Szymon Marciniak ocenił starcie w Superpucharze. "Myślę, że właśnie dlatego byłem w Częstochowie"
- Nie oszukujmy się, że zawodnicy nieco inaczej zerkają w moją stronę i ten szacunek jest bardzo duży. Jest też obawa, że ja nie będę się z nimi "cackał" i może być tak, że będziemy grać po ośmiu, a nawet po siedmiu. To nie jest problem - powiedział po sobotnim meczu Rakowa Częstochowa z Legią Warszawa w Superpucharze Polski arbiter tego spotkania, Szymon Marciniak.
Krystian Natoński: Trudny był to mecz do sędziowania? Również pod względem pogodowym, bo pół żartem, pół serio aura niczym w Katarze...
Szymon Marciniak: To prawda. Warunki zbliżone do Kataru czy Arabii Saudyjskiej. Ale cieszę się, że ja się bardzo dobrze w takich warunkach czuję, więc upały nie są problemem. Wszyscy po obozie jesteśmy fajnie przygotowani. Widziałem, że dla zawodników ten mecz też kosztował ich dużo zdrowia - szczególnie w pierwszej połowie, bo w drugiej było dużo lepiej. Nie oszukujmy się - mecz nie był trudny, aczkolwiek można było wyczuć między dwoma drużynami lekkie napięcie - szczególnie było to widać podczas rzutów karnych. Trzeba było wówczas zachować czujność i koncentrację z mojej strony, żeby ktoś nie powiedział i nie pokazał czegoś za dużo. Wiadomo, że to są emocje i każdy chce wygrać, mimo że niektórzy starają się troszeczkę mówić, że ten Superpuchar nie jest aż tak poważny. Każde trofeum cieszy w gablocie, więc drużyny grały na poważnie. Nie było trudnych decyzji na boisku, nie było trudnych decyzji w polach karnych. To z punktu sędziowskiego było dla mnie najważniejsze. Myślę, że w kontekście tego meczu nikt nie będzie rozmawiał o sędziowaniu, ani o arbitrach.
Wielu dziwiło się, że Szymon Marciniak nie sędziował finału Pucharu Polski. Wiemy, co tam się działo. Momentami mieliśmy do czynienia z antyfutbolem, a kibice byli świadkami różnych scysji i bójek. Miał pan to na uwadze przed tym spotkaniem?
- Przyznam się szczerze, że nie oglądałem całego meczu, bo go nie sędziowałem, ale my mamy naprawdę fajną grupę sędziów. Piotr Lasyk sędziował najważniejsze spotkania, kiedy ja byłem kontuzjowany. Rzeczywiście ja byłem początkowo wyznaczony na mecz Legia - Lech czy Legia - Raków. Piotr sędziował je bardzo dobrze, dlatego uważam, że ten wybór kolegium sędziów i prezesa PZPN był fajny. Była to nagroda dla Piotra za bardzo dobry sezon. Wiemy, że każdy mecz jest inny. Było dużo złej krwi, dużo złych emocji. I myślę, że też dlatego ja byłem tutaj w Częstochowie, żeby tych emocji troszkę było mniej. Nie oszukujmy się, że zawodnicy nieco inaczej zerkają w moją stronę i ten szacunek jest bardzo duży. Jest też obawa, że ja nie będę się z nimi "cackał" i może być tak, że będziemy grać po ośmiu, a nawet po siedmiu. To nie jest problem.
- Fajnie, że oni to uszanowali. Porozmawiałem sobie z nimi. Mieli grać w piłkę i grali w piłkę. Dobrze, że tym razem tej złej krwi nie było. Podziękowali sobie po meczu i mam nadzieję, że to będzie taki początek dobrej, miłej współpracy. Teraz trzeba trzymać kciuki za obie drużyny, aby nas dobrze reprezentowały w pucharach.
ZOBACZ TAKŻE: Gorąco w serii rzutów karnych! Prowokacje piłkarzy Rakowa i Legii (WIDEO)
A czy Szymon Marciniak znajduje czas na odpoczynek od futbolu? W czasie wolnym sędziował bowiem pan mecze w A klasie i Okręgówce.
- Był również Puchar Tymbarku, ale umówmy się - tam człowiek jedzie bardziej z uśmiechem na ustach. U dzieciaczków była fantastyczna atmosfera. Dla nich było to na pewno coś dużego spotkać się z nami. Dla nas to też było coś fajnego, bo ta szansa, którą te dzieci mają, aby zagrać na PGE Narodowym, jest niebotyczna, o której my jako mali chłopcy mogliśmy pomarzyć. Mieli szansę, aby posędziował im arbiter, który sędziował finał mistrzostw świata i Ligi Mistrzów, więc to jest fantastyczne. Te łzy radości, które się pojawiły, były szczere. Nikt tam nie symulował. Grali po to, żeby wygrać. To miłe, że można czasami znaleźć czas i wrócić do podstaw, bo ja stamtąd się wywodzę. Kiedy sędziował sędzia Marciniak, to sędziował właśnie dzieciom. I jeżeli jest taka szansa, to zawsze tam wracam. Nie ma wstydu - wręcz przeciwnie. Jest wtedy duża radość i fajna zabawa.
Jednak im bliżej jesieni, tym ciężej poświęcić czas na takie wydarzenia, jak mecze w niższych ligach czy turnieje dzieciaków.
- Tak. Nie oszukujmy się, że to była wyjątkowa chwila na to, żeby podzielić się tą euforią i moim szczęściem z ludźmi. Życie bardzo dobrze mnie potraktowało, dlatego lubię to spłacać, jeżeli mam taką możliwość.
- W tym sezonie będzie troszeczkę inaczej. Nie będzie już czasu na takie moje "fantazje". Pamiętajmy, że jest to rok Euro, który będzie odbywał się w Niemczech i po dwóch tygodniach są jeszcze igrzyska olimpijskie. Jeszcze nie wiem, co będzie dla mnie przygotowane ze strony UEFA i FIFA. Trzeba jednak iść raczej w stronę oszczędzania i pilnowania mniejszej liczby meczów. Na pewno będzie też mniej wyjazdów. Taką mamy taktykę z przewodniczącym Tomaszem Mikulskim i prezesem Kuleszą, że trzeba przygotować się jak najlepiej do tych największych rozgrywek, a Euro - nie oszukujmy się - będzie dla mnie wyjątkowe. Będę jechał z bardzo dużymi oczekiwaniami, ale będą też bardzo duże oczekiwania względem mnie. Teraz najważniejsze jest to, co udało się utrzymać w zeszłym roku, bo wejść na szczyt jest bardzo trudno, ale utrzymać się jest jeszcze trudniej. W tym roku zatem trzeba zmniejszyć obciążenia i pilnować tej liczby meczów, żeby się nie zamęczyć.
Sędziowanie meczów w niższych ligach jest spontaniczne? Czy trzeba z dużym wyprzedzeniem "zarezerwować" Szymona Marciniaka?
- To jest "spontan". Teraz mogę powiedzieć, że takich zaproszeń są setki. Wiadomo, że jak człowiek pojechał raz, to może znajdzie się i drugi, i trzeci. To, co się udało zrobić, to był absolutny "spontan". Ten sezon będzie jednak spokojniejszy i będzie więcej odpoczynku. Mam 42 lata, więc z jednej strony można powiedzieć, że człowiek jest młody, ale z drugiej strony te obciążenia są. Z roku na rok tych meczów jest coraz więcej, treningi są coraz cięższe, bo jak już zauważyliśmy tych minut jest więcej. To też jest mała zmiana - w tym sezonie będzie troszkę więcej doliczania czasu gry. Mamy bardziej pilnować doliczania podczas fetowania bramki, bo jednak te minuty uciekają, a bardzo ważny jest czas gry. Chodzi o ten czas realny. Tych minut będzie zatem więcej, dlatego trzeba wydłużyć swoje "życie sędziowskie" jak najdłużej i oszczędzać się tyle, ile można. Ta odnowa biologiczna będzie bardzo ważna. Mniej wyjazdów, a więcej odpoczynku.
Cała rozmowa z Szymonem Marciniakiem w załączonym materiale wideo.
Przejdź na Polsatsport.pl