Podróże kształcą i… męczą. Przez Baku do Limassol? Gorące lato Rakowa
Podróże z pewnością kształcą, ale bywają też męczące i bolesne. Przekonała się o tym w Szymkencie Legia Warszawa, podobny scenariusz napisany zostanie za niespełna tydzień przez Raków Częstochowa. I choć do Baku jest bliżej niż do wschodniej części Kazachstanu, to jednak wciąż Azja.
Mistrza Polski w najbliższą środę czeka trudna wyprawa. A raczej przeprawa. I nie chodzi tu tylko o blisko trzydziestostopniowy upał i wysoką wilgotność powietrza. Karabach to po prostu piłkarsko dużo wyższa jakość niż Ordabasy, z którymi stołeczna ekipa z wywalczyła remis 2:2. A mogła zarówno w pewnym momencie przegrywać nawet 0:3 i kto wie, czy nie podnieść się już z desek, jak i wygrać 3:2.
ZOBACZ TAKŻE: UEFA podała kluczową datę. Chodzi o Ligę Mistrzów
Bez względu na to zdobywcy krajowego pucharu rewanż grają u siebie, przy Łazienkowskiej. "Medaliki" mają co prawda minizaliczkę z pierwszego spotkania, ale to wątła przewaga. Szczególnie widząc, co może zrobić – jeśli się "spręży" – jej rywal. Przecież Karabach jeśli tylko został zmuszony do odwrócenia meczu, zrobił to w dwóch efektownych i zabójczo efektywnych akcjach.
Zachwycając się wejściem "smoka" Sonny’ego Kittela, piłkarza z innej futbolowej rzeczywistości, z której nasza klubowa piłka rzadko ma okazję korzystać, należy z zimną głową spojrzeć na jeden aspekt. To kapitalna sprawa, że jego gol totalnie zmienił perspektywę tej rywalizacji, ale rzetelnie rzecz ujmując, wszystkie trzy bramki dla częstochowian są także "zasługą" azerskiego bramkarza. Chwała Niemcowi za to, że dobrze ten temat - obserwując większą część tego meczu z ławki rezerwowych - przeanalizował. Być może trzeba było w jego kierunku jeszcze częściej uderzać.
Szkoleniowiec Karabachu Gurban Gurbanow słusznie i to jeszcze przed meczem zauważył, że dzisiejszy Raków gra inną, lepszą piłkę niż za czasów Marka Papszuna. Więcej jest kreacji, "głaskania" piłki i tworzenia. Pewnie ze względu na zmianę profilu napastnika i liczbę klasowych środkowych pomocników, z których nawet przy kontuzji Iviego Lopeza Dawid Szwarga może przebierać jak w ulęgałkach. W Baku jednak częstochowianie będą musieli przestawić się na "stary", sprawdzony styl.
Napastnik musi być przede wszystkim agresywnym pierwszym obrońcą, a cały zespół szukać swych szans po przechwytach w tak zwanych fazach przejściowych. Jest w stanie to zrobić – nie będzie to dla niego żadna nowość czy rewolucja. Po prostu sięgnięcie do kieszeni, którą bardzo dobrze się zna.
Przejdź na Polsatsport.pl