Świątek otworzyła się i opowiedziała o presji. "Wtedy już przestają mnie chwalić"

Tenis
Świątek otworzyła się i opowiedziała o presji. "Wtedy już przestają mnie chwalić"
fot. PAP
Iga Świątek w trakcie meczu z Belindą Bencić

- Tu w Polsce granie turniejów jest, bez dwóch zdań, specyficzne. Szczególnie że nie mieliśmy zbyt wielu turniejów juniorskich i nie jestem do tego przyzwyczajona. Dotychczas jak grałam jakieś turnieje w Warszawie, to jednak moja dyspozycja była trochę gorsza - powiedziała Iga Świątek w wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu Onet". Najlepsza tenisistka świata zdradziła także, jak radzi sobie z presją ogromnych oczekiwań.

W poniedziałek rozpoczął się turniej BNP Paribas Open w Warszawie. W stolicy Polski nie mogło zabraknąć Igi Świątek. Liderka rankingu w rozmowie z "Przeglądem Sportowy Onet" opowiedziała o presji, która towarzyszy jej w trakcie turniejów rozgrywanych w naszym kraju. 

 

ZOBACZ TAKŻE: Wimbledon nie zaszkodził! Iga Świątek wciąż na fotelu liderki rankingu WTA

 

- Nad przygotowaniem mentalnym, żeby lepiej radzić sobie z różnymi sytuacjami, pracuję od wielu lat. Cieszę się, że ten progres widać. Przede wszystkim ja go czuję. Wiadomo, są wzloty i upadki, jak u każdego w pracy, ale bez dwóch zdań myślę, że cały czas ten wykres rośnie i cieszę się, że z Darią Abramowicz robimy dobrą robotę, bo też właśnie na meczach w trudnych sytuacjach czuję, że łatwiej jest mi te momenty pokonać. Tu w Polsce granie turniejów jest, bez dwóch zdań, specyficzne. Szczególnie że nie mieliśmy zbyt wielu turniejów juniorskich i nie jestem do tego przyzwyczajona. Dotychczas jak grałam jakieś turnieje w Warszawie, to jednak moja dyspozycja była trochę gorsza z uwagi na to, że nie do końca — jak miałam 17, 18 lat — umiałam sobie z tym poradzić - dodała liderka rankingu WTA. 

 

Wśród pytań nie mogło zabraknąć tych związanych z niedawnym występem na kortach Wimbledonu. Polka w dramatycznych okolicznościach odwróciła losy meczu z Belindą Bencić. Mimo, że rywalka miała już piłki meczowe, Świątek udało się wyjść z opresji i awansować do ćwierćfinału londyńskiego szlema. 

 

- Wszyscy chwalą mnie za ten mecz, a następnego dnia może wydarzyć się coś innego i wtedy już przestają mnie chwalić. Trochę nie przywiązuję się do tego, co media mówią, bo prawda jest taka, że tutaj rzucało się w oczy, że byłam dwie piłki meczowe "w plecy", a i tak wygrałam ten mecz, ale ja w każdym meczu staram się wygrać każdą piłkę. Czasami to wyjdzie, czasami nie. Nie wszystko zależy ode mnie. Czasami to zależy od przeciwniczki. W tym meczu akurat podczas tych piłek meczowych podjęłam ryzyko, przejęłam inicjatywę i nie dałam Belindzie w pewnym sensie szansy na wygranie tych piłek. Tak jak mówię, ja do wszystkich meczów podchodzę tak samo i nawet jak moja przeciwniczka gra przeciwko mnie piłki meczowe, to ja i tak staram się je wygrać. Cieszę się, że przeciwko Belindzie wyszłam z tych opresji i cieszę się, że ludzie to doceniają, ale właśnie, tak jak mówię, zawsze staram się to robić - zaznaczyła Polka. 

 

Ostatecznie Polka odpadła z Wimbledonu po ćwierćfinałowej porażce z Eliną Switoliną. Mimo porażki Świątek poprawiła ubiegłoroczny wynik i z optymizmem patrzy w przyszłość. 

