Polski skaut pracujący w NBA. "Mistrzostwo to coś niesamowitego"
- Mistrzostwo i feta to coś niesamowitego, olbrzymie emocje, ale lato szykuje się niesamowicie pracowite - przyznał Rafał Juć, 31-letni skaut Denver Nuggets, klubu, który kilka dni temu po raz pierwszy triumfował w koszykarskiej lidze NBA.
PAP: Jak świętowano w klubie pierwsze mistrzostwo NBA, na które w Denver czekano od 47 lat? Jak pan świętował?
Rafał Juć: Końcówka meczu ostatniego meczu finału i ceremonia wręczania trofeów to +wyrzut+ emocji, wielka adrenalina. To wszystko było naprawdę niesamowite. Jeszcze zanim wybrzmiał w hali ostatni gwizdek wszyscy pracownicy klubu z właścicielem udali się w kierunku szatni, by towarzyszyć zawodnikom i być blisko po odebraniu trofeum.
ZOBACZ TAKŻE: Hitowy transfer wewnątrz Energa Basket Ligi
Równie emocjonująca była mistrzowska parada ulicami Denver, która odbyła się w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu?
Tak, to także było coś niesamowitego. Przejechaliśmy przez całe miasto wozami strażackimi na sygnale. Ludzie wiwatowali, cieszyli się. Miałem ogromne szczęście, bo zostałem zaproszony przez generalnego menadżera Calvina Bootha właśnie do wozu, w którym był wraz z najbliższą rodziną i współpracownikami. To było dla mnie wotum zaufania i sygnał, że jestem wśród najbliższych jego pracowników. Kiedy pojawiliśmy się na specjalnie przygotowanej scenie, zobaczyliśmy ten milion ludzi, usłyszeliśmy hałas, aplauz. To robiło wrażenie. Miasto na moment przestało normalnie funkcjonować, a świętowało sukces. Na długo zachowam w pamięci te chwile.
Rozumiem, że dotarło już do pana, że to Nuggets są mistrzami NBA?
Powiem szczerze, że nawet teraz, kiedy rozmawiamy kilka dni po zakończeniu rozgrywek, jeszcze nie wszystko do mnie dociera. Będzie trzeba jeszcze trochę czasu, by to poukładać w głowie. W klubie żartowaliśmy, że koszykarze takich zespołów, jak Lakers czy Warriors zaraz po odebraniu pucharu byliby w prywatnym samolocie do Las Vegas. My, w Denver, postawiliśmy na coś innego - świętowanie razem w szatni. Jestem w szoku, ile tam zmieściło się osób - było ich ponad 200! Ale to bardzo wymowne, że najważniejsze chwile spędziliśmy wszyscy razem. To pokazuje, że jesteśmy prawdziwym zespołem, teamem, że relacje, które się tu nawiązały są wyjątkowe. Zdradzę, że nadal czuć to mistrzostwo w szatni i to dosłownie, bo wciąż unosi się zapach cygar i szampana.
A co najbardziej zapamiętał pan z mistrzowskiej atmosfery szatni?
To, że bracia MVP finałów Nikoli Jokica - Strahinja i Nemanja - wcielili się w DJ-ów i zaczęli puszczać serbskie hity i wszyscy: trener Michael Malone, zawodnicy i ich rodziny bawiliśmy się przy tej muzyce. Ta feta trwała bardzo długo, prawie do czwartej nad ranem. Mimo to nie mogłem zasnąć, więc co tu mówić o bohaterach tego wydarzenia: graczach, trenerach czy generalnym menedżerze.
Czy czuje pan podwójną satysfakcją jako ten który wynalazł Jokica w Serbii? Dostanie pan specjalną gratyfikację finansową po mistrzostwie?
Mistrzostwo to oczywiście ogromne korzyści finansowe i prestiż dla klubu, ale też wszystkich pracowników. Każdy z nas ma pewnego rodzaju system bonusowy. To wyróżnienie i nagroda za naszą pracę, oprócz docenienia, emocji i smaku zwycięstwa. To prawda, że byłem pierwszą osobą, która wypatrzyła Jokica i przyniosła jego nazwisko w notesie, ale decyzja o jego przyjściu do Nuggets była kolektywna, więc to nie jest mój sukces. Każda z decyzji dotyczących budowy zespołu była podejmowana tak, by maksymalnie wykorzystać Jokica, jego wielki talent i olbrzymie możliwości. Nasz generalny menedżer podkreśla, że mając kogoś takiego, jak Nikola trzeba robić wszystko, by zdobywał mistrzostwa właśnie w barwach Nuggets, że Denver to świetne miasto dla niego na teraz i na wiele lat, może do końca kariery.
Podczas wręczania trofeów, w tym MVP, Jokic wydawał się wyzuty z emocji. A jak było za kulisami?
W szatni, dobrze po północy, rozluźnił się i w pełni cieszył się z sukcesu, bawił, ściskał z wszystkimi, nie odmawiał zrobienia wspólnego zdjęcia, autografu, a zazwyczaj nie jest o to łatwo. Zespół w tym momencie był też jego rodziną, ale on najbardziej cieszy się czasem spędzonym z bliskimi, szczególnie z żoną Natalią i córeczką.
Trzymał pan mistrzowskie trofeum? Jest ciężkie? Co pan czuł w tamtej chwili?
Tak, po sesji fotograficznej dla zawodników i członków sztabu w szatni przygotowano specjalne miejsce dla trofeum. Wtedy pracownicy klubu, którzy - tak jak ja mogli poruszać się wszędzie - brali puchar w ręce, całowali, a nawet przeglądali się w nim. Faktycznie, był dość ciężki. Obawiałem się, by go nie upuścić, nie zepsuć. To był też "ciężar" chwili, dla mnie zwykłego chłopaka z Warszawy, który 15-20 lat temu wstawał o pierwszej czy drugiej w nocy, by oglądać mecze NBA i potem przysypiał na lekcjach po zarwanych nocach. Nie mogłem wtedy nawet marzyć, że będę pracował w klubie NBA, nie mówiąc już o trzymaniu w dłoniach trofeum Larry'ego O'Briena.
Jokic jako środkowy odnotował imponujące statystyki triple-double, czyli w punktach, zbiórkach i asystach. Na ile jego osiągnięcia to efekt systemu gry Nuggets, a na ile jego talentu i indywidualności?
Nikola to wybitny sportowy talent. Trener Malone już w 2015 r. odważnie na niego postawił, wpuszczając na parkiet w pierwszej piątce, a potem sukcesywnie zmieniał system gry, by uwypuklić jego zalety. Z perspektywy czasu to była niesamowicie odważna decyzja, by dać piłkę w jego ręce i budować wokół niego, zawodnika de facto rozgrywającego, styl ofensywny zespołu. Wtedy w NBA była era masywnych, nieco topornych centrów grających tyłem do kosza. Dziś mamy wielu koszykarzy +hybrydowych+, mogących grać na różnych pozycjach. Nikola to geniusz, który czyta grę w kompletnie innym tempie. Ma fotograficzną pamięć, atencję do detali podawanych na odprawach przed meczami. Dla mnie to prawdziwy artysta i jak każdy geniusz nie jest do końca rozumiany przez ludzi z zewnątrz.
Jak to rozumieć?
W mediach były różne komentarze, gdy mówił np. że zgubił trofeum MVP czy że chce wracać do domu zamiast spędzać czas na paradzie, ale gdy widzę go z dala od błysku reflektorów, fleszy, z rodziną - żoną, córeczką, braćmi, to wiem, jak bardzo się cieszył z mistrzostwa. Na pewno ceremonie i obowiązki wobec sponsorów, mediów, klubu są dla niego męczące i nie do końca pozwalają cieszyć się ze sportowego sukcesu.
W czym jeszcze Jokic może być lepszy?
Każdego lata jako pracownicy front office siadamy z zawodnikami po sezonie i podsumowujemy, zastanawiamy się też co mogliby jeszcze poprawić, jakie wyzwania przed nimi postawić w następnym sezonie. Rozmowa z Jokicem jednak jest nieco pozbawiona sensu. Jakie cele stawiać przed kimś, kto wypełnia wszystko z nawiązką, śrubuje kolejne rekordy? Sam jestem ciekaw, jakie pokłady niewykorzystanego talentu drzemią w nim, jakie ma możliwości rozwoju...
Czy i jak zmienił się Serb po przyjściu do NBA?
W ogóle się nie zmienił. Jest zwykłym chłopakiem, który chce grać w koszykówkę, jest zwyczajną osobą, która chce spędzać czas tak, jak lubi, z rodziną. Jest w końcu świetnym przykładem dla wielu osób pędzących za perfekcjonizmem i budowaniem kariery, także w mediach, że można mieć odpowiedni balans między życiem prywatnym a zawodowym. On zawsze podkreśla, że na pierwszym miejscu jest u niego rodzina, w tym bracia.
