Legia zdobyła Puchar Polski i co dalej? "Oto klucz do sukcesu Legii"
- W tym sezonie Legia działała doraźnie, pora na przebudowę zespołu. Nadzieję dostrzegam w jej skautingu. To jest klucz do sukcesu. Można wyprzedzić konkurencje skautingiem, szukaniem zawodników, którzy będą mieli na tyle duży potencjał, żeby zaistnieć w Legii. Legia ma tę przewagę, że w niej chce grać bardzo wielu chłopaków. Legia to jest magnes, ona przyciąga. Kibicami, miastem, stadionem, historią – powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl były pomocnik i kapitan Legii Łukasz Surma.
Michał Białoński: Legia Warszawa wywalczyła Puchar Polski, choć Raków był w uprzywilejowanej pozycji i niemal przez 120 minut grał z przewagą jednego zawodnika. Co według pana było kluczem do triumfu warszawian?
Łukasz Surma, były pomocnik i kapitan Legii: Czerwona kartka dla Ribeiro zupełnie zmieniła przebieg meczu i strategię obu zespołów. Grając w przewadze jest pewna doza spokoju z tyłu głowy. „Musimy grać spokojnie” – to częste słowa zawodników grających w przewadze. To są dobre zwroty i emocje, ale łatwo tę szklaneczkę przepełnić i gra zaczyna być zbyt wolna, a przez to brakuje sytuacji, zaczyna narastać frustracja, pojawiają się nerwy. Widać to było po Rakowie, który jak już dostał się do pola karnego, to był bardzo nerwowy.
A Legia? Wręcz przeciwnie. Była spokojna, napędzała się tym, że długo Raków nie może stworzyć sytuacji. Szczególnie w drugiej połowie. Im dalej w las tym łatwiej było dowieźć Legii wynik 0-0. Bardzo dobrą zmianę wprowadził trener Runjaić, wpuszczając Rosołka. On rozciągnął linię obrony Rakowa, oddalał zagrożenie od bramki. Pekhart nie był w stanie tego zrobić, a Rosołek poradził sobie. Po wejściu Rosołka struktura gry się zmieniła, on pozwolił odpocząć obronie.
ZOBACZ TAKŻE: Ekspert zdradził przyczynę porażki Rakowa z Legią
Czy Rakowowi mogło przeszkodzić huczne ogłaszanie odejścia Marka Papszuna, po którym nastąpiło równie głośne mianowanie jego następcy Dawida Szwargi?
Za moich czasów nie było konferencji prasowych przed każdym meczem. To stworzyło nową kulturę przygotowywania się do meczu. Do rywalizacji w finale trzeba być przygotowanym bardzo mocno psychicznie. Tymczasem piłkarze Rakowa na pewno słuchali konferencji dotyczących zmiany trenerów, na pewno to absorbowało ich uwagę, siedziało to w ich głowie. To zawsze ma wpływ. Wydaje się, że w dzisiejszych czasach piłkarze są na to gotowi, bo konferencji jest naprawdę bardzo dużo. Za moich czasów one były tylko po meczach.
Dla Legii zdobycie Pucharu Polski to najsłodszy punkt sezonu, bo na zdobycie mistrzostwa kraju ma czysto matematyczne szanse. Jak pan ocenia pierwszy sezon Kosty Runjaicia? Z jednej strony wicemistrzostwo Polski i Puchar Polski ma w kieszeni, ale z drugiej, po pokonaniu Rakowa w lidze 3-1 zgubił pięć punktów w meczach z Miedzią Wartą. Te punkty utrzymywałyby realnie Legię w wyścigu o krajowy prymat.
To prawda, ale trzeba wziąć pod uwagę kontekst. Faktycznie, Legia nie wykorzystała momentu, nie skonsumowała sukcesu, jakim było ligowe zwycięstwo nad Rakowem. Tak często się dzieje w momentach, w których nie jesteśmy do końca na to przygotowani. Wyszarpane, wytargane zwycięstwo powoduje rozluźnienie. Tymczasem to Raków był zespołem, który od początku do końca był nastawiony na mistrzostwo Polski. Dlatego wygrana czy porażka nie zatrzymywały tego zespołu.
Z kolei po warszawianach, pomimo że to jest przecież Legia, widać było, że nie byli mentalnie przygotowani do mistrzostwa. Wydaje mi się, że pokłosiem był poprzedni sezon, w którym drużyna długo walczyła o utrzymanie, w końcu zajęła 10. miejsce. Dlatego trzeba brać pod uwagę to, co się działo w Legii przez ostatnie dwa lata. Pucharem Polski Legia uratowała sezon i może myśleć o nowej drodze.
Nie wiadomo, jakie będą losy kapitana Josue. Uważa pan, że w Legii powinno dojść do dużej przebudowy składu? W kasie klubowej się nie przelewa.
W pewnym momencie Legia wróciła do koncepcji sprzed kilku sezonów, np. ponownie zatrudniając Tomasa Pekharta.
Oprócz niego także Carlitosa.
Długo nie miał kto spożytkować podań Josue, więc powrót silnego, wysokiego napastnika Pekharta, który bardzo dobrze się czuje w polu karnym był trafionym pomysłem. Pokazującym jednocześnie, że Legia działała doraźnie, coś chciała załatać, uzupełnić. Teraz decydenci muszą zastanowić się nad stopniową przebudową zespołu. Jeżeli tego zaniechają, to może się okazać, że starsi zawodnicy się wypalą i na sukcesy trzeba będzie długo czekać.
Nadzieję dostrzegam w bardzo dobrze rozbudowanym skautingu Legii. Sam rozmawiam z chłopakami, którzy w nim pracują. Trzeba ich wykorzystać. To jest klucz do sukcesu, skoro Pogoń ma nowy stadion, a Lech w nowym sezonie będzie naprawdę bardzo groźny. Można wyprzedzić konkurencje skautingiem, szukaniem zawodników, którzy będą mieli na tyle duży potencjał, żeby zaistnieć w Legii. Legia ma tę przewagę, że w niej chce grać bardzo wielu chłopaków. Legia to jest magnes, ona przyciąga. Kibicami, miastem, stadionem, historią. Znam wielu chłopaków, którzy marzą o tym, żeby grać w Legii. I Legia musi z tego korzystać.
Legia jest utytułowanym zespołem, co najmniej co dwa lata zdobywa jakieś trofeum. Ten sezon jest dla niej przejściowy po 10. miejscu z ubiegłego. Teraz musi dojść do głębszej analizy i pójścia naprzód.
Kacper Tobiasz był bohaterem meczu, broniąc nie tylko rzut karny Mateusza Wdowiaka, ale też kilka groźniejszych sytuacji jak strzały Koczergina czy Gutkovskisa. Natomiast chyba niepotrzebnie prowokował rywali wystawianiem języka przy karnych? Od lipca FIFA będzie karać takie niesportowe zachowania.
Wie pan, odpowiem językiem prawniczym: co nie jest zabronione, to jest dozwolone. Ja Kacpra po tym meczu oceniam bardzo pozytywnie. To niesportowe zachowanie będzie musiał skorygować po wejściu przepisu. Jest jeszcze młody, więc można mu je wybaczyć. On był bezwzględnie bohaterem Legii. Jego mowa ciała w czasie meczu imponowała mi. Był spokojny po interwencjach. Nie pokazywał „to ja wam obroniłem bramkę” tylko bardziej wspierał obrońców jak doświadczony bramkarz. Pamiętam jego interwencję po strzale Koczergina. Doświadczony bramkarz w takiej sytuacji czasem wyskakuje do obrońców i krzyczy na nich.
Nawet Arturowi Borucowi zdarzało się ochrzanić obrońców za dopuszczenie do groźnego strzału.
Każdemu się to zdarzało, taka była moda za moich czasów, że bramkarz zawsze ma pretensje do obrońców. A co to powodowało? No nerwowość! Tobiasz tą interwencją zaimponował mi strasznie! Upadł, po czym pokazał, że wspiera się nawzajem z trójką obrońców. Dał sygnał: „Ok, wam nie wyszło, nie zablokowaliście, ale jeszcze jestem ja!”. To wprowadzało spokój. I przed karnymi, jakbym miał na kogoś stawiać, to na Legię, bo miała Tobiasza. Faktycznie, z językiem trochę przesadził. Trochę to poszło w złą stronę. Jego luz, ale nie za duży, połączony z fajnym zachowaniem – właśnie to powinien zapamiętać i stosować, w tę stronę iść.
Przejdź na Polsatsport.pl