Fernando Santos narzeka na mecz z Niemcami? Franciszek Smuda nie wytrzymał

Fernando Santos narzeka na mecz z Niemcami? Franciszek Smuda nie wytrzymał
fot. PAP
Franciszek Smuda skomentował zamieszanie w sprawie meczu z Niemcami

- Do czego to doszło, że my się boimy Mołdawii, no ludzie złoci! Prezes Kulesza chciał meczu z Niemcami i powiem szczerze, że to bardzo dobra decyzja. Dla PZPN-u i dla wszystkich kibiców, a przede wszystkim dla Kuby Błaszczykowskiego, któremu należą się wielkie słowa podzięki za to, co zrobił dla polskiej piłki – powiedział w rozmowie z Polsatsport.pl były selekcjoner Polaków Franciszek Smuda.

Michał Białoński: W piątek z Niemcami, na PGE Narodowym, gramy wprawdzie towarzysko, ale z tym rywalem mecze zawsze budzą powszechne emocje. Wagi wydarzeniu dodaje pożegnanie Kuby Błaszczykowskiego. Fernando Santos nie ukrywa, że gdyby to od niego zależało, to nie zgodziłby się na taką potyczkę, gdyż cztery dni po niej ma kluczowe zadanie – wyjazdowy mecz z Mołdawią w ramach eliminacji do Euro 2024. Co pan o tym sądzi?

 

Franciszek Smuda, selekcjoner reprezentacji Polski z Euro 2012: Do czego to doszło, że my się boimy Mołdawii, no ludzie złoci!

 

ZOBACZ TAKŻE: Reprezentant Polski opuścił zgrupowanie! Potrzebny szybki zabieg

 

Ale w marcu, po pokonaniu nas w Pradze, Czesi zostawili dwa punkty w Kiszyniowie.

 

No dobra, Czechom zdarzyła się wpadka, ale ogólnie Mołdawia to nie jest ta klasa, co Polska. To po pierwsze. Tymczasem taki mecz z Niemcami, dla człowieka zasłużonego w polskiej piłce, jakim jest Kuba Błaszczykowski, warto rozegrać i aranżację tego spotkania uważam za bardzo dobry pomysł.

 

Z tego wynika, że to prezes Kulesza chciał tego meczu i powiem szczerze, że to bardzo dobra decyzja. Dla PZPN-u i dla wszystkich kibiców. Na Narodowy przyjdzie komplet kibiców. Każdy będzie ciekawy tego meczu. Wiadomo, że Niemcy budują nowy zespół, po nieudanym mundialu w Katarze, a pod kątem przyszłorocznych mistrzostw Europy w ich kraju.

 

Cieszę się, że przy tak dużym święcie piłkarskim będzie żegnany Kuba. Jemu należą się wielkie słowa podzięki za to, co zrobił dla polskiej piłki. Lepszego rywala na pożegnanie Błaszczykowskiego nie można sobie było wymarzyć. Przecież Kuba przez tyle lat udanie grał w Borussii Dortmund, uważany jest tam za legendę.

 

Kuba debiutował w kadrze w 2006 r. u Pawła Janasa, za kadencji Leo Beenhakkera wyrósł na jednego z jej liderów, ale dopiero pan, w listopadzie 2010 r., w konfrontacji w z Wybrzeżem Kości Słoniowej, powierzył mu opaskę kapitańską. Miał pan do wyboru całe trio z Borussii – oprócz Kuby Łukasza Piszczka i Roberta Lewandowskiego. Postawił pan jednak na Kubę. Czym pan się kierował?

 

Trio z Dortmundu, to były wtedy filary kadry, na nich się mogłem oprzeć. Ci, którzy dziś ciągną kadrę, jak Piotr Zieliński czy Arek Milik, dopiero raczkowali, na mapie zawodowej piłki jeszcze ich nie było. Grali w młodzieżowych zespołach, czy w Młodej Ekstraklasie. Nie było takiego wyboru, jak obecnie. Oprócz tria z Borussii liderem kadry stawał się Wojtek Szczęsny. Poza tą czwórką musiałem szukać nowych piłkarzy, ponieważ po odejściu Beenhakkera wielu zawodników skończyło karierę reprezentacyjną.

 

Dlaczego opaskę powierzyłem Kubie? Odpowiedź jest prosta. On miał większe doświadczenie niż np. Robert Lewandowski. Oczywiście spore doświadczenie miał też Łukasz Piszczek i można go było zrobić kapitanem, ale ja uważałem, że najlepszym rozwiązaniem będzie właśnie Kuba. Tak też było.

 

Kuba kapitanował aż do grudnia 2014 r., gdy Adam Nawałka, za radą ówczesnego prezesa Zbigniewa Bońka, postanowił przekazać opaskę Robertowi Lewandowskiemu.

 

Oczywiście to była inna sytuacja. „Lewy” rozwinął się niesamowicie i siłą rzeczy zrobiła się konkurencja o opaskę. Adam uznał, że dla kadry lepiej będzie zrobienie kapitanem Roberta i tak też postąpił.

 

Był pan zawiedziony stylem porażki z Czechami, w debiucie Fernando Santosa? Dwie bramki straciliśmy w pierwsze dwie minuty, co się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Gdy objął nas tak znany i uznany selekcjoner, wydawało się, że stać nas w Pradze przynajmniej na remis, ale Czesi dość łatwo nas ograli.

 

Nie wiem, czy to nieszczęście wynikało ze złego podejścia do tego meczu, zlekceważenia czy zawiodło coś innego. Trudno to wytłumaczyć. Za łatwo traciliśmy bramki. Na stratę pierwszej, zamiast otrzeźwienia zespołu, dostaliśmy drugi „gong”. Wyglądało tak, jakby zespół nie miał wystarczającej koncentracji. Tymczasem reprezentacja od pierwszego gwizdka powinna być maksymalnie skupiona.

 

Fernando Santos w powołaniach nie bierze jeńców. Zrezygnował nie tylko z Kamila Glika i Grzegorza Krychowiaka, ale też z wybranego najlepszym piłkarzem Ekstraklasy Kamila Grosickiego. Mało tego, nie zdecydował się też wezwać Krzysztofa Piątka. Jest pan tym zaskoczony?

 

Nie. I nikt nie powinien być zaskoczony. Po prostu wizja piłki nożnej Fernando Santosa jest taka, że Portugalczyk opiera się na dobrze wyszkolonych technicznie piłkarzach, na ich szybkości i agresywności. Z drugich jego powołań wynika także, że stara się budować całkiem inny zespół. Wiadomo, że na początku musiał bazować na wielu piłkarzach, którzy grali za poprzednika Santosa, ale po dwóch marcowych meczach uznał, że konieczne jest przemeblowanie kadry.

 

Uważam, że nie możemy się czepiać do Fernando Santosa. To dopiero początki jego pracy w Polsce i trzeba mu dać czas, spory kredyt zaufania. Step by step będzie wprowadzał swoje porządki.

 

Mecz Polska – Niemcy już w piątek o godz. 20:45. Transmisja w Polsat Sport Premium 1 i na Polsat Box Go.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie