Raków blefował. Właściciel nie zdjął nogi z gazu
Kiedy tuż przed zakończeniem poprzedniego sezonu Raków poinformował, że nie przedłuży kontraktu z twórcą swoich sukcesów Markiem Papszunem, można było zakładać, że klub z Częstochowy doszedł do ściany.
Coś się kończy, źródełko zaczyna wysychać, właściciel nie jest gotowy na spełnienie rosnących wymagań ambitnego trenera. Nie tylko jego osobistych, ale przede wszystkim personalnych. Bo Papszun chciał przecież wzbić ekipę na poziom międzynarodowy. Przypuszczenia wydawały się bliskie prawdy, zwłaszcza że Michał Świerczewski sam mówił o umiarze w kolejnych inwestycjach, rozsądku, latach, w których nie będzie szaleństw, a jedzenie małą łyżeczką. Kibice nawet zdążyli się przyzwyczajać do wizji drużyny gdzieś tam ze środka tabeli. W środowisku mówiło się właściwie otwartym tekstem, że trzeba będzie zacisnąć pasa w Częstochowie, bo branża informatyczna, z której wywodzi się właściciel klubu, po pandemicznych latach hossy, dostała zadyszki.
Zobacz także: Iwanow: Legia i Lech o „majstra”. Raków na razie „partido a partido”
Nikt się nie obrażał, bo to, co udało się osiągnąć w kilka lat, startując z trzeciego poziomu rozgrywek, zakrawa na wpis do Księgi Rekordów Guinessa.
Okazuje się jednak, że Świerczewski... blefował. Utrzymanie linii Papszuna poprzez mianowanie pierwszym trenerem jego asystenta Dawida Szwargi (w Częstochowie żartuje się, że jest on jeszcze bardziej papszunowski niż Papszun), oraz zakontraktowanie już na dziś dziesięciu nowych wartościowych zawodników świadczy o tym, że idzie on za ciosem.
Pierwsze w historii mistrzostwo Polski nie spowodowało, że stał się spełniony. Szczerze mówiąc, po cichu na to liczyłem, mimo deklaracji zdjęcia nogi z gazu. Świerczewski chce więcej i jest to kapitalna informacja dla polskiej piłki. Dzisiejsze newsy o zakontraktowaniu Sonny'ego Kittela, bardzo dobrego Niemca, którego w 2017 roku przymierzano do reprezentacji Polski (ma śląskie korzenie) to jest prawdziwy hit. Oto do Ekstraklasy przychodzi jak najbardziej rozpoznawalny pomocnik, mający za sobą kilkaset występów na poziomie pierwszej i drugiej Bundesligi. W wieku 30 lat, a nie żaden emeryt, grający w minionym sezonie przy kilkudziesięciotysięcznej publiczności w Hamburger SV prawie wszystko od deski do deski. Z dobrymi liczbami (6 goli, 7 asyst, wysokie noty).
Przekonać go, aby wybrał Częstochowę, a nie kluby balansujące na krawędzi pierwszej i drugiej ligi niemieckiej (miał stamtąd oferty), to musiał być nie lada wysiłek finansowo-organizacyjny. Ale przede wszystkim dowód, że Świerczewski bardzo chce i ma potężne argumenty.
Zawsze zżymałem się na liczbę zatrudnianych obcokrajowców w naszych klubach, a Raków, niestety, wiedzie w tym prym. Jednak takich graczy jak Kittel czy Ivi Lopez (kontuzja wyklucza go z gry) nigdy nie będzie zbyt wiele.
Przejdź na Polsatsport.pl