Gigantyczna tragedia i bohaterscy Polacy. Jak wyglądały boje angielsko-włoskie o Europę?
W historii finałów o Puchar Europy odbyły się tylko cztery spotkania pomiędzy drużynami z Włoch i Anglii. Trzeba jednak przyznać, że działo się w nich naprawdę mnóstwo, a swoje wielkie role odegrali w nich również polscy zawodnicy. Zanim dowiemy się, jaki rozdział napiszą w sobotę 10 czerwca Inter Mediolan oraz Manchester City, wróćmy pamięcią do dawnych lat.
Rywalizacja o triumf w Lidze Mistrzów pomiędzy Interem a Manchesterem City będzie dopiero piątym finałem włosko-angielskim. W dotychczasowych czterech emocji jednak nie brakowało - tych pozytywnych, ale i tragicznych.
To właśnie Inter był pierwszym zespołem w historii Pucharu Europy, który zmierzył się z przedstawicielem ze Zjednoczonego Królestwa. Nie był to jednak żaden team z Anglii, lecz szkocki Celtic Glasgow w 1967 roku. Faworytami byli Włosi, którzy dwa i trzy lata wcześniej pokonywali w finałach Benfikę oraz Real Madryt. Tym razem niespodziankę sprawili "The Bhoys", którzy wygrali 2:1 i zostali pierwszą drużyną z Wielkiej Brytanii, która sięgnęła po to trofeum.
Zanim był "Dudek Dance", był on
Do pierwszego finału włosko-angielskiego w Pucharze Europy doszło w sezonie 1983/1984. Na Stadio Olimpico w Rzymie przy obecności niespełna 70 tysięcy kibiców spotkały się zespoły Liverpoolu oraz Romy. Kibice z "Wiecznego Miasta" głęboko wierzyli, że rzymianom uda się sięgnąć po zwycięstwo na własnym obiekcie, co byłoby spełnieniem marzeń.
Była to jednak wielka era Liverpoolu, który miał już na swoim koncie trzy Puchary Europy wywalczone od 1977 roku. W składzie "The Reds" znajdowali się wówczas tacy piłkarze jak Graeme Souness, Ian Rush, Kenny Dalglish, ale bohaterem był bramkarz Bruce Grobbelaar.
W pierwszej połowie prowadzenie w 13. minucie objęli podopieczni Joe Fagana. Do bramki trafił Phil Neal. Jeszcze przed przerwą do wyrównania doprowadził Roberto Pruzzo.
ZOBACZ TAKŻE: Od porażki 0:2 do wielkiego finału, czyli Inter Mediolan w Lidze Mistrzów 2022/2023
Więcej goli już nie padło ani w regulaminowym czasie gry, ani w dogrywce. Szwedzki arbiter Erik Fredriksson zarządził zatem konkurs "jedenastek". Warto zaznaczyć, że była to pierwsza w historii Pucharu Europy seria rzutów karnych, która miała rozstrzygnąć zwycięzcę finału.
W tym historycznym, bo pierwszym w dziejach konkursie rzutów karnych w finale Pucharu Europy do - nomen omen - historii przeszedł wspomniany Grobbelaar. Postać niezwykle ciekawa i słynąca z wielu anegdot. Pochodzący z Zimbabwe golkiper w jednym z meczów Liverpoolu podszedł do kibica i wziął od niego parasolkę, ponieważ nad stadionem panowała wielka ulewa. Jego powiedzenie "aby być dobrym bramkarzem, trzeba mieć coś z idioty" również zapisało się na kartach futbolu i wzięło się niejako z finału na Olimpico.
Grobbelaar zasłynął bowiem tańcem na linii bramkowej, dekoncentrując swoich rywali do tego stopnia, że dwóch z nich nie trafiło w światło bramki - Bruno Conti oraz Francesco Graziani. To pozwoliło "The Reds" zdobyć czwarty w historii klubu Puchar Europy. Wyczyn Grobbelaara ponad dwadzieścia lat później powtórzył Jerzy Dudek, ale o tym za chwilę...
Boniek cichym bohaterem. Finał naznaczony krwią
Zaledwie rok później Liverpool znowu zagrał w finale Pucharu Europy jako obrońca trofeum. I znowu zmierzył się z włoskim zespołem - Juventusem. Tym razem decydujący bój o prymat na Starym Kontynencie odbył się na stadionie Heysel w Brukseli.
Finał ten zostanie zapamiętany jako najczarniejszy w historii Pucharu Europy. Doszło wtedy do zamieszek pomiędzy angielskimi i włoskimi kibicami, w wyniku których zginęło 39 osób. Chuligani "The Reds" przedarli się przez ogrodzenie i zaatakowali fanów "Starej Damy". Ci uciekając, tratowali się nawzajem. Część osób zginęła przygnieciona kilkumetrową ścianą, która zawaliła się pod naporem tłumu.
Mimo tak olbrzymiej tragedii, postanowiono rozegrać spotkanie finałowe. W nim bohaterami zostali Zbigniew Boniek oraz Michel Platini. Polak wywalczył rzut karny, którego na zwycięskiego gola zamienił Francuz.
Boniek tym samym został pierwszym Polakiem, który sięgnął po Puchar Europy. Wyczyn ten powtórzył dwa lata później Józef Młynarczyk z FC Porto.
"Dudek Dance" i najpiękniejszy finał w historii?
Na kolejną konfrontację włosko-angielską w finale o najbardziej prestiżowe trofeum klubowe w Europie czekaliśmy aż do sezonu 2004/2005, a więc równo 20 lat. To już era Ligi Mistrzów.
Po dwóch dekadach do finału wrócił Liverpool, który w Stambule zmierzył się z Milanem. Rossoneri zaledwie dwa lata wcześniej cieszyli się z wygranej na Old Trafford przeciwko Juventusowi w finale Champions League i mieli chrapkę na kolejny triumf.
Zaczęli kapitalnie, bo po pierwszej połowie prowadzili już 3:0. Nie brakowało opinii, że będzie to jeden z najbardziej jednostronnych finałów w historii, a odpadająca w półfinale z "The Reds" londyńska Chelsea z pewnością postawiłaby twardsze warunki ekipie Carlo Ancelottiego.
Tymczasem mieliśmy do czynienia z prawdopodobnie najbardziej spektakularnym finałem Ligi Mistrzów w dziejach. W drugiej połowie podopieczni Rafaela Beniteza wzięli się do odrabiania strat i uczynili to w kilka minut! Ze stanu 0:3 na tablicy świetlnej zrobiło się 3:3.
Wówczas narodziła się legenda Jerzego Dudka, który w dogrywce w nieprawdopodobnych okolicznościach obronił z najbliższej odległości - instynktownie strzał Andrija Szewczenki. A w rzutach karnych Polak powtórzył taniec Grobbelaara, zmuszając Serginho do pudła oraz zatrzymując strzały Andrei Pirlo i Szewczenki.
Dudek przeszedł do historii i stał się wielkim bohaterem finału, którego dramatyczny scenariusz trudno będzie powtórzyć.
Czwarty finał i znowu Liverpool
We wszystkich pierwszych czterech finałach o Puchar Europy pomiędzy drużynami z Włoch i Anglii, reprezentantami "Synów Albionu" był Liverpool. W sezonie 2006/2007 doszło do rewanżu z podrażnionym Milanem. Areną zmagań był stadion w Atenach. Dudek tym razem obserwował to spotkanie z ławki rezerwowych.
Ekipa z Półwyspu Apenińskiego wygrała po dwóch golach Filippo Inzaghiego. W doliczonym czasie gry bramkę kontaktową zdobył Dirk Kuyt, ale "The Reds" tym razem nie dali rady doprowadzić do wyrównania. Dla Milanu był to ostatni jak dotąd triumf w Lidze Mistrzów - siódmy w historii i trzeci w pierwszej dekadzie XXI wieku.
Był to także ostatni finał włosko-angielski aż do 2023 roku. W nim znowu zagra drużyna z Mediolanu, lecz będzie to Inter. Tym razem zamiast Liverpoolu ujrzymy Manchester City, a areną zmagań - podobnie jak w 2005 roku, będzie obiekt w Stambule. Wówczas dramatyczny patrząc z perspektywy fanów z Mediolanu. Przekonamy się, czy w tym roku będzie inaczej.
Bilans dotychczasowych czterech finałów pomiędzy drużynami z tych dwóch krajów to 2-2. I tak jak w przeszłości bohaterami włosko-angielskich starć o prymat w Europie byli Polacy, tak tym razem życzmy sobie, aby nasi rodacy nie musieli występować w rolach głównych...
Włosko-angielskie finały Pucharu Europy/Ligi Mistrzów:
1984: Liverpool FC - AS Roma 1:1 (4:2 w karnych) - Rzym, Włochy
1985: Juventus FC - Liverpool FC 1:0 - Bruksela, Belgia
2005: Liverpool FC - AC Milan 3:3 (3:2 w karnych) - Stambuł, Turcja
2007: AC Milan - Liverpool FC 2:1 - Ateny, Grecja
2023: Inter Mediolan - Manchester City ?? - Stambuł, Turcja
Tegoroczny finał Ligi Mistrzów UEFA, który 10 czerwca odbędzie się w Stambule, pokażą Polsat oraz Polsat Sport Premium 1. Mecz poprzedzi specjalny program studyjny oraz ceremonia na stadionie olimpijskim imienia Ataturka. Początek spotkania o godzinie 21.00.
Przejdź na Polsatsport.pl