Kaczor-Bednarska: Hong Kong przystankiem do Teksasu
Za nami fantastic five, czyli pięć znakomitych spotkań i pięć zwycięstw polskich siatkarek podczas tegorocznej edycji VNL w Antalyi i Hong Kongu. Przed nami kolejne potyczki i znów kilka różnych stylów siatkówki, z którymi trzeba będzie się sprawdzić. Pierwsza w tym sezonie daleka podróż, pierwsza walka ze zmianą czasu i pierwsza wygrana na azjatyckiej ziemi i szansa na bilet do finałów w Teksasie.
Polki pokazały już, że mają swój siatkarski styl i nie jest nim tylko wysoka piłka do liderki. Od jakiegoś czasu to dobra praca na bloku, szybkie kontrataki, sporo środka i celowana zagrywka. W tym tygodniu do zespołu dołączyła Dominika Pierzchała w miejsce leczącej kontuzje pleców Kamili Witkowskiej i choć zawsze fajniej być powołanym ze względów czysto sportowych, to mam wrażenie, że w zaistniałej sytuacji presja na tej młodziutkiej środkowej może być troszkę mniejsza. Swoją drogą bardzo czekam, by po świetnym sezonie zobaczyć ją w akcji na tle najlepszych środków świata, a nie jak dziś w koszulce libero.
Zobacz także: Zacięty mecz polskich siatkarzy! Włosi pokonani po tie-breaku
Przechodząc do tego, co widzieliśmy we wtorek i co w najbliższych dniach - na otwarcie odprawiliśmy z kwitkiem Dominikanę, z którą zawsze grało nam się trudno i która w składzie ma siatkarki wysokie jak Bray Alin Martinez, silne jak Gaila Gonzalez-Lopez z wieloletnim doświadczeniem reprezentacyjnym jak Niverka Marte czy Brenda Castillo - a wszystkie z gorącym temperamentem! To także jedna z tych reprezentacji, która mając kiepskie przyjęcie wybitnie radzi sobie na wysokiej piłce, a kilka razy złapana na bloku sypie się jak domek z kart. I tutaj została trafnie wypunktowana, a dla mnie bohaterką spotkania po naszej stronie zostały Olivia Różański i Katarzyna Wenerska. Ta pierwsza była dziś niemal niezawodna w przyjęciu i ataku, druga zaś zarządzała grą jak najlepszy dyrygent.
W kolejnej odsłonie nie będzie łatwiej. Na drugie danie Turcja z nową strzelbą w składzie. Melisa Vargas to olbrzymie wzmocnienie Turczynek, choć momentami chęć „upchnięcia” dwóch atakujących na boisku, bo trzeba pamiętać o Ebrar Karakurt, odbija się czkawką trenerowi Daniele Santarelliemu. Tu przypomina mi się sezon reprezentacyjny pod wodzą Jacka Nawrockiego, kiedy ten miał podobną wizję dotyczącą Malwiny Smarzek i Magdy Stysiak na boisku.
Holandia to z kolei zespół podobny do naszego z wielkimi marzeniami i miksem młodości z doświadczeniem. Przewrotnie do tej pory pod wodzą Stefano Lavariniego najtrudniej grało nam się z ekipami na podobnym poziomie. Patrząc jednak, jak zwycięstwa budują naszą kadrę, a do wspomnianego wyjazdu na finał w Arlington brakuje niewiele, to można być pewnym, że będzie to spotkanie walki.
Chiny to znów bardzo ciekawa ekipa, która próbuje odbudować swą potęgę i podobnie jak Polki od początku VNL jest niepokonana. Zmiany w składzie są niemal kosmetyczne, a zgranie widać tu gołym okiem. To polityka trenera Cai Bin, który po latach zdecydował się ponownie poprowadzić Chinki na szczyt. To team z dobrą zagrywką i atakiem z obiegnięcia Yunlu Wang, solidną rozgrywająca Linyu Diao i ciekawą propozycją siły Yingying Li oraz Xiangyyu Gong z kombinacjami w ataku. Ale czego by nie powiedzieć, to dla naszych pań najważniejszym będzie pilnować własnej gry, ograniczać błędy do minimum i przeć do przodu z poziomem sportowym, pamiętając, że kryzys i porażki mogą się przytrafić.
Przejdź na Polsatsport.pl