Smutek po zwycięstwie i "spalona ziemia", czyli ostatni bój o Europę Interu
W 2010 roku Inter sięgnął piłkarskiego szczytu, wygrywając po raz trzeci w swojej historii Puchar Europy. Po euforii spowodowanej sięgnięciem po potrójną koronę, przy strzelających korkach od szampana i śpiewach "We're the Champions", w katakumbach Estadio Santiago Bernabeu, gdzie odbył się ówczesny finał Ligi Mistrzów, dochodziło do smutnych i wzruszających scen.
W roli głównej wystąpili Jose Mourinho oraz Marco Materazzi. Kamery telewizyjne pokazały bowiem sytuację, gdzie obaj panowie ściskają się ze łzami w oczach. I wcale nie były to łzy szczęścia, a bardziej smutku i wzruszenia. Portugalczyk bowiem drugi raz w swoim życiu odchodził z klubu po wygraniu Ligi Mistrzów. W 2004 roku sprawił gigantyczną sensację z FC Porto. Od razu po ceremonii wręczania medali, ostentacyjnie ściągnął go z szyi i opuścił cieszących się zawodników. Chwilę później był już w Chelsea.
Era Mourinho
Historia powtórzyła się sześć lat później. Po kilku latach pracy w Londynie, Mourinho odchodził ze Stamford Bridge z dużym niedosytem. Odmienił losy "The Blues". zdobywając dwa razy z rzędu Premier League, ale na niwie europejskiej nie potrafił awansować do finału Champions League. Najbliżej był w swoim pierwszym sezonie pracy w stolicy Anglii. W sezonie 2004/2005 dotarł do półfinału, w którym zmierzył się z Liverpoolem. O losach awansu zadecydował "gol widmo" Luisa Garcii w rewanżowym starciu na Anfield.
Portugalczyk, mimo że został zwolniony w 2007 roku, odchodził z Chelsea jako absolutna legenda. Długo nie musiał czekać na lukratywne oferty. W 2008 roku wybrał tę z Interu. Potrzebował zaledwie dwóch lat, aby z krajowego potentata uczynić drużynę na miarę europejskiego formatu. Mediolańczycy z czarno-niebieskiej części miasta byli bowiem wtedy zaledwie "przeciętniakiem" w Champions League, który okazjonalnie pukał do ścisłej czołówki - vide 2003 rok i przegrany półfinał Ligi Mistrzów z AC Milan.
Pierwsza dekada XXI wieku była naznaczona dominacją lokalnego rywala Interu, który aż trzykrotnie docierał do finału Champions League, wygrywając go dwukrotnie. Fani Nerazzurrich mogli jedynie pomarzyć o czymś takim. Do czasu.
Półfinał bardziej pamiętny niż finał
W sezonie 2009/2010 Inter z Mourinho nie miał sobie równych na krajowym podwórku, zdobywając podwójną koronę. Finał Ligi Mistrzów na Santiago Bernabeu był jednak wisienką na torcie. Do tamtej pory mediolańczycy w finale Pucharu Europy grali czterokrotnie, ale bardzo dawno temu. Najpierw dwa razy cieszyli się z triumfu - w 1964 i 1965 roku, aby w 1967 i 1972 roku ulec w decydującym boju.
Wszyscy wierzyli, że Portugalczyk powtórzy wyczyn z FC Porto. Rywalem w finale był Bayern Monachium prowadzony przez Louisa Van Gaala. Ten również miał na swoim koncie sukces w Champions League - z Ajaksem w 1995 roku. Finałowa konfrontacja zapowiadała się na niezwykle wyrównaną.
Trzeba jednak zaznaczyć, że wielu kibiców do dzisiaj bardziej pamięta... półfinał Interu z Barceloną niż wspomniany finał z Bayernem, który nie był jakoś szczególnie spektakularny.
ZOBACZ TAKŻE: Ważne przesłanie przed finałem Ligi Mistrzów. "90 minut nie zdefiniuje mojej kariery"
W 1/2 finału Inter w rozpaczliwych okolicznościach poradził sobie z "Dumą Katalonii". W pierwszym meczu w Mediolanie gospodarze wygrali 3:1. W rewanżu już w 28. minucie stracili Thiago Mottę, który dostał czerwoną kartkę. To właśnie wtedy narodziło się legendarne powiedzenie "autobus" używane w terminologii piłkarskiej, a oznaczające bronienie się blisko własnej bramki całym zespołem.
