Legenda Ruchu Chorzów: Dokonali rzeczy wielkiej. Na Śląskim mogą dostać skrzydeł
Ruch Chorzów - GKS Tychy 1:0. Skrót meczu
Jarosław Skrobacz: Mam tak ściśnięte gardło, że nie wiem, co powiedzieć
- Nie zawsze ta gra była piękna, mało było takiej nowoczesnej piłki, często była to kopanina, ale liczy się efekt końcowy – mówi Marian Ostafiński, były piłkarz Ruchu Chorzów, który zdobył z Niebieskimi dwa tytuły mistrza Polski i Puchar Polski. Grał w drużynie, która jest uważana za najlepszą w klubowej historii. O ostatnich sukcesach Ruchu i o tym, co się z tym wiąże Marian Ostafiński rozmawia z synem Dariuszem.
Dariusz Ostafiński, Polsat Sport: Jesteś zaskoczony awansem Ruchu do PKO Ekstraklasy?
Marian Ostafiński, były piłkarz Ruchu Chorzów: Jestem i to bardzo. Nie spodziewałem się tego. Ta drużyna rosła jednak w miarę trwania sezonu. Oni w pewnym momencie uwierzyli w to, że awansują i mimo drobnych potknięć dopięli swego. Nie zawsze ta gra była piękna, mało było takiej nowoczesnej piłki, często była to kopanina, ale liczy się efekt końcowy.
Ty to zawsze musisz się do czegoś przyczepić. Nie może być po prostu dobrze. Musi być jakieś "ale".
Bo chętnie zobaczyłbym więcej gry skrzydłami. Brakowało mi też prostopadłych podań w kierunku bramki. Czepiam się, bo brakowało mi tego, żeby ktoś zamieszał na skrzydle, wycofał, a potem zagrał do zawodnika wbiegającego na wolne pole. To są szczegóły, ale bardzo ważne.
Co jeszcze ci się nie podobało?
To, że w ostatnim meczu drużyna nie wytrzymała kondycyjnie. Człowiek od przygotowania fizycznego powinien to przeanalizować.
Koniec uwag?
Nie. Jeszcze jedno. Nie podobało mi się to, że asystenci w jednym z ostatnich spotkaniach mówili sobie na ucho. To wyglądało źle, bo trochę tak, jakby nie byli w jednej drużynie z głównym trenerem. Ja uważam, że jak coś widzisz, jak coś masz, to idź do trenera i mu powiedz. Wiem oczywiście, że każdy asystent nosi w plecaku buławę, ale takie obrazki nie powinny iść w świat. Asystenci powinni całować trenera Jarosława Skrobacza po rękach, bo oni ten jego sukces też sobie wpiszą do CV.
Ruch poradzi sobie w Ekstraklasie?
Mają zamiar kupić sześciu, czy nawet siedmiu zawodników. Takie mam wiadomości od moich informatorów. Wiem, że na tyle klub stać. Jest tylko jeden warunek, to muszą być piłkarze z kartą w ręku. Według mnie im więcej przyjdzie, tym lepiej, bo jest sporo do poprawy. Ruch tracił głupie bramki. Obrońcy mierzący 190 centymetrów, nie dawali sobie rady z niskimi piłkarzami. To wstyd.
Kogo byś polecił?
Ja to bym chyba postarał się o angaż Łasickiego z Wisły. On dużo kartek łapie, ale to jest potężny zawodnik. Dobry w obronie, walczak, a na dokładkę nie boi się ofensywnych wejść. W Ruchu czasem nie ma kto główki wygrać, więc taki Łasicki byłby idealny. Jakby można było z Wisły wziąć więcej, to jeszcze bym się zainteresował Fernandezem. To już byłyby dwa świetne strzały.
Pytanie, czy Ruchu ma na to kasę. Sam powiedziałeś, że muszą brać zawodników z kartą w ręku.
Kasy to oni za wiele nie mają. Problemem Ruchu jest brak dużego, głównego sponsora. W tym roku wszystko było uszyte na miarę. Myślę, że w następnym będzie tak samo.
To łatwo nie będzie.
Nigdy nie jest. W każdym razie dobrze, że zrobili awans. Ja się z tego cieszę i to bardzo. To, że narzekam na styl i na to, że nie ma kasy - tak mam. Jednak awansować bez wielkiego wsparcia, to jest coś.
Czyli plus dla prezesa Seweryna Siemianowskiego?
Tak. To nie jest zły prezes. Grał w Ruchu i widać, że potrafi się jakoś odnaleźć w trudnych warunkach. Ja pamiętam różnych prezesów. Słyszałem, że dwóch z nich się teraz znowu koło klubu kręci. I mam nadzieję, że nikt ich nie wpuści, bo to byłby błąd. Jest prezes Siemianowski, są młodzi ludzie, którzy mówią, że kochają Ruch i trzeba dać im szansę. Bo to cud, że awansowali. A kolejny będzie, jak zagrają na Śląskim.