 

- Do Wimbledonu w tym roku podeszłam naprawdę z małymi oczekiwaniami. Chciałam się rozwijać, uczyć i coraz więcej czuć na trawie i wiem, że ja tak często mówię, ale teraz faktycznie udało mi się naprawdę na tym skoncentrować. Przychodziłam codziennie na korty, nie myśląc o tym, jaki mam wynik do zrobienia, tylko o tym, co chcę poprawić. Wyszło mi to, więc dlatego myślę, że czułam się swobodniej. Z roku na rok będzie mi coraz łatwiej przyzwyczajać się do gry na trawie po Roland Garros. Zwłaszcza że mimo wszystko liczę, że będę miała jak najmniej czasu, bo dobrze zagram w Paryżu i myślę, że co roku też ta forma, którą wypracuję przed Wimbledonem, będzie mi starczała na dłużej podczas samego turnieju w Londynie. Przynajmniej takie są też obserwacje, o których mówi mi mój trener. Z jego doświadczeniem ufam, że tak się stanie - powiedziała Świątek. 

 

Porażka w ćwierćfinale mogła okazać się dla Polki niezwykle kosztowna. Jeśli do finału awansowałaby wiceliderka rankingu - Aryna Sabalenka, to Białorusinka zostałaby nową liderką rankingu. Ostatecznie 25-latka nie udźwignęła presji i przegrała w półfinale z Ons Jabeur. 

 

- Wiem, że Aryna w pewnym sensie ma taki ogromny cel, ją motywuje to, że jestem teraz przed nią. Mnie też motywuje to, że ktoś mnie goni. Obie mamy super sezon w tym roku i gramy naprawdę solidnie, więc to są powody dla nas ku temu, by jeszcze lepiej trenować, jeszcze lepiej pracować i być jeszcze bardziej profesjonalnym - zaznaczyła najlepsza tenisistka świata. 

 

W wywiadzie nie mogło zabraknąć pytania o przełomowy moment w karierze Polki. 

 

- Ciężko ocenić, naprawdę. Tych zmian było tak dużo. Jakbym miała wymienić, to turniej w Toronto w 2019 r., gdzie wygrałam z Caroline Wozniacki i zagrałam taki dość wyrównany mecz z Naomi Osaką, która była wtedy pierwsza. To pokazało mi, że w przyszłości będę mogła grać w turniejach WTA i dochodzić do zaawansowanych rund. Wtedy zatrzymała mnie kontuzja, więc ciężko było to pociągnąć dalej, ale to dało mi taką nadzieję. Nawet w trakcie tej kontuzji często oglądałam skróty meczu z Naomi. To mnie pocieszało mimo tego, że przegrałam ten mecz. Później przyszedł covid, miałam inne cele, przede wszystkim maturę. Później Roland Garros. To było specyficzne, bo z jednej strony wygrałam turniej wielkoszlemowy, z drugiej nie wiedziałam, jak to się wydarzyło. Na pewno musiałam w przyszłych latach udowodnić sobie, że jestem w dobrym miejscu, że zasługuję, żeby tam być i jeszcze ciężej pracować, żeby poprawić mój tenis. I żeby nie wydawało mi się, że to się wydarzyło przez przypadek. Na pewno Roland Garros 2022 to był turniej, na który po prostu od początku przyjechaliśmy, żeby go wygrać. Niezależnie co się działo, to był mój cel i naprawdę właśnie tam udowodniłam sobie, że w przyszłości będę w stanie wygrywać te turnieje może trochę bardziej regularnie i pod większą kontrolą - dodała Polka. 

 

Mimo młodego wieku Świątek została zapytana o potencjalny moment, w którym zakończy karierę. Nie tak dawno na taki ruch zdecydowała się 25-letnia wówczas Ashleigh Barty. 

 

- Mogę powiedzieć kibicom, że nie ma co się nad tym zastanawiać, bo ja sama tego nie robię. Myślę, że będę taką tenisistką, która skończy, jak będę miała trzydzieści kilka lat. Wiem też, że jest dużo fajnych rzeczy, które można zrobić w życiu, dużo takich projektów mam w głowie, które byłyby ciekawe w przyszłości, a nie za bardzo mogę zrobić je teraz, bo pochłania mnie tenis. Myślę, że jeśli nadal będę miała te pomysły w przyszłości, to może będę miała drugą karierę - uspokoiła fanów liderka rankingu. 

K.P, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie