sprawy odwrócić.
2 maja w na Stadionie Narodowym w Warszawie będzie kapitalna okazja, aby niemiecki trener z bałkańskimi korzeniami zaprzeczył temu o czym „ludzie gadają” i wreszcie wstawił coś efektownego do swojej gabloty. Tylko co na to Raków?
Przejdź na Polsatsport.pl