Zbigniew Boniek ostro komentuje. "To jest w ogóle nie do przyjęcia!”
- To, co mnie najbardziej uderzyło, to łatwość traconych bramek. Porażka 0-5 Pogoni jest w ogóle nie do przyjęcia. Tym bardziej, że gdybym miał znaleźć w składach wszystkich przeciwników naszych drużyn – Gentu, Austrii, Spartaka piłkarzy dobrego, europejskiego formatu, to miałbym spore kłopoty. Nasi piłkarze są tacy sami jak rywale, w niczym im nie ustępują. Rywale nie mają wielkich gwiazd – podkreśla w rozmowie z Polsatem Sport legenda polskiej piłki i wiceprezydent UEFA Zbigniew Boniek.
Michał Białoński: Chyba wszyscy w Polsce spodziewali się lepszych wyników, zwłaszcza w wykonaniu Legii, która uległa u siebie 1-2 Austrii Wiedeń, ale też Lech teoretycznie powinien jechać na Słowację z większą zaliczką niż 2-1 w starciu ze Spartakiem Trnava. Nie wspominając o Pogoni, która została rozgromiona 0-5 przez Gent. Jak pan ocenia pierwsze mecze w III rundzie naszych ekip?
ZOBACZ TAKŻE: Sensacja przy Łazienkowskiej! Legia Warszawa nie dała rady Austriakom
Zbigniew Boniek: Legia faktycznie zawiodła. Grała nonszalancko i słabo. Wydaje mi się, że wcale nie stoi na straconej pozycji, może odrobić tę stratę. Wystarczy jej zwycięstwo 1-0 w Wiedniu, które będzie oznaczało dogrywkę.
Zawiodła mnie zresztą nie tylko Legia. Wszystkie drużyny reprezentujące nas w pucharach nasze są tylko z nazwy, bo Polaków na boisku było mało w każdej z nich. To, co mnie najbardziej uderzyło, to łatwość traconych bramek. Porażka 0-5 Pogoni jest w ogóle nie do przyjęcia. Tym bardziej, że gdybym miał znaleźć w składach wszystkich przeciwników – Gent, Austrii, Spartaka piłkarzy dobrego, europejskiego formatu, to miałbym spore kłopoty. Nasi piłkarze są tacy sami jak rywale, w niczym im nie ustępują. Rywale nie mają żadnych wielkich gwiazd.
Głównym winowajcą porażki z Gentem eksperci i kibice zrobili bramkarza Bartosza Klebaniuka, który nie popisał się przy trzech pierwszych bramkach.
Ale cały zespół grał w sposób naiwny, prezentował szkolny poziom. W myśl hasła: „Panowie, musimy nauczyć się wyprowadzać piłkę od tyłu”. Ok, to szczytny zamiar, ale od jego realizacji są treningi i sparingi. Natomiast jak się uprawa piłkę zawodowo, to trzeba na koniec grać w sposób efektywny! A nie pokazywać światu na siłę, że jesteśmy nowocześni. Ta nowoczesność kosztowała Pogoń utratę co najmniej trzech bramek.
Szkoda takiego obrotu sprawy, bo wydaje mi się, że losowanie polskich drużyn było znakomite i można było nawet śnić, że wszystkie dojdą do czwartej rundy eliminacji. Teraz sytuacja się skomplikowała. I wydaje mi się, że oprócz Rakowa, który jest już pewny występów w fazie grupowej, nie wiadomo tylko których rozgrywek, pozostałe drużyny muszą się strasznie napocić.
Powtarzam, generalnie najbardziej jestem zawiedziony postawą Legii. Gdy się na spokojnie przeanalizuje, to ona się musi zastanowić nad swoją grą w obronie. Tak prawdę powiedziawszy ma w tej formacji tylko jednego piłkarza z międzynarodowym doświadczeniem - Artura Jędrzejczyka, który zaczyna powoli mieć swoje lata.
Tym razem wszedł z ławki za Pankova, jeszcze w pierwszej połowie.
Widziałem. Natomiast dla mnie Rafał Augustyniak jest bardziej środkowym pomocnikiem, a nie obrońcą. Oczywiście na naszą ligę Rafał będzie jednym z najlepszych, natomiast to, co jest dobre na ligę, nie zawsze wystarczy na europejskie puchary.
Legia trochę problemów narobiła sobie w czwartek sama. Dla Legii byłby to straszny cios, w finanse klubu, gdyby nie weszła do fazy grupowej Ligi Konferencji. Gra w grupie daje zupełnie inne nie tylko wpływy, ale też perspektywy rozwoju drużyny.
Legia przegrała pierwszy mecz z Austrią, która nie jest tak mocnym zespołem, jakim była 10 lat temu. Nie zapominajmy jednak, że dzisiaj już nie ma drużyn, z którymi się łatwo wygra. Poważną piłkę i poważny klub można zrobić w Luksemburgu, czy nawet w San Marino, jeśli tylko ma się pomysł i pieniądze. Decydują prawa wolnego rynku. Mamy przykład Dudelange, który w ostatnich pięciu latach kilka razy przebił się do fazy grupowej, pamiętam, że raz się nawet Milan męczył z tym zespołem. Luksemburczyków prawie wcale tam nie było, tylko sami Francuzi, Niemcy itd. Z nikim się już nie przejdzie łatwo, szczególnie w trzeciej rundzie eliminacji.
Nie uważa pan, że zwłaszcza Legii zabrakło stuprocentowej gotowości, nastawienia na ciężkiego rywala? W opiniach eksperckich dominowały głosy, że dzisiejsza Austria jest cieniem tej sprzed lat. Może piłkarze Kosty Runjaicia uwierzyli, że to będzie rywal przeciętny, którego pokona się na stojąco. Tak samo zresztą nikt w Polsce nie docenia Spartaka Trnava, którego Lech miał pokonać dużo wyraźniej niż 2-1.
My mamy taki syndrom oceniania drużyn, ze względu na ich położenie geograficzne, na wielkość miast, historię klubów. Gdy gramy z wielką marką, to się boimy, a gdy z przeciętną, to pojawia się duch zarozumialstwa. Oczywiście, jest to jakiś znaczący czynnik. Trudno mi mówić o tym, czy Legia zlekceważyła przeciwnika. Przecież gdyby wykorzystała wszystkie sytuacje, jakie miała, to wynik byłby o niebo lepszy. Dlatego uważam, że Legia ma szanse w meczu rewanżowym, by pokonać Austrię Wiedeń. Jest tylko jeden warunek – absolutnie musi poprawić grę defensywną. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że ważne trofea nie wygrywa się umiejętnością strzelania bramek, tylko umiejętnością ich nie tracenia.
Legia miała kłopoty w obronie także w ostatnim meczu ligowym z Ruchem Chorzów. W pierwszych 20 minutach to Ruch był bliżej zdobycia bramki.
Zagrażał także w okresie gry w liczebnym osłabieniu.
Faktycznie tak było. Dodatkowo inna jest polska rzeczywistość ligowa, a inna – europejska. Przez tę porażkę z Austrią straciliśmy punkty w rankingu UEFA, szkoda tego, ale Legia dalej ma szansę na awans. Musi sobie jednak odpowiedzieć na kilka pytań, zwłaszcza to o sposób ułożenia defensywy. Czy z taką obroną można myśleć o czymś wielkim, łącznie z tytułem mistrza Polski i dobrym wyniku w europejskich pucharach. Legia to największa polska marka, czy to się komuś podoba czy nie i to właśnie od niej oczekujemy dobrej gry w Europie.
Poza tym muszę powiedzieć szczerze, że jak widziałem ten skład, to nie do końca byłem przekonany, że to jest akurat najmocniejsze ustawienie Legii. Ale to już nie mój problem.
Uważa pan, że Raków poradzi sobie w rewanżu z Arisem Limassol? Wygrał u siebie 2-1, więc jedzie do przeciwnika ze skromną zaliczką, podobnie jak po pierwszym meczu z Karabachem. Sęk w tym, że na Cyprze będzie upalnie, nawet 36 stopni Celsjusza, i wilgotno.
Raków robi to, co do niego należy. Zdobywając mistrzostwo Polski i przechodząc dwie rundy eliminacji do Champions League, zapewnił już sobie fazę grupową, nie wiadomo jednak których rozgrywek. Ja bym nad Rakowem nie kreował sztucznego ciśnienia. Wiadomo, że mecz w Limassol nie będzie za łatwy, ale niekoniecznie musi to być spotkanie, po którym nasza drużyna odpadnie. Tym bardziej, że aby zostać wyeliminowanym, Raków musiałby przegrać dwoma bramkami.
Mówi pan, że będzie gorąco, ale upał będzie doskwierał obu drużynom, a nie tylko jednej. Argument, że jest czasami ciepło podczas meczu mnie osobiście drażni. Pamiętam, że podczas MŚ 1982 r. w Hiszpanii przy 40 stopniach graliśmy mecze z Belgią, Związkiem Radzieckim, czy Peru i jakoś nikt wtedy nie mówił o cieple. Teraz wydaje nam się, że gorąc będzie dotykał tylko naszą drużynę. Panowie, to nie jest żaden argument! Czasem na siłę szukamy rzeczy, które powodują, że piłkarze tracą trochę koncentrację. Na przykład argument, że piłkarze mogą być zmęczeni. Piłkarze mogą być zmęczeni w październiku, listopadzie, a nie w sierpniu, po rozegraniu dwóch-trzech meczów w Europie. Tak samo jest z upałem – on dotyka obu drużyn, więc nie jest to żadna poważna argumentacja.
Przejdź na Polsatsport.pl