Awans Puszczy Niepołomice to wyrzut sumienia kilku wielkich polskich klubów

Awans Puszczy Niepołomice to wyrzut sumienia kilku wielkich polskich klubów
fot. PAP
Puszcza Niepołomice świętuje awans do Ekstraklasy

Na piętnastu zawodników, którzy wystąpili w ostatnim meczu Puszczy Niepołomice, który dała awans do Ekstraklasy, trzynastu było Polakami. Nie twierdzę, że tak musi być, że proporcje są idealne, że to jest jedyna słuszna droga polskiej piłki klubowej, ale… to bardzo miłe zjawisko. I dające wiele do myślenia.

Żeby było jasne: Puszcza, choć z małego miasteczka, to wcale nie żaden ubogi krewny. Po prostu przez ostatnie lata średni klub na poziomie drugiego szczebla rozgrywek w Polsce. W ubiegłym roku z trudem utrzymał się w I lidze, w tym przez kilka kolejek był nawet liderem i mądrzy ludzie doszli tam do wniosku, że skoro tak, to dlaczego nie zaatakować Ekstraklasy. Jeśli dwukrotnie udało się ograć wielkiego rywala zza miedzy, czyli spadkowicza Wisłę Kraków, to dlaczego nie uczynić tego po raz trzeci? Skoro udało się pokonać Termalikę w Niecieczy w sezonie zasadniczym, to dlaczego nie dokopać jej w finale barażowym?

 

ZOBACZ TAKŻE: Niemieckie media zaniepokojone postawą swojej reprezentacji. "Mecz z Ukrainą był niezdarny"


Wyszło wyśmienicie, chociaż drużyna Tomasza Tułacza nie zrobiła niczego inaczej niż w większości meczów całego sezonu. Wszyscy przecież wiedzieli, że bronią Puszczy są stałe fragmenty gry, że przeciągają ich egzekwowanie, że długo leżą na murawie po faulach, że wytrącają rywali z uderzenia różnymi sztuczkami, że symulują, że robią wszystko, aby doprowadzić do rzutu karnego czy wolnego, że ich średnie posiadanie piłki to jakieś trzydzieści procent. Jednym zdaniem: wygrywają sposobem, a niekoniecznie dzięki wyjątkowej jakości sportowej swoich graczy (średnia zarobków to około 20 tysięcy złotych miesięcznie netto, czyli całkiem, całkiem…).


Okazało się, że to plus bardzo przyzwoita praca spokojnego o swój byt zdolnego trenera (Tomasz Tułacz prowadzi ekipę z Niepołomic od 2015 roku) wystarczy, aby wbić się do Ekstraklasy.


Ale żeby z tego daru skorzystać, potrzebna była fantazja i wiara, że to może się udać. Nie myślenie na zasadzie: „co ma być to będzie, i tak już daleko zaszliśmy”. Raczej przekonanie, że te ostatnie zwycięstwa są w zasięgu ręki, a nie rozpatrywanie ich w kategorii cudu. Przecież gołym okiem było widać przed kluczowym półfinałem na Reymonta z Wisłą, że Puszcza ma plan i jest doskonale przygotowana mentalnie do tego, aby stawić czoła wspieranej przez 25 tysięcy widzów drużynie faworyta (w Wiśle na piętnastu zawodników, którzy zagrali w meczu, dziewięciu było obcokrajowcami).


Tu nie było przypadku. Klub z większości polskimi zawodnikami niechcianymi w innych miejscach, zrujnował ideę odbudowy potęgi 13-krotnego mistrza Polski w oparciu o hiszpańskich graczy, których niedawno ściągano do Krakowa na potęgę. Całe to zadęcie, pozorna elitarność, nowe hasła: „Vamos Wisła” itp. zostały brutalnie obnażone. Porażka 1:4 i sposób, w jaki punktowała zdumionych gospodarzy Puszcza, wśród wielu wywołała uczucie szoku. Prezes Jarosław Królewski dosłownie szlochał w loży.


Sceny były takie, jakby rozkapryszonemu dziecku z bogatego domu ktoś zabrał ulubioną zabawkę i dał się nią pobawić sąsiadowi, którego dotąd nie było na nią stać.


Ale to jest przecież nasze, my powinniśmy grać w Ekstraklasie, to nie może tak być…


Tomasz Tułacz już po zdemolowaniu Wisły w rozmowie z reporterką Polsatu Sport zamiast delektować się sprawioną sensacją i uznać, że teraz to już nic nie musi, a jedynie może, śmiało zadeklarował: „musimy zrobić jeszcze jeden krok”.


Szedł po swoje, ale w przeciwieństwie do wiślaków miał za sobą poważne argumenty. Skuteczny sposób gry i coraz mocniejszą mentalność.


Owszem, pomęczył się z Termaliką w finale, ale tak naprawdę przedłużył tylko to, co wcześniej rozpoczął w Krakowie.


Historyczny awans, 11 milionów złotych z tytuł praw telewizyjnych ESA i jeszcze coś, co nie do końca jest uchwytne, ale może nawet bardziej istotne niż powyższe: świadomość, że w polskiej piłce klubowej do osiągnięcia sukcesu wystarczy być normalnym, solidnie wykonywać swoją robotę i nie szukać „kwadratowych jaj”.


Te wszystkie zagraniczne zaciągi, menedżerowie wciskający swoich złotych chłopców z Hiszpanii, Portugalii, Czech czy Chorwacji, festiwale prowizji i innych niezdrowych zależności, prezesi udowadniający, że w obecnych czasach przepłacać po prostu trzeba, a polscy gracze albo się nie nadają, albo są zbyt drodzy, trenerzy zmieniani jak rękawiczki przy byle porażce czy wreszcie tłumy kibiców, którzy wywierają presję…


Okazuje się, że bez tego wszystkiego też można dać radę. Puszcza Niepołomice powinna być wyrzutem sumienia przynajmniej kilku dużo większych polskich klubów. Choć oczywiście mam świadomość, że ludzie nimi zarządzający nie pomyślą o sobie w ten sposób.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie