Raków w Lidze Mistrzów to mrzonki? Pozwólmy sobie marzyć
Raków Częstochowa wyeliminował Florę Tallinn, jak kiedyś mawiało się na podwórkach: "z palcem w bucie". Czyli tak, jak z reguły bywało przed wieloma laty, kiedy mistrzowie Polski mierzyli się z europejskimi trzecioligowcami. Być może ten pierwszy udany krok jest powrotem do dobrych czasów retro?
Od kiedy powstała Liga Mistrzów (ponad 30 lat temu) polskie kluby tylko trzykrotnie do niej awansowały. A zatem nawet przymierzanie się do dyskretnego zadania pytania, czy tym razem może się udać, jest obarczone ogromnym ryzykiem. Przede wszystkim narażenia się na śmieszność. Już tak bardzo przywykliśmy do porażek, że nawet nie próbujemy zakładać, że cel może zostać osiągnięty. Zresztą dla polskiego mistrza startującego w eliminacjach LM tym celem jest tak naprawdę Liga Konferencji. Bo chyba nie nawet Liga Europy.
ZOBACZ TAKŻE: Pewny awans Rakowa w eliminacjach LM. Dublet Zwolińskiego
A priori przyjęliśmy, że jesteśmy słabi, że za niski budżet, a droga zbyt długa i wyboista. Po prostu nie da się i koniec. Patrząc na minione lata, nawet niespecjalnie zbroiliśmy się na te pierwsze mecze eliminacyjne. Niektórzy mistrzowie, jak Piast Gliwice czy także Legia, potrafili sprzedawać swoich najlepszych zawodników między jednym meczem a drugim, decydującym o awansie do następnej rundy. I nikt się nie oburzał, bo przecież do fazy grupowej i tak nie wejdziemy, a dobra kasa mogła przejść obok nosa.
Efekt takiego "lajtowego" podejścia był taki, że w tych letnich miesiącach faz wstępnych, czy pierwszych rund, nasze eksportowe drużyny były w formie niższej niż swojej naturalnej. A jeszcze dochodziła ta oklepana brednia o klątwie europejskich rozgrywek, przez którą grające w nich drużyny miały stracony sezon ligowy. Vide: Legia dwa lata temu.
Czyli optymalnie było zdobyć mistrzostwo, aby wstawić trofeum do gabloty i dostać się "do pucharów". A później jak najszybciej z nich odpaść, zapomnieć, aby skupić się na ligowej walce o... europejskie puchary w następnym sezonie. Kiszenie się we własnym sosie stało się ulubioną dyscypliną zarządzających naszym futbolem klubowym.
Fakt, że pierwszy raz w historii Raków jest mistrzem, a właściciel klubu to wciąż stosunkowo nowa postać z nieco odmiennym podejściem od "tradycjonalistów", to jest jakaś nadzieja. Młody trener także nie jest obarczony przykrym doświadczeniem ciągłych "eurołomotów" i upokorzeń na arenie międzynarodowej. Plusem wydaje się, że w Częstochowie mamy ewidentną kontynuację tego, co zaprojektował Marek Papszun. A zatem porządek w grze, powtarzalność, zbalansowaną kadrę, w której wypadnięcie jednego czy drugiego zawodnika nie czyni dramatu.
ZOBACZ TAKŻE: Raków gromi, ale Szwarga wskazuje mankamenty. "Mogli mieć jakieś nadzieje"
To jest drużyna dobrze sformatowana w kontekście eliminacji. Umówmy się, że zwłaszcza te pierwsze fazy, gdzie rywalizuje się z drużynami o zbliżonym poziomie, wygrywa się awanse nie jakąś wysublimowaną grą, ale działając metodycznie, taktycznie.
Ważne są: gra obronna, pressing, tzw. fazy przejściowe, przygotowanie fizyczne, intensywność, stałe fragmenty gry, niewielki procent błędów indywidualnych. A tak się składa, to są największe atuty Rakowa, można nawet zaryzykować tezę, że już na przyzwoitym poziomie europejskim. Potwierdziły to mecze w dwóch poprzednich edycjach eliminacji Ligi Konferencji czy towarzyskie konfrontacje przed wznowieniem sezonu.
Oczywiście łatwo to można przeciwstawić słabej grze w ataku pozycyjnym (vide: finał Pucharu Polski czy mecz o Superpuchar), ale wydaje się, że nie on będzie w tej początkowej grze najważniejszy.
ZOBACZ TAKŻE: Bożydar Iwanow: Pierwsze wrażenie robi się tylko raz
Wiele wskazuje też na to, że klub rozsądnie uzupełnił lukę, która dotychczas była jego największą bolączką, czyli pozyskał skutecznego napastnika. A właściwie nawet dwóch. Po cichu, bez fanfar, minimalizując ryzyko, sprawdzonych w Ekstraklasie Johna Yeboah ze Śląska i Łukasza Zwolińskiego z Lechii. Oczekiwanie od nich w sumie minimum 20 goli w sezonie nie będzie przesadą. A Zwoliński już wbił dwie sztuki w Estonii.
Aby Raków zagrał w fazie grupowej jakiegokolwiek pucharu, musi wyeliminować jeszcze jednego z trzech rywali, których ma na drodze. Aby zagrać w Lidze Mistrzów, wszystkich trzech. Mrzonki? Nie jesteśmy aż tak słabi, jak o sobie mówimy. Pozwólmy sobie marzyć...
Przejdź na Polsatsport.pl