- To właśnie oni, gdy był nastolatkiem, przeprowadzili się z nim do Belgradu, poświęcili swoje życie, by mógł się rozwijać, uczestniczyli aktywnie w każdym kroku koszykarskiej kariery. Zainteresowanie mediów, kibiców sprawiło, że Nikola stał się jeszcze bardziej zamknięty, ale... nie można wyobrazić sobie innego lidera zespołu. Ma świetny wpływ nie tylko na drużynę, ale i całą organizację. Cały czas chce się rozwijać.
Czy Denver oszalało na punkcie koszykówki, czy jednak hokej i trzy zdobyte Puchary Stanleya (1996, 2001 i 2022 - PAP) przez Colorado Avalanche sprawiają, że koszykówka nie cieszy się największą popularnością i sympatią kibiców?
Denver to świetne miasto, jeśli chodzi o sport. Mamy tu wszystkie zespoły największych lig zawodowych: MLS, NHL, NBA, NFL i co więcej w ostatnich latach odnoszą one spore sukcesy. Właściciel Nuggets Stan Kroenke i jego syn Josh w ostatnich 16 miesiącach wygrali ligę NFL, bo są także właścicielami Los Angeles Rams, oraz ligę NHL jako szefowie wspomnianego Colorado Avalnache. To pokazuje, że konsekwencja w działaniu i stawianie na dobrych ludzi przynosi wymierne rezultaty.
Która dyscyplina ma zatem pierwsze miejsce w sercach kibiców?
Denver to przede wszystkim miasto futbolu amerykańskiego - klub Denver Broncos, zwłaszcza przez świetną erę Paytona Manninga, (2012-2015), zdominował serca kibiców w ostatnim czasie. Byłem na mistrzowskiej fecie Avalanche przed rokiem, ale na świętowanie sukcesu Nuggets - patrząc na liczby i raporty medialne - przyszło więcej kibiców. Nie tylko z miasta, bo ludzie przyjechali z całego stanu, a także innych stanów. Dlaczego? Bo czekaliśmy na tytuł 47 lat. Widać, że powoli Denver staje się miastem koszykówki. Na ulicach spotyka się ludzi w koszulkach Jamala Murraya, oczywiście Jokica, a od kilku sezonów bilety na mecze są wyprzedawane. Mamy nadzieję, że miłość kibiców do koszykówki będzie się rozwijać.
Co najbardziej lubi pan w swojej pracy, oprócz "spijania śmietanki" po wywalczeniu tytułu?
Tak naprawdę czasu na "spijanie śmietanki" nie było zbyt wiele, mówiąc pół żartem pół serio. Krótkie świętowanie i zaraz po piątym meczu, była już nowa agenda - przedraftowa analiza. Już za chwilę draft, potem temat zawodników mających status wolnych agentów, czyli mówiąc krótko niesamowicie pracowite lato. W swojej pracy uwielbiam jednak podróże - ponad 200 dni w roku jestem w trasie. Dla mnie koszykówka to sposób na życie i pasja, która sprawia, że mogę odwiedzać ciekawe miejsca, a przede wszystkim poznawać ludzi i budować relacje. Wiem, że one przetrwają poza moją pracą zawodową. Mam ogromne szczęście także dlatego, że mam wspierającą i wyrozumiałą żonę, rodzinę, przyjaciół.
W poniedziałek będzie pan obchodził 31. urodziny, a wydaje się, że w NBA jest pan od wielu lat. Komu i czemu, poza własną pracowitością i wyrozumiałością, zawdzięcza pan taką karierę?
Zaraz po mistrzostwie napisałem do moich poprzednich szefów, generalnych menedżerów Nuggets: Arturasa Karnisovasa (obecnie w Chicago Bulls - PAP) i Tima Connelly'ego (prezydent ds. operacji w Minnesota Timberwolves - PAP): +Bez was nie byłoby mnie tutaj+. Mistrzostwo to miła nagroda, bo zamyka się dla mnie pewien cykl - 10 lat pracy w Nuggets. Miałem okazję przejść przez wszystkie szczeble, zobaczyć, jak klub zmieniał się po erze (2005-13) trenera George'a Karla. Jako skaut nie myślę o teraźniejszości, a o przyszłości, o tym, jak zespół będzie wyglądał za dwa, cztery lata. Chcę dołożyć swoją cegiełkę, żeby ta ekipa stawała się coraz lepsza, choć już jest mistrzowska.
Przejdź na Polsatsport.pl