W tym szaleństwie była jednak metoda. "Barca" dopiero w 84. minucie objęła prowadzenie za sprawą trafienia Gerarda Pique. Dominacja miejscowych nie podlegała dyskusji - 76 procent posiadania piłki, 15 sytuacji bramkowych przy... jednej Interu, 627 podań przy... 160 gości. Zabrakło jednak drugiego gola.
Mediolańczycy awansowali, a równie co pamiętny rewanż na Camp Nou, była radość samego Mourinho po ostatnim gwizdku, który biegał w ekstazie po boisku, radował się ze swoimi kibicami, rozwścieczając tym samym sympatyków "Blaugrany".
A finał? To już wielka historia Diego Milito. Młodsi kibice mogą nawet nie kojarzyć tej postaci, bo ten swoje "pięć minut" miał właśnie w tamtym sezonie. Mourinho potrafił wydobyć z niego, to co nie udało się żadnemu innemu trenerowi wcześniej, ani później. Argentyńczyk w finale strzelił dwa gole i został bohaterem Interu, który trzeci raz w historii sięgnął po Puchar Europy. Prezydent Nerazzurrich Massimo Moratti wreszcie mógł dumnie spojrzeć w oczy Silvio Berlusconiemu, który przez lata dominował w Europie z Milanem. Moratti nawiązał także do swojego ojca Angelo, który prezesował Interowi w latach '60.
Ekipa Interu w finale LM 2010:
Julio Cesar - Maicon, Lucio, Walter Samuel, Christian Chivu (Dejan Stanković) - Javier Zanetti, Wesley Sneijder, Esteban Cambiasso - Samuel Eto'o, Diego Milito (Marco Materazzi), Goran Pandev (Sulley Muntari)
Po ostatnim gwizdku sędziego na Santiago Bernabeu mieliśmy praktycznie powtórkę z 2004 roku. "The Special One" świętował sukces z Interem, ale wiedział już, że za chwilę go nie będzie w Mediolanie. Portugalczyk był już dogadany z Realem Madryt.
Wiedzieli o tym również sami piłkarze Interu. Po fecie były zatem łzy, że kończy się tak wspaniały etap dla klubu, w którym pracował Mourinho. Sam zainteresowany nie wytrzymał i zapłakany opuszczał madrycki obiekt.
Spalona ziemia
W kolejnych latach Inter nawet nie zbliżył się do sukcesów z okresu Mourinho. Jego następcą został Rafael Benitez, który kompletnie nie potrafił poradzić sobie z szatnią. Hiszpan, mimo sukcesów z Liverpoolem, nie miał tej charyzmy i kontaktu z piłkarzami, co jego poprzednik. Szybko pożegnał się z Mediolanem. Kolejni trenerzy jeszcze bardziej pogłębiali Inter w marazmie. Włoskie media nie miały wątpliwości - Mourinho zostawił po sobie spaloną ziemię, wycisnął z tego zespołu maksimum możliwości.
Po erze Portugalczyka Inter zmieniał trenerów niczym rękawiczki. Wystarczy powiedzieć, że od 2010 do 2021 roku przez klub przewinęło się aż 14 szkoleniowców!
Mediolańczycy znowu popadli w przeciętność w europejskich pucharach, ale nawet w Serie A nie potrafili długo wyjść z cienia Juventusu, który na lata zdominował krajowe rozgrywki. "Stara Dama" również dwukrotnie docierała do finału Champions League, ale dwukrotnie musiała uznać wyższość hiszpańskim gigantom - Barcelonie i Realowi. Inter zatem nadal pozostaje ostatnim włoskim zespołem, który sięgnął po Puchar Europy.
Po trzynastu latach przerwy Inter znowu zagra o najcenniejsze trofeum klubowe na Starym Kontynencie. "Spalona" ziemia po Mourinho już dawno zdążyła zakwitnąć pod wodzą Simone Inzaghiego, który podobnie jak jego bardziej utytułowany i doświadczony kolega po fachu, potrzebował dwóch lat, aby dojść do finału Champions League. Kibice z Italii mogą mieć jedynie obawy, czy kolejny bój o Europę znowu nie wznieci pożaru...
Tegoroczny finał Ligi Mistrzów UEFA, który 10 czerwca odbędzie się w Stambule, pokażą Polsat oraz Polsat Sport Premium 1. Mecz poprzedzi specjalny program studyjny oraz ceremonia na stadionie olimpijskim imienia Ataturka. Początek spotkania o godzinie 21.00.
Przejdź na Polsatsport.pl