Bożydar Iwanow o Rakowie Częstochowa: Przewidywalni. Niedosyt czy niezła zaliczka?

Bożydar Iwanow o Rakowie Częstochowa: Przewidywalni. Niedosyt czy niezła zaliczka?
fot. PAP
Piłkarze Rakowa Częstochowa.

Niedosyt? Wsłuchując się w głosy i wczytując w komentarze po wtorkowym meczu Rakowa Częstochowa z Arisem Limassol właśnie to słowo pojawia się najczęściej. Poczucie braku zaspokojenia własnej potrzeby wcale nie powinno być jednak aż tak duże. Byłoby mniejsze gdyby częstochowianie wygrali 1:0? A przecież to od pewnego czasu i likwidacji podwojonej wartości bramki zdobytej na wyjeździe taka sama zaliczka jak 2:1.

Okoliczności i przebieg spotkania przy Limanowskiego dawał oczywiście perspektywy do uzyskania rezultatu, który Raków bardzo mocno zbliżyłby do gry w czwartej rundzie, zwanej play-offem, Ligi Mistrzów. Tym bardziej, jeśli rywal nie dość, że okazał się - na podstawie środowego meczu - drużyną o mniejszej sile rażenia i niższej jakości piłkarskiej, oddał zaledwie jeden celny strzał. I akurat to on znalazł drogę do siatki. Rozumiem, że można się w tej sytuacji na zły los zżymać. Ale jeśli z drugiej strony będziemy się ściśle posiłkować twardymi danymi statystycznymi, znajdziemy też w nich inne informacje. Na przykład takie, że to Aris był przez 57 procent czasu przy piłce, przejawiając tym samym większą ochotę do zdobycia gola niż drużyna Rakowa. I powodem z pewnością nie był tylko fakt, że Raków pierwszą bramkę zdobył już w 7. minucie, natomiast po nieco ponad godzinie gry podwyższył wynik na 2:0.


Nie ma się jednak na to co obrażać. Raków ma swoją strategię i strukturę, jest doskonale przygotowany na niwelowanie atutów przeciwnika więc często - na tym poziomie - musi korzystać z niższego ustawienia i stawiać na przechwyty oraz szybki atak. Zresztą dziś gra w ten sposób mnóstwo innych dużo mocniejszych zespołów w Europie i nie jest to absolutnie żadna ujma. W futbolu na tym poziomie najbardziej istotna jest powtarzalność, regularność, a nawet przewidywalność. Choć to ostatnie określenie kojarzy się z czymś łatwym do rozszyfrowania - a więc oznaką słabości - w tym wypadku tak nie jest. I nie dotyczy to jedynie trwającego lata.


Patrząc na "suche" wyniki europejskich potyczek częstochowian, okaże się, że w meczach u siebie - czyli Częstochowie i... Bielsku-Białej - nigdy nie przegrali. Bramek też tracą niewiele. Paradoksalnie w tym obecnym już wyjątkowym sezonie - najwięcej - bo dwa razy pod Jasną Górą trafił Karabach Agdam - a do tamtego momentu zrobiła to jedynie Slavia Praga, nawet Gandawie ta sztuka się nie udała. Mecze wyjazdowe? Tu też niełatwo ich złamać - zrobiła to w zasadzie tylko ekipa z Gent, ale to było w pierwszym sezonie w Europie, gdzie zespół płacił jeszcze "frycowe" i prawdę mówiąc patrząc na przebieg meczu 0:3 to był za wysoki wymiar kary jak na historię tamtego spotkania. A zatem?


2:1 to wynik, z którym bez strachu można udawać się do Limassol. I nie martwić się tym, że ewentualny pierwszy mecz czwartej rundy eliminacji Champions League znów trzeba rozegrać u siebie. Kiedyś mówiło się, że atutem jest rewanż przed własną publicznością. Raków pokazuje jednak, że niekoniecznie. Bo jest przygotowany na każdą okoliczność, nawet taką, na którą wpływu się nie ma.

Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Przeczytaj koniecznie