Stary człowiek i… może. Weterani i Wiktor Niewiarowski

Stary człowiek i… może. Weterani i Wiktor Niewiarowski
fot. Polsat Sport
Stary człowiek i… może. Weterani i Wiktor Niewiarowski

Marzyłoby się, aby Fortuna 1 Ligę nazywać jak francuską Ligue 1 – ligą talentów. Nad Sekwaną oczywiście realia są inne. Nie dość, że to najwyższy szczebel rozgrywek, to szkolenie jest na nieosiągalnym dla nas wysokim poziomie. Połączone z dopływem gigantycznej liczby zawodników z dawnych kolonii jednego z największych państw Europy i jeszcze większej urodzonych już w tym kraju potomków wieloletniej emigracji.

Ale zachowując wszelkie proporcje: zaplecze naszej elity powinno być pełne uzdolnionej młodzieży, która przez doświadczenie uzyskane w tych niełatwych przecież zawodach najpierw trafiałaby do klubów z najwyższej ligi, a potem – być może - za granicę.

 

Zobacz także: Już tylko jedna drużyna z kompletem punktów

 

W ubiegłym sezonie można było się zachwycać Mateuszem Kowalczykiem, który mimo zapowiedzi, że chce posmakować Ekstraklasy z Łódzkim Klubem Sportowym, zamiast niej wybrał Broendby Kopenhaga. Jego kolega bramkarz Aleksander Bobek po awansie przebąkiwał, że raczej odejdzie na zachód, ale jeszcze w Łodzi został. Z naciskiem na jeszcze. Jeden z najciekawszych młodych piłkarzy Tomasz Wójtowicz póki co nie wyfrunął z Ruchu Chorzów – żaden z kolosów Ekstraklasy się po niego nie pofatygował. Znając jednak jego inteligencję, umiejętności, wszechstronność i sportową wartość plus agencję menedżerską Bartłomieja Bolka – jeżeli nie wydarzy się nic niespodziewanego, droga do poważnej kariery powinna być otwarta. A kim zauroczy nas ta runda?

 

Na razie najbardziej imponują starzy dobrzy znajomi. Rewelacyjny na starcie beniaminek Znicz Pruszków zdobywa punkty po golach Pawła Moskwika, który po trzech kolejkach strzelił już tyle samo bramek, co w prawie pięćdziesięciu występach w barwach Piasta Gliwice, gdzie próbował zawojować boiska ekstraklasowe. W Wiśle Płock kluczowe role odgrywają Łukasz Sekulski i Dawid Niepsuj, też zawodnicy po różnych „przejściach”. Prawdziwe wejście smoka w piątek przeciw Lechii zaliczył trzydziestosiedmioletni Krzysztof Janus. Pod koniec ubiegłego sezonu wyciągnięty przez Marka Saganowskiego z rezerw, by rzucić koło ratunkowe „Nafciarzom” walczącym o pozostanie w Ekstraklasie.

 

Asystę na wagę trzech punktów przed tygodniem w Gdańsku zapisał na swoje konto Mariusz Rybicki, który dekadę temu w Widzewie zyskał przydomek „łódzkiego Neymara”. Stal Rzeszów w Krakowie zepsuła święto pożegnania Jakuba Błaszczykowskiego przy trzydziestu tysiącach widzów – bo miała w bramce będącego na kolejnym zakręcie Jakuba Wrąbla i trzymającego środek pola Krzysztofa Danielewicza. Wszystko to starzy dobrzy znajomi.

 

Nie boję się – jeszcze – że zaraz, wzorem poprzedniego sezonu, ktoś nas nie zaskoczy i w dacie urodzenia przy roku przybycia na ten świat nie będzie miał na początku „dwójki”, a był już po trzydziestce lub tuż przed tym wiekiem. Zresztą już ktoś taki jest. To Wiktor Niewiarowski z GKS Tychy. Chłopak z Augustowa, ukształtowany w warszawskiej Polonii, który w Podlasiu Biała Podlaska na czwartym poziomie strzelał jak najęty i wciąż się nie zatrzymuje.

 

Jako „joker” trzy razy wszedł z ławki i zdobył trzy gole! Wszystkie istotne, na wagę punktów i pozycję lidera pierwszoligowej tabeli! Dwa poniedziałkowe spotkania kończące trzecią kolejkę sytuacji na górze nie są w stanie już zmienić. Wiktor to rocznik 2001, więc według przepisów młodzieżowcem już nie jest. Ale właśnie o takich piłkarzy mi chodzi. Nieoczywistych, wyciągniętych gdzieś z małych klubów i grających nie tylko dlatego, żeby być zgodnym z protokołem.  

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie