Magiera: Koncert biało-czerwonej orkiestry w Gdańsku!

Marek MagieraSiatkówka
Magiera: Koncert biało-czerwonej orkiestry w Gdańsku!
fot. PAP
Polacy pokonali w finale Amerykanów

Po raz drugi w historii, licząc rzecz jasna Ligę Światową, ale po raz pierwszy przed własną publicznością – reprezentacja Polski siatkarzy wygrała wielki finał Ligi Narodów w Gdańsku. W decydującym meczu biało-czerwoni pokonali ekipę Stanów Zjednoczonych. Gdańsk ponownie okazał się szczęśliwym miejscem dla polskich siatkarzy, a cały przedłużony weekend nad polskim morzem udał się znakomicie.

Analizę stricte sportową finałowej rywalizacji pozostawię z boku, bo na naszej stronie nie brakuje eksperckich uwag dotyczących rywalizacji, systemów gry, dyspozycji poszczególnych graczy i nie ma sensu tego wszystkiego powtarzać, tym bardziej, że zawarte w nich tezy zazwyczaj mają ten sam mianownik. Komentując niedzielne wydarzenia napiszę tylko, że pokonanie Amerykanów w takim stylu, to duża rzecz, bo doskonale wiemy jak niewygodny to przeciwnik. I dodam jeszcze, że pięknie wyglądało podium nie tylko ze względu na pierwsze miejsce zajęte przez biało-czerwonych, ale także z uwagi na fakt, że w drużynie marzeń znalazło się miejsce aż dla czterech polskich graczy – Aleksandra Śliwki, Jakuba Kochanowskiego, Łukasza Kaczmarka i Pawła Zatorskiego, który nie tylko uznany został najlepszym libero, ale także najlepszym graczem całego turnieju.

 

ZOBACZ TAKŻE: Amerykański gwiazdor przeprosił polskich kibiców. Chodzi o zachowanie po finale


Polska po raz piąty w historii była organizatorem wielkiego finału – pierwszy raz w ramach Ligi Narodów, cztery wcześniejsze edycje organizowane były w ramach rozgrywek Ligi Światowej – w 2001 i 2007 roku w Katowicach, w 2011 roku w Gdańsku i w 2016 roku w Krakowie. Co ciekawe w turniejach tych udało nam się wywalczyć tylko jeden medal i to w dość dramatycznych okolicznościach po wygraniu meczu o brąz z Argentyną w Gdańsku w 2011 roku. Teraz kolekcja powiększyła się o złoto – też w Gdańsku.


Na przestrzeni dwóch dekad – od finału 2001 w Katowicach do finału 2023 w Gdańsku – zmieniło się wszystko oprócz jednego. Słusznie zauważył to po półfinałowym spotkaniu z Japonią w studio Polsatu Sport Jerzy Mielewski, który patrząc w kartkę ze statystykami meczowymi powiedział na wizji, że w naszej drużynie jest jeden gracz, który może pochwalić się stuprocentową skutecznością w ataku, stuprocentową skutecznością w przyjęciu, stuprocentową skutecznością gry w bloku oraz w obronie i do tego ma oczywiście stuprocentową efektywność. Oczywiście tym graczem byli kibice reprezentacji Polski. To jest naprawdę fenomen, bo lata lecą, sukcesów i medali na wszelakich imprezach przybywa, a jedno się nie zmienia – chęć uczestniczenia w siatkarskim widowisku i aktywne dopingowanie biało-czerwonych. Atmosfera rzeczywiście była nieziemska i niosła naszą drużynę, ale nie tylko naszą, bo w pozostałych spotkaniach – tych bez udziału Polaków – widownia też stanęła na wysokości zadania poniekąd zmuszając zawodników do maksymalnego zaangażowania w grę. I oto przecież w sumie w tej zabawie chodzi.


Kibice się nie zmieniają, co się zatem na przestrzeni tych dwóch dekad zmieniło? Na pewno podejście reprezentacji Polski do gry z konkretnym przeciwnikiem i meczów o stawkę, co widać było głównie na przykładzie naszego spotkania z Brazylią. Meczu najtrudniejszego w całym turnieju, bo to był przecież ćwierćfinał, a porażka w nim zamykała drzwi na klucz i eliminowała z turnieju. Kiedyś, wcale nie tak całkiem dawno, drżeliśmy słysząc nazwę tego rywala, dziś wychodzimy na boisko jak „po swoje” i można odnieść wrażenie, że to Brazylijczycy dostają gęsiej skórki na hasło „Polska”. Bo na przestrzeni tych dwóch wspomnianych dekad role się odwróciły, co też wyraźnie pokazuje jaki skok jakościowy zrobiła polska siatkówka.


I tutaj na chwilę koniecznie trzeba się zatrzymać przy Japończykach, którzy też wykonali ogromny skok, co akurat dla światowej siatkówki i jej geograficznego znaczenia w kontekście globalnym ma ogromne znaczenie i otwiera absolutnie nowe możliwości. Bo choć siatkówka w Japonii zawsze była bardzo popularna, to świetnie się stało, że dzięki tegorocznej Lidze Narodów oraz ruchach tamtejszej federacji otworzyła się na szerszą skalę nie ograniczając się tylko i wyłącznie do granic wysp położonych na zachodnim Pacyfiku.


Abstrahując już od wszystkiego wielu polskich kibiców mocno kibicowało Japończykom w Gdańsku, bo ta reprezentacja jako żywo przypominała... naszą kobiecą reprezentację w tegorocznej VNL. Przed startem reprezentacyjnego sezonu nikt ich nie stawiał w roli faworytów do medali, a oni najpierw wygrali fazę zasadniczą, później przebrnęli przez ćwierćfinał i potknęli się dopiero na reprezentacji Polski. Wygrana z Włochami i wywalczenie brązowych medali to nagroda za całą świetną pierwszą część sezonu reprezentacyjnego. Nagroda też dla Philippa Blaina, bo czego by tutaj nie mówić, to w grze reprezentacji Japonii widać pomysł i rękę francuskiego szkoleniowca. A pokonanie – było nie było – aktualnych mistrzów świata, to taka odmiana siatkarskiej „truskawki na torcie”.


Złoty medal dla Polski, srebrny dla USA, brązowy dla Japonii i medal ponad wszelkimi kategoriami dla polskich kibiców. To najważniejsza reminiscencja finałowego turnieju Ligi Narodów w Gdańsku. Za chwilę czas na mistrzostwa na kontynentach, a później turnieje kwalifikacyjne do Igrzysk Olimpijskich. Teraz można troszeczkę odetchnąć…

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie