Bożydar Iwanow: Fernando! Szukaj nie problemów, a rozwiązań
Fernando Santos gdyby mógł, nie grałby meczu towarzyskiego z Niemcami. Kilka dni później Polskę czeka mecz z Mołdawią. Z Mołdawią! Reprezentacją, która co prawda dzięki remisowi z Czechami przesunęła na 171. miejsce w rankingu FIFA i minimalnie wyprzedziła dzięki temu Maltę, ale ciągle w Europie niżej są jedynie San Marino, Liechtenstein i Gibraltar.
A że w Kiszyniowie w marcu punkty stracili nasi pogromcy z Pragi? Może nie świadczy to o sile drużyny z postradzieckiej republiki ale o tym, że Czesi to wcale nie aż tak mocna paka, jak mogło się nam na "Edenie" wydawać. Tym gorzej dla nas...
Przestaje mi się podobać to, że Portugalczyk zaczyna kręcić nosem. Że mecz z Niemcami do niczego mu nie jest potrzebny, bo musi się właściwie przygotować do rywalizacji o punkty. Że polska liga jest słaba, że nie mamy w blisko czterdziestomilionowym kraju żadnego solidnego lewego obrońcy. Że przecież jesteśmy wielkimi patriotami, a w Pradze żaden z piłkarzy nie podjął walki i nie zobaczył żółtej kartki. Dla mnie to nic innego jak przesuwanie winy za dotychczasowe występy Biało-Czerwonych. Daleko od własnych błędów i grzechów zaniechania. Mowa ciała naszego selekcjonera podczas "historyczno-histerycznego" występu na inaugurację eliminacji do EURO 2024 też była nieodpowiednia. Zamiast stojąc przy linii wzruszać ramionami i stroić miny należało reagować. Skoro tak szybko wszyscy widzieli, że drużyna nie jest na ten dzień właściwie zestawiona. Szukając błędów i przyczyn porażki wypada najpierw spojrzeć w swoją stronę, a nie rozglądać się dookoła. Santos i tak ma szczęście. Przecież Albania kilka dni po wstydzie w Pradze też była bardzo blisko aby Wojciecha Szczęsnego pokonać. Wygrana na PGE Narodowym przypudrowała jedynie początek pracy Portugalczyka z naszą reprezentacją. Twarz drużyny wygląda jednak ciągle dość blado. I widoków na nabranie rumieńców raczej nie widać.
Wizyta w studiu TVP Sport wyglądała jak jakaś manifestacja. Nie chcę słuchać narzekania, wolałbym oglądać Santosa i jego ludzi pracujących w pocie czoła. Nie po to PZPN zatrudnił takiego człowieka, za tak wysoką pensję, żeby powiedział nam że Ekstraklasa jest słaba – w domyśle dlatego nie muszę tu przylatywać jej oglądać – albo że nie mamy klasowego lewego obrońcy. To wiemy od lat. Chodziło nam o to, żeby jego kwalifikacje spowodowały podniesienie jakości gry naszego zespołu. Że zobaczy coś więcej niż tak – nie wiadomo czemu – krytykowana przez nas samych "polska myśl szkoleniowa". Zamiast utyskiwać na problemy, należy szukać rozwiązań. A nie kręcić nosem, że możemy gościć w Polsce "Nationalmannschaft".