Komu nie podawać ręki?
Przez dziesięciolecia sport wydawał się niewielkim skrawkiem naszej codzienności, w której trudno o sytuację, gdzie ofiara staje się sprawcą. Międzynarodowa Federacja Szermiercza (FIE) doprowadziła jednak do precedensu, w którym ukraińska szablistka została ukarana za zachowanie godne każdego przyzwoitego człowieka.
Samo to, że Ukrainka Olha Charłan, wielokrotna medalistka olimpijska, zdecydowała się walczyć z rosyjską rywalką Anną Smirnową można było uznać za wydarzenie, które zdziwiło cały świat. Dotąd przecież poza tenisowymi arenami sportowcy z kraju gwałcącego globalne normy pokojowe nie mieli prawa wstępu do rywalizacji sportowej z ofiarami zbrodniczej polityki Kremla, na pewno nie w sportach olimpijskich.
ZOBACZ TAKŻE: Ukrainka zdyskwalifikowana, bo nie podała ręki Rosjance. Federacja protestuje
W rozgrywanych w Mediolanie mistrzostwach świata, doszło do pierwszej takiej konfrontacji, bo Rosyjscy i Białoruscy sportowcy mogli wystąpić pod neutralną flagą bez możliwości wysłuchania hymnu w razie zdobycia złotego medalu. Sytuacja była na tyle skomplikowana, że zaraz po losowaniu - kiedy okazało się, że Charłan na wyjść na planszę przeciwko Rosjance - pilnie obradowały sportowe władze w Kijowie. Dotychczasowe przepisy z marca zabraniały bowiem sportowej rywalizacji w jakimkolwiek charakterze. Ostatecznie zezwolono Ukraince na ten pojedynek.
Charłan wygrała ze Smirnową 15:7, jednak po zakończeniu rywalizacji nie podała ręki swojej przeciwniczce. Zdecydowała się jedynie wyciągnąć szablę, dziękując za walkę, zresztą podobnie postępowano w czasie koronawirusowej pandemii. Międzynarodowa Federacja Szermiercza uznała to za załamanie zasad i zdyskwalifikowała Ukrainkę, choć ta tłumaczyła, że jej gest i tak wiele znaczył, bo od wybuchu wojny żaden z jej rodaków nie zdecydował się na podobne zachowanie. Działaczy to nie przekonało, nie mieli oni nawet na tyle odwagi, by wytłumaczyć swoją decyzję. Warto też zauważyć, że sama Smirnowa poczuła się na tyle dotknięta, że przez kilkadziesiąt minut nie schodziła z planszy, próbując niejako wymusić ukaranie Ukrainki.
Ponieważ mistrzostwa świata w szermierce nie są w swoim rozmachu imprezą taką, jak igrzyska olimpijskie, to jednak doszło do bardzo niebezpiecznego precedensu. Sytuacji, w której ofiara – biorąc pod uwagę aspekt geopolityczny – stała się sprawcą. Charłan nie przebierała w słowach, swoją dyskwalifikację nazwała zmuszaniem całego ukraińskiego narodu do poddania się. I choć to wnioski wypowiadane w emocjach, dają Rosjanom kolejną przewagę w tej nierównej wojnie, która przecież toczy się nie tylko na regularnym froncie, ale także na polu dyplomatycznym.
Wiadomo nie od dziś, właściwie od berlińskich igrzysk w 1936 roku, jak bardzo sport służy propagandzie, wciąż jest przez nią wykorzystywany. Czwartkowe zdarzenie doskonale wpisało się w ten trend, zwłaszcza że rosyjska strona uznała dyskwalifikację Charłan za sukces. Pomijając już, że Smirnowa przegrała zawody na planszy, przedstawiciele kraju-agresora nie tylko w modelowy sposób doprowadzili do demonstracji politycznej, co na sportowych arenach nie powinno się zdarzać, ale jeszcze z pomocą działaczy upokorzyli sportsmenkę z Ukrainy.
Przejdź na Polsatsport